[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedynie fanatyk spośródmrocznych elfów wziąłby na siebie ranę, jakkolwiek drobną, by uratować innemu życie, i tojedynie dlatego, iż ów fanatyk sądziłby, że leży to w jego najlepszym interesie.Drowy przyszły,nawołując o chwałę dla Pajęczej Królowej, lecz tak naprawdę szukały części jej chwaty dlasiebie.Osobisty zysk był zawsze podstawową zasadą mrocznych elfów.Taka była różnica pomiędzy obrońcami Mithrilowej Hali a tymi, którzy przyszli ją podbić.To była jedyna nadzieja, jaką żywiliśmy w obliczu strasznej przewagi liczebnej nieprzyjaciela,wyszkolonych drowich wojowników!Gdyby pojedynczy krasnolud przybył do walki, w której jego kamratom grozi klęska,zaryczałby butnie i rzucił się na łeb na szyję, niezależnie od przewagi liczebnej wroga.Mimo to,gdybyśmy schwytali grupę drowów, może patrol, w zasadzkę, owe wspierające oddziałyotaczające swych pechowych towarzyszy nie pomogłyby im, nie będąc pewnymi zwycięstwa.To my, nie oni, mieliśmy prawdziwy wspólny cel.My, nie oni, rozumieliśmy spójność,walczyliśmy dla podzielanych wyższych zasad, rozumieliśmy i akceptowaliśmy wszelkie ofiary,które mogłyby nas popchnąć w stronę większego dobra.W Mithrilowej Hali istnieje komnata - a wręcz wiele komnat - w której składa się honorbohaterom wojen i dawnych walk.Znajduje się tam miot Wulfgara, a i był tam łuk - elfi łuk -który Catti - brie przywróciła z powrotem do służby.Choć używa go od lat i dodała wiele do jegolegendy, wciąż mówi o nim jako o łuku Anariel, zmarłej dawno elfki.Jeśli po stuleciach od tejchwili łuk znów zostanie użyty przez przyjaciela klanu Battlehammer, będzie nazywany łukiemCatti - brie, dawniej lukiem Anariel.W Mithrilowej Hali jest jeszcze jedno miejsce, Hali Królów, gdzie wykuto sylwetkipatronów klanu Battlehammer, gigantyczne i ponadczasowe.Drowy nie mają takich pomników.Moja matka, Malice, nigdy nie mówiła o poprzedniejmatce opiekunce domu Do'Urden, najprawdopodobniej dlatego, że sama przyłożyła rękę do jejśmierci.A w Akademii nie ma tablic dawnych mistrzyń czy mistrzów.Tak naprawdę, gdy terazsię nad tym zastanawiam, jedynymi pomnikami w Menzoberranzan są statuy tych, którzy zostaliukarani przez Baenre lub ugodzeni przez Yendes i jej okrutny bicz.Ich skóra stała się kamieniem,aby mogli zostać ustawieni na widoku, na płaskowyżu Tier Breche poza Akademią, jakoświadectwa nieposłuszeństwa.Taka była różnica pomiędzy obrońcami Mithrilowej Hali a tymi, którzy przyszli ją podbić.To była jedyna nadzieja.Drizzt Do'UrdenROZDZIAA 23KIESZENIE MOCYBidderdoo nigdy nie widział niczego, co mogłoby się z tym równać.Była to dosłownieulewa koboldów spadających wszędzie wokół przerażonego Harpella, gdy Brygada PogromcówFlaków wpadła w prawdziwy szał bitewny.Dotarli do małej, szerokiej komnaty i natknęli się tamna oddział koboldów wielokrotnie przewyższający ich liczebnie.Zanim Bidderdoo zdołałzasugerować odwrót (lub taktyczny manewr oskrzydlający , jak zamierzał to nazwać, wiedziałbowiem, że w słowniku Thibbledorfa Pwenta nie ma słowa odwrót ), Pwent poprowadziłbezpośrednią szarżę.Biedny Bidderdoo został wessany przez brygadę, siódemkę rozszalałych krasnoludów,ślepo i radośnie podążającą za najwyrazniej samobójczym przewodem Pwenta prosto do sercagroty.Teraz była to furia, masakra z rodzaju tych, w które pilny Harpell, żyjący od urodzenia wzacisznej Bluszczowej Posiadłości (z czego sporą część jako pies rodzinny), nie mógł uwierzyć.Pwent przemknął obok niego z nadzianym na szpikulec i powiewającym bezwładniemartwym koboldem.Rozłożywszy szeroko ręce, szałojownik skoczył na grupę koboldów iprzyciągnął do siebie tyle, ile tylko mógł, ściskając je mocno.Następnie zaczął się trząść,wpadając w konwulsje tak gwałtowne, że Bidderdoo zastanawiał się, czy jakaś bolesna truciznanie przedarła się do żył krasnoluda.Nie bardzo, bowiem było to kontrolowane szaleństwo.Pwent trząsł się, a paskudnezadziory na jego zbroi zrywały skórę ze ściśniętych przeciwników, rozrywały ich i darły.Skończył to (pozostawiając trzy konające koboldy) lewym sierpowym, który wbił jego pancerną,nabijaną kolcami rękawicę na kilkanaście centymetrów w czoło kolejnego nieszczęsnegoprzeciwnika.Bidderdoo doszedł do zrozumienia, że szarża nie była samobójcza, że za pomocą samejfurii Pogromcy Flaków mogli z łatwością zwyciężyć z przeważającymi siłami.Zdał sobierównież sprawę, że koboldy szybko nauczyły się omijać rozszalałe krasnoludy.Sześć z nichprzemknęło szerokim, pełnym szacunku łukiem obok Pwenta.Sześć z nich obróciło się iskierowało na wroga, którego mogły mieć nadzieję pokonać.Bidderdoo gmerał w podartych strzępach księgi czarów, przeskakując do jednej strony, naktórej atrament nie został zbyt mocno rozmyty.Trzymając pergamin w jednej dłoni, drugąwyciągnął prosto przed siebie i zaczął szybko śpiewać, wymachując palcami.Z każdego opuszka wydostała się magiczna energia, zielone pociski, które pędziły, bynieomylnie uderzyć w cel
[ Pobierz całość w formacie PDF ]