[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś jednak wciąż okazywał swe nieza-dowolenie.Wzburzone echo przetoczyło się piwnicznymi korytarzami.Fredlund wysoko podniósł pochodnię. Za tą ścianą z ziemi coś jest oznajmił Erling. Musimy to sprawdzić.106 Tiril brzydziła się przegniłej, ciemnobrunatnej torfowej ziemi.Okazało sięjednak, że łatwo daje się odrywać.Odchodziła całymi płatami. Czy to taki kolor określa się  móri ?  spytała przyjaciela. Akurat w tej chwili nie są to zbyt przyjemne słowa. Przepraszam  rzekła, żałując, że to powiedziała.Głos Móriego świadczył o jego niezwykłej koncentracji.Zrozumiała, jak wiel-kie znaczenie dla nich wszystkich ma jego obecność i ile wysiłku kosztuje gopowstrzymywanie makabrycznego przeciwnika.Bez Móriego już dawno bylibystraceni.Ale czy inni także zdają sobie z tego sprawę?Tak, była tego pewna.Okazywali Islandczykowi bezgraniczny podziw i po-słuszeństwo.Nagle Erling zawołał: Tu są jakieś drzwi! Dobrze zachowane drewniane drzwi z okuciami z żela-za! Przetrwały dzięki okładowi z torfu  powiedział Fredlund.Zachęceni nowym odkryciem z większym zapałem zeskrobywali resztę ziemi. Jest zamek  zauważył Arne. Ale gdzie szukać klucza?Móri przyjrzał się drzwiom, wreszcie podniósł głowę. Klucz nie istnieje  oznajmił. Drzwi zamknięto przy użyciu magicznejsiły.Słuchali oszołomieni. Ale musi stąd być jakieś inne wyjście  upierał się Erling. Wskazujena to zachowanie Nera.Móri westchnął ciężko. Owszem.Myślę też, że wiem, gdzie go szukać.Ale nie chcę go wypróbo-wywać.Postaram się raczej zrobić coś z tym.Odsuńcie się trochę.Natychmiast spełnili polecenie.Tiril szepnęła: Móri potrafi otwierać zwyczajne zamki bez użycia klucza, widziałam to nawłasne oczy.Ale nie wiadomo, czy sobie z tym poradzi.Może nie znać magicznejmocy, którą się tu posłużono.Jak, na miłość boską, potrafi otworzyć zamek bez klucza?  dziwił się Arne. Posługuje się specjalną runą  wyjaśniła Tiril. A potem wdmuchujejakieś paskudztwo w zamek.Nigdy nie chciał zdradzić mi, co to takiego, twierdzi,że to wstrętne. Wyobrażam sobie  mruknął Erling.Skupili się na poczynaniach Móriego.Islandczyk przykucnął i coś majstrował przy zamku, nie bardzo widzieli, corobi, gdyż widok zasłaniała jego ciemna głowa.Jedynie Fredlund z pochodniąmógł stanąć dość blisko, szeroko otwartymi ze zdziwienia oczyma przyglądał sięniezwykłym obrzędom czarnoksiężnika.107 Nagle jakaś siła, jakby niespodziewany podmuch wichru, odrzuciła Móriegow tył.Zdążyli go pochwycić, zanim uderzył w przeciwległą ścianę.Przerazili się nie na żarty. Może lepiej tego zaniechać  szepnęła pobladła ze strachu Tiril.Móri, by dojść do siebie, kilkakrotnie głęboko odetchnął. Nie, nie, po prostu coś zle obliczyłem.Teraz już wiem, uda mi się na pew-no.Tajemnicza siła nie zgadzała się z nim.Znów nim szarpnęła, teraz jednak to-warzysze mocno go przytrzymywali. Dziękuję, przyjaciele  rzekł Móri.Prosił, by podprowadzili go pod samedrzwi, nie miał bowiem ochoty na kolejne, jak się wyraził, kuksańce.Opór, jaki napotkali, był ogromny.Wicher wiejący z siłą orkanu potargał imwłosy, ale wytrzymali dostatecznie długo, by Móri zdołał odprawić cały rytuał.Potem cofnął się nieco.Zwrócił dłonie wewnętrzną stroną w kierunku drzwi.Towarzysze stojący zanim i przy nim w napięciu wstrzymali oddech.Obejmowali się mocno, by nie daćsię porwać szalejącemu po lochu wichrowi.Nero na przemian skamlał przerażonyi ujadał w stronę, skąd wiało.Móri głośno odmawiał zaklęcia, a potem wyjął magiczny znak, którego Tirildotychczas nie widziała, i podsunął go pod drzwi.Wiatr ucichł, huk zmienił się w szum, który także się rozpłynął.Odetchnęli zdyszani jak po ciężkim biegu, twarze i uszy zdrętwiały im z zim-na.Nero cichutko popiskiwał.Móri stał całkiem nieruchomo.Spostrzegli, że nieprzerwanie porusza warga-mi, wypowiadając niemo długie formuły, prawdopodobnie pochodzące z zamierz-chłych czasów, o których nic nie wiedzieli.Powoli, bardzo powoli drzwi się uchyliły.Odbyło się to tak spokojnie, że z po-czątku nawet tego nie zauważyli.Spostrzegli dopiero wówczas, gdy zazgrzytałozardzewiałe żelazo.Drzwi stanęły otworem.Popatrzyli po sobie.Kto miał wejść pierwszy?Móri przejął pochodnię z rąk Fredlunda i przekroczył kamienny próg.Dałznak, by poszli za nim.Jedno za drugim wchodzili do środka, nie mogąc się przy tym powstrzymaćod okrzyków zdumienia.Zamek obrócił się w ruinę, lecz to pomieszczenie sięzachowało.W naturalnej skalnej krypcie wygładzono ściany, a potem ludzkie ręcewyryły na nich zawiłe magiczne wzory.Na środku stał pojedynczy kamienny sarkofag bez płyty z imieniem.Staliw komorze grobowej. Rozdział 14Wydawało się, że działanie złej mocy zostało przerwane.Nie nastąpił już ża-den atak, nie objawiła się nowa czarodziejska siła.Móri pokonał je wszystkie. Jesteś najpotężniejszy  szepnęła do niego Tiril.Uśmiechnął się przelotnie. Może z żyjących.Ale ci tutaj naprawdę potrafili wiele! Ci? Przecież jest tylko jedna trumna. Tak, najpewniej pana na zamku, syna.Chciał ochronić swą kryptę grobowąprzed intruzami.Erling rozejrzał się po komorze. Nic więcej tu nie ma.Tylko gładko wypolerowane ściany pokryte dośćpłytkimi rzezbieniami.Nic poza tym!Arne na głos powiedział to, o czym myśleli wszyscy: Nie wydaje mi się, by ktoś zadawał sobie tyle trudu jedynie po to, żeby niedopuścić do zakłócenia spokoju zmarłego. Masz rację  zgodził się z nim Móri. Otwórzmy trumnę! Nie chcę brać w tym udziału  sprzeciwiła się Tiril. Ja także  przyłączył się do niej Arne.Móri zawahał się. Dobrze, wobec tego poczekajcie na zewnątrz.Jedno przez drugie zawołali: O, nie, nigdy w życiu! No cóż, jak więc chcecie?  westchnął Móri.Musimy się pospieszyć mruknął Fredlund. Pochodnia niedługo się wypali. Zostajemy  zdecydowała Tiril. Ale nie będziemy patrzeć. Nie jest to konieczne.Trzymaj Nera i pochodnię, a my, mężczyzni, się tymzajmiemy.Arne zawahał się chwilę, pragnął, by i jego zaliczono mężczyzn, zrezygnowałjednak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •