[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko leżało skąpane w słońcu.Żadnego znaku życia.Sol zmartwiała.A jeżeli w swoim samolubstwie zostawiła biedną dziewczynę na wrogim ludziom pustkowiu? Albo jeżeli naprawdę były tu dzikie zwierzęta?- Meta? - zawołała tak głośno, jak tylko mogła.- Meto, to ja, Sol!Coś poruszyło się na górze i od skalnego występu oderwała się mała sylwetka.- O Boże, Meto, jakże mnie przeraziłaś! - Sol odetchnęła z ulgą.- Myślałam, że się wystraszyłaś i uciekłaś stąd.To, że mała ukryła się tam wysoko, było całkiem rozsądne; trzymając w pogotowiu nóż i mając pod ręką kamienie, mogła bronić się przed ewentualnymi napastnikami.Meta zeszła na dół.- Witaj - powiedziała Sol, zeskakując z konia.- Mogłaś stamtąd spaść! Jak ci było?Meta zbladła.- Las był taki przerażający nocą.I księżyc gapił się na mnie.- Jesteś chyba przyzwyczajona do samotności?- Ale nie tak daleko od ludzi.- Czy zostało ci trochę jedzenia? Jestem głodna jak wilk.Dziewczynka spojrzała z miną winowajcy.Zjadła większość zapasów.Sol podzieliła resztki na połowę i kiedy się pożywiły, wyruszyły w drogę.- Jak daleko jest do Fulltofta?- O, to daleko.Trzeba jechać tędy.- Tędy? Ależ to okrężna droga, nie mamy na to czasu - stwierdziła Sol przerażona.- Muszę spotkać.hm.moich towarzyszy podróży, a jestem już spóźniona.A Bosjokloster?- W tym samym kierunku, tylko jeszcze dalej.- Musimy więc jechać do Vittskovle.Meta nie odpowiedziała.Siedziała na koniu za Sol, wolno jej było teraz, po odwszeniu.Kiedy Sol ją o coś pytała, odpowiadała tylko „tak” lub „nie”.- Co się z tobą dzieje? - zapytała w końcu Sol lekko zniecierpliwionym tonem.Mała ociągała się z odpowiedzią.- Mówią, że stara gospodyni z Vittskovle jest okropnie surowa dla dziewcząt.Boję się tam jechać, panienko.- Co to za osoba?- Nazywa się Gjorvel córka Faddera.Była trzykrotnie zamężna, teraz jest wdową po Brahem.Powiadają, że jest najbogatsza w całej Skanii.Ma ponad dziewięćdziesiąt lat, ale chodzi i dogląda wszystkiego, jakby nikomu nie ufała.Pozwólcie mi zostać waszą pokojówką, panienko! Obiecuję, że zrobię dla was wszystko!- Moim czym? - zapytała Sol zaskoczona.- Może się do tego nie nadaję? Może coś mniej ważnego? Służącą, kimkolwiek.Bylebym tylko mogła zostać z wami.Sol roześmiała się serdecznie.Pokojówka! Co właściwie myśli sobie o niej to dziecko?- Meto, posłuchał mnie.Jestem zwyczajną dziewczyną.- Uśmiechnęła się do siebie wypowiadając te słowa, ale w tym znaczeniu naprawdę była zwyczajna.- Nie jestem szlachcianką i nigdy nie siedzę w jednym miejscu na tyle długo, bym mogła się tobą zająć.Ale dobrze, nie pojedziesz do Vittskovle.Znajdziemy dla ciebie jakieś inne miejsce.- Nic nie szkodzi, że nie jesteście szlachcianką, nie proszę też o zapłatę.Gdybym tylko mogła dla was pracować, odwdzięczyłabym się za całą waszą dobroć.Sol zirytowała się nagle, że dziewczynka nazywa ją dobrą.Czasem mogła to przyjąć, innym razem nie.- Zrobiłam to, na co miałam ochotę - powiedziała niecierpliwie.Przez długą chwilę panowało milczenie.- Ja tak bardzo proszę - zawodziła Meta żałośnie.Nagle Sol wpadł do głowy pewien pomysł.Silje, pomyślała.A może Charlotta? Są w domu cały czas, obie trzymają służbę.Ale ciągnąć tego dzieciaka przez góry i lasy aż do Norwegii? Zabrać ją z rodzinnych stron, od bliskich.No nie, rodziny przecież nie miała.Ale mimo wszystko.Nie, tak nie można!- Zobaczymy - odpowiedziała.Zadawała sobie po cichu pytanie, co powie na to Jacob.A ona sama, która tak bardzo cieszyła się na spotkanie z nim?Kiedy dotarły do Havang nie opodal Brosarps Backar, Sol zauważyła jeźdźca, który zbliżał się do nich pędząc wzdłuż plaży.Wkrótce rozpoznała Jacoba Skillego.Wstrzymał konia.- Witaj - powiedziała Sol.- Skąd się tu wziąłeś?- Nie mogłem się docze.Zamilkł, napotkawszy przestraszane oczy Mety ukrytej za plecami Sol.Na jego twarzy malował się wyraz zawodu.To jest Meta - powiedziała Sol pospiesznie.- Nie ma domu, chcę spróbować znaleźć dla niej miejsce u jakichś dobrych ludzi.Pokiwał głową bez słowa i zawrócił konia.Jak pospolicie wygląda, pomyślała Sol.Owszem, jest silny i męski, ale w porównaniu z Księciem Ciemności wydaje się taki bezbronny; nijaki, po prostu żaden.No, ale miło go znów zobaczyć.Tyle jeszcze mieli razem do zrobienia.Wyjaśnił, że nie muszą jechać do Glimmingehus, jest krótsza droga, przecinająca Skanię.- Ale musimy wstąpić po Jorgena?- Oczywiście, zajedziemy tam.Minęli po drodze kilka większych dworów, ale za każdym razem Meta wynajdywała tysiąc powodów, by nie starać się tam dla niej o pracę.Tu straszy.A tam nikt nie mieszka.I tak cały czas.Sol doskonale zdawała sobie sprawę, że dziewczyna zmyśla, zostawiła ją jednak w spokoju.Nocowali w zagrodzie chłopskiej, w stodole tak oddalonej, że nikt nie mógł ich zobaczyć.Meta okazała się kłopotliwa.Cały czas chciała trzymać Sol za rękę, bała się, że zniknie.Jacob był bezgranicznie zirytowany i nie potrafił tego ukryć.Siano szeleściło przy najlżejszym ruchu.W półmroku Jacob przysunął się do Sol i delikatnie gładził ją po policzku.Meta oddychała równo, głęboko.- Tak bardzo do ciebie tęskniłem - szeptał jej do ucha.- Cicho - odszepnęła Sol.- Ona śpi.Wyjdźmy na zewnątrz.Sol uniosła się, ale w tej samej chwili Meta odwróciła głowę.- Co się stało? Dokąd idziecie, panienko?- Nigdzie - odparła Sol zrezygnowana.- Chciałam się tylko wygodniej ułożyć.- Uścisnęła rączkę dziecka.- Jestem tu cały czas.Meta uspokoiła się.- Tak bardzo czekałem na ten dzień, kiedy się spotkamy - szepnął Jacob, ogromnie zawiedziony.- Ja też się na to cieszyłam - odszepnęła Sol [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •