[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Właśnie tak.- Trzydzieści sekund! - krzyknęła Sal.- Wszystko w porządku, Liamie? - spytała Maddy z troską.Przytaknął,stukając z zimna zębami.- Wracajcie bezpiecznie - powiedziała z tkliwością, głaszcząc go po dłoniuczepionej krawędzi cylindra.Po chwili wstała i zeszła po schodkach obokpróbówki.- Dziesięć sekund!Liam odwrócił się, by spojrzeć na brodzącą w wodzie obok niego jed-nostkę pomocniczą.- Hej.wymyśliłem ci imię.- Niewystarczająca ilość czasu, Liamie - odpowiedziała.- Nurkujemy.Niechętnie skinął głową, nabrał duży łyk powietrza, puścił się krawędzi izatkał nos.Jednostka pomocnicza delikatnie położyła dłoń na głowiechłopca i wepchnęła go pod powierzchnię z zadziwiającą siłą, po czym swobodnie zanurkowała tuż obok.d ROZDZIAA 15Teksas rok 2015Patrzył, jak Edward Chan maszeruje przed nim w otoczeniu innych dzie-ciaków.Z plecakiem na plecach i w żółtym, o dwa rozmiary za dużym pod-koszulku, wyglądał na zagubione wśród licealistów bezbronne i niepozor-ne dziecko. Tak.Wygląda niepozornie, ale nie zapominaj, kim jest ten chłopak.Jakbardzo jest niebezpieczny - myślał Howard Goodall, zaciskając zęby z no-wą determinacją.Kilka metrów przed nim szedł legendarny Edward Chan,jeden z twórców technologii podróżowania w czasie.-  Chłopak musiumrzeć.Chłopak musi umrzeć.- W umyśle młodzieńca kołatała się upor-czywa mantra.Wielu jego przyjaciół zostało aresztowanych tylko po to, aby on mógłznalezć się w tym miejscu, w tym czasie - wystarczająco blisko, by zabićChana.Czuł ciężar czerwonego tornistra z różowym napisem  High SchoolMusical 4.Czuł ciężar odpowiedzialności i miniaturowej broni miotającejnowej generacji z włókna węglowego, ukrytej wewnątrz niewinnie wyglą-dającego termosu - taniego, plastikowego termosu, który można kupić wsupermarkecie Wal-Mart za pięć dolarów.Przewodnik z instytutu wyprzedził grupkę idących gęsiego uczniów, za-trzymał się, odwrócił i podniósł ręce, by skupić na sobie uwagę młodzieży.- Skoro już się posililiście, teraz w kilku słowach wyjaśnimy sobie, naczym polega teoria energii punktu zerowego.Za chwilę udamy się do naj-ważniejszej części ośrodka, do budynku, w którym znajduje się ekspery-mentalny reaktor.Zanim to jednak nastąpi, wszyscy musimy przejść kon-trolę bezpieczeństwa.Trzydzieścioro uczniów jęknęło jednocześnie jak na zawołanie.- Przykro mi, dzieci.- Zaśmiał się.- Obawiam się, że to obowiązkowaprocedura.Po raz ostatni otwieracie plecaki i tornistry, ochroniarze szyb-ko was przeszukają.To już trzeci raz.Howard najlepiej jak umiał grał rolę znudzonego i ziry-towanego tym zawracaniem głowy ucznia.Rozpiął i szeroko otworzył ple-cak, aby umożliwić pobieżną kontrolę.Jeśli ochroniarzowi zechce się od-kręcić pokrywę termosu, znajdzie małą broń kształtem i rozmiarem przy-pominającą markera.Howard patrzył, jak strażnik kontroluje rządek zniecierpliwionych dzie- ci. Nie odkręci go.bo wyglądam jak setnie znudzony dzieciak.Ze znuże-niem i zniecierpliwieniem czekam na wznowienie wycieczki.Nie jestemzdenerwowany ani przestraszony - Howarda wybrano do wykonania tejroboty spośród innych członków grupy.Chociaż miał dwadzieścia trzylata, wyglądał młodo.Można go było wziąć za licealistę: kilka włosów ro-snących w nieregularnych kępkach nad górną wargą sugerowało, że de-speracko pragnie zapuścić swoje pierwsze wąsy.Ciemne, falujące włosyniedbale zawiązane w kucyk i podkoszulek z koncertowym logo trashme-talowej kapeli Arch-NME skutecznie odmłodziły go o jakieś sześć, siedemlat.Nie wyglądał już jak Howard Goodall, absolwent matematyki z dwatysiące pięćdziesiątego dziewiątego roku, ale jak Leonard Baumgardner -dzieciak z liceum, któremu udało się zdobyć mnóstwo punktów na teścielicealnym.Prawdziwy Lenny siedział w piwnicy swojego domu razem z matką, obo-je mieli związane ręce i kneble w ustach.Howard przez chwilę zastanawiałsię, czy nie lepiej ich zabić.Mogli przecież się uwolnić i zaalarmować poli-cję.Szybko doszedł jednak do wniosku, że zanim do tego dojdzie, będziejuż po wszystkim.Pobieżna kontrola to bułka z masłem: jego twarz była wystarczająco po-dobna do pryszczatej facjaty Lenny ego ze zdjęcia w legitymacji.Grupauczniów zebrała się w Austin dopiero dzisiejszego ranka, a on był jedynymdzieciakiem ze szkoły Baumgardnera, nikt nie mógł go więc rozpoznać.Nikt nie podejrzewa, że nie jest młodym Leonardem.Oczywiście uczniowie nie znali się nawzajem, pochodzili z innych szkół zcałego stanu - trzydzieścioro dzieci stawiło się dzisiaj ze swoimi rodzicamibladym świtem, by zameldować się przy autobusie i pojechać na cało-dniową wycieczkę pod opieką pana Whitmore a.Howard spojrzał na pozostałych. A co, jeśli jeden z nich nie jest tym, za kogo się podaje? - Howard od-rzucił tę myśl tak szybko, jak się pojawiła.Musi zachować spokój, musi byćzrelaksowany, musi wyglądać jak lekko znudzony nastolatek czekający nazobaczenie czegoś ciekawego.W końcu właśnie po to tak wcześnie zerwałsię z łóżka.Ochroniarz sięgnął po tornister Howarda.- Dzień dobry - burknął.- Zobaczmy co tam masz, synu.- Howard od nie-chcenia podał mu plecak.- Niebezpieczne substancje lub narzędzia?- Słucham? Coś poza moją wielką bombą? - Howard uraczył strażnikaznudzonym uśmieszkiem.Ochroniarz spojrzał na niego groznie.- Kiepski żart, smarkaczu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •