[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz dopiero zrozumiała znaczenie tych słów.Musi się zmobilizować, potrzebuje całej energii, siły charakteru, żeby zreali­zować to, co zamierzała.Ogromna większość ludzi nie wytrzymałaby w takiej sytuacji, była przecież skazana na piętnaście lat, bez pieniędzy, sprzymierzeńców, żadnych dodatkowych środków do życia, otoczona bandą czyhającą na jej najmniejsze potknięcie.A jednak gdzieś głęboko, na samym dnie jej istoty biło źródło, z którego czerpała siłę.„Przeżyję to - powtarzała tępo - bezbron­na wyjdę naprzeciw moim wrogom, moja odwaga będzie moją tarczą”.Jej przodkowie nigdy nie ulegali przemocy.Płynęła w niej mieszana krew Anglików, Irlandczyków i Szkotów, odziedziczyła najlepsze ich cechy: inteligencję, odwagę, upór.„Moi przodkowie przetrwali głód, epidemie, powodzie i pożary, a ja przetrzymam coś gorszego: piekło”.Byli tam z nią w tym piekielnym przedsionku: pasterze i traperzy, rolnicy orzący ziemię, sprzedawcy, lekarze i nauczyciele.Duchy przeszłości, z którymi rozmawiała.Jest cząstką każdego z nich i okaże się ich godna.„Nie zawiedziecie się na mnie” - powtarzała w ciemnościach.Zaczęła planować ucieczkę.Zdawała sobie sprawę, że jej pierwszym zadaniem jest odzyskanie sił.Cela była zbyt ciasna na jakikolwiek trening, ale wystarczyło w niej miejsca na ćwiczenia t’ai chi ch’uan, liczącej wieki starożytnej sztuki obronnej, przygotowującej wojowników do walki na śmierć i życie.W ćwiczeniach tych, nie wymagających wiele miejsca, pracował każdy mięsień jej ciała.Tracy wstała i przećwiczyła ceremoniał otwarcia.Każdy ruch miał swoją nazwę i swoje znacze­nie.Zaczęła od bojowego Chłostania Demonów, potem przeszła do miękkiego tańca - Gromadzenia Światła.Ruchy były płynne i pełne gracji, chociaż bardzo powolne.Każdy gest czerpał swą energię z Tan Tien - mitycznego centrum ciała, wszystkie ruchy miały charakter obrotowy.Przypomniała sobie słowa nauczycieli: „Skoncentruj chi - swoją witalną energię.Na początku jest ciężka, jakbyś poruszała górę, później staje się łagodna i lekka jak pióro ptaka”.Tracy czuła tę energię przepływającą przez palce, koncent­rowała się, dopóki cała jej istota nie spłynęła nagle z jakichś zapomnianych, bezkresnych przestrzeni do wnętrza jej ciała.„Chwyć ogon ptaka w locie, zamień się w białego bociana, odrzuć ociężałość małpy, zmierz się z tygrysem, niech twoje ręce staną się obłokami i rozprowadzą wodę życia.Niech białe węże wpełzną do swoich nor, dosiądź tygrysa.Zabij go swoimi rękami, jeszcze raz skoncentruj swoją chi i powróć do środka, do Tan Tien”.Pełny cykl tych ćwiczeń trwał godzinę i gdy go zakończyła, była zupełnie wyczerpana.Każdego ranka powtarzała ten rytuał, aż wreszcie jej ciało nabrało odporności i siły.Czas pomiędzy ćwiczeniami ciała poświęcała na trening umysłu.Leżała w ciemnościach, przeprowadzając w myśli skomplikowane operacje matematyczne, wykonując zadania, jakie często zadawała komputerowi w banku, recytując wiersze, przywołując w pamięci strofy dramatów scenicznych, które recytowała w college’u.Kiedyś robiła to doskonale, zwłaszcza gdy rola wymagała opanowania obcojęzycznych akcentów - ćwiczyła je całymi tygodniami przed próbą generalną, aż widzowie przypisywali jej cudzoziemskie pochodzenie.Jakiś poszukiwacz talentów zaproponował jej kiedyś próbne zdjęcia w Hollywood.„Nie, dziękuję, nie pragnę rozgłosu.To nie dla mnie” - odpowiedziała mu.Słowa Charlesa: „Cały artykuł wstępny w dzisiejszej «Daily News» jest ci poświęcony”.Tracy odepchnęła od siebie wspomnienie Charlesa.Są takie drzwi w pamięci, które trzeba na razie zatrzasnąć, otworzą się później, gdy przyjdzie czas.Przypomniała sobie nauczycielską zgadywankę: - Wymień trzy rzeczy niemożliwe do wykonania.Wytłumaczyć mrówce różnicę miedzy katolikami a protes­tantami.Przekonać pszczołę, że to Ziemia kręci się wokół Słońca, a nie odwrotnie.Wyjaśnić kotu różnicę między komunizmem a demokracją.Najwięcej wysiłku poświęcała jednak rozmyślaniom o tym, w jaki sposób zniszczy swoich wrogów.Będzie ich likwidować kolejno, jednego po drugim.Przypomniała sobie niewinną zabawę z dzieciństwa: podniesioną do góry ręką można było zakryć słońce.Taką właśnie krzywdę jej wyrządzili: zakryli słońce.Tracy nie wiedziała ilu więźniów opuszczało karcer w stanie obłąkania, nawet nie myślała o tym.Siódmego dnia, gdy otworzyły się drzwi celi, oślepiła ją nagła błyskawica światła, która wdarła się do środka.Stał tam strażnik [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •