[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Valentine?Podeszła do niego Carabella.Zmusił się, by odrzucić od siebie żale, uśmiechnął się i podał jej dłoń.- Jaki piękny zachód słońca - powiedziała.- Wspaniały.Jeden z najpiękniejszych w historii, choć mówią, że ładniejszy zdarzył się za rządów Lorda Confalume'a, czternastego dnia.- Ten jest najlepszy, gdyż to my go obserwujemy i jesteśmy razem.- Ujęła ofiarowaną jej dłoń, stanęła obok niego w milczeniu.W tej chwili nie potrafił zrozumieć, jak zaledwie przed sekundą mógł być tak straszliwie ponury.Przecież wszystko będzie dobrze.Wszystko będzie dobrze.Nagle Carabella spytała:- Czy to nie smok morski, o tam?- Smoki morskie nigdy nie pojawiały się na tych wodach, skarbie.- A więc mam halucynacje.I w dodatku bardzo przekonujące.Nie widzisz go?- Gdzie powinienem spojrzeć?- Tam.Popatrz tam, gdzie kolory odbijają się w wodzie, aż cała jest fioletowa i złota.A teraz trochę w lewo.Tam.No tam!Valentine zmrużył oczy, uważnie wpatrując się w ocean.Najpierw nie widział nic, potem pomyślał, że chyba widzi unoszony przez fale wielki kawał drewna; aż wreszcie promień słońca, przebiwszy się przez chmury, rozświetlił powierzchnię i wtedy dostrzegł z całą pewnością: smok morski, tak, niewątpliwie smok, samotny, płynący na północ.Nagle poczuł chłód; przycisnął ramiona do piersi.Wiedział, że smoki morskie żyją wyłącznie w stadach, że okrążają świat znanymi trasami, że pojawiają się wyłącznie na południu, że wędrują z zachodu na wschód wzdłuż południowego wybrzeża Zimroelu, od Gihorny do Piliploku, potem na wschód, poniżej Wyspy Snu, koło upalnych, południowych brzegów Alhanroelu aż do bezpiecznych, wolnych od statków głębi Wielkiego Morza.A jednak widział smoka, samotnego i kierującego się na północ.Obserwował go, gdy stworzenie nagle rozwinęło wielkie skrzydła i poczęło uderzać nimi fale powoli, z determinacją, raz, drugi i trzeci, i jeszcze raz, jakby pragnęło dokonać niemożliwego, wznieść się w powietrze i niczym gigantyczny ptak ulecieć gdzieś w stronę pogrążonego w wiecznej mgle bieguna.- Jakie to dziwne - szepnęła Carabella.- Widziałeś kiedyś, żeby smok tak się zachowywał?- Nie.Nigdy.- Koronal zadrżał.- To omen, kolejny znak, Carabello.Co mają mi przekazać te znaki?- Chodź.Napijemy się po kubku grzanego wina.- Nie.Jeszcze nie.Stał jak przyrośnięty do pokładu, z wytężeniem wpatrując się w sylwetkę widoczną na tle ciemnego morza w gasnącym świetle zmierzchu.Wielkie skrzydła uderzały w powierzchnię wody raz za razem, aż wreszcie smok zwinął je, wyprostował długą szyję, odrzucił wielki, trójkątny łeb i wydał z siebie niski, żałosny krzyk, rozdzierający mrok niczym odgłos rogu mgłowego.Potem zanurzył się pod powierzchnię.Znikł Koronalowi z oczu i nie pojawił się więcej.4Gdy tylko spadł deszcz - a o tej porze roku w Dolinie Prestimiona padało praktycznie bez przerwy - w powietrzu unosił się smród spalonych roślin i rozchodził z wiatrem.Kiedy Aximaan Threysz wchodziła do gmachu ratusza, troskliwie prowadzona pod rękę przez swą córkę, Heynok, czuła ich zapach nawet tu, o całe mile od najbliższej spalonej plantacji.Przed smrodem nie było ucieczki.Zalał ziemię jak fala powodzi.Kwaśny, przenikliwy, przedzierał się przez każde drzwi, każde okno.Dostawał się do piwnic na wino, nasączając beczki.Śmierdziało nim podane na kolację mięso.Lgnął do ubrania, nie sposób go było uniknąć, przez pory skóry przesączał się do ciała i zatruwał je.Zatruwał nawet duszę, w to przynajmniej zaczęła właśnie wierzyć Aximaan Threysz.Gdy wreszcie przyjdzie jej czas, czas powrotu do Źródła - jeśli w ogóle zostanie kiedyś uwolniona od ciężaru życia - pewna była, że strażnicy mostu zatrzymają ją i chłodno zawrócą, mówiąc z pogardą: “Nie chcemy tu zapachu tak złego jak twój, stara kobieto.Odziej się z powrotem w swe ciało i odejdź!"- Czy zechcesz usiąść tutaj, matko? - spytała Heynok.- Mogę usiąść gdziekolwiek.Nie robi mi to różnicy.- To dobre miejsca.Wszystko stąd usłyszysz.Nastąpiła chwila zamieszania, ludzie wstawali i przesuwali się, robiąc jej miejsce.Wszyscy traktowali ją teraz jak niedołężną staruszkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]