[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz już nie było odwrotu.- Zostałem aresztowany za kradzież jedzenia.- Musiałodchrząknąć, żeby artykułować słowa.- To się wydarzyło, kiedymiałem osiemnaście lat.Przykryła ręką jego dłoń.- Wyrosłem z systemu opieki społecznej.- Pani Flanningan umarłatego lata, kiedy Will kończył osiemnaście lat.Nowy gość, któryprzyszedł zarządzać domem, wręczył mu sto dolarów i mapę zzaznaczonym schroniskiem dla bezdomnych.- Ostatecznie trafiłemdo instytucji charytatywnej w centrum miasta.Niektórzy kolesie bylicałkiem w porządku.Większość z nich była starsza ode mnie, i.-Nie dokończył zdania.Sara z łatwością mogła się domyślić, dlaczegonastolatek nie czuł się bezpiecznie w takim towarzystwie.-Mieszkałem na ulicy.- Znów na moment zawiesił głos.- Kręciłemsię w pobliżu magazynu z towarami żelaznymi na Highland.Ranoprzyjeżdżali tam przedsiębiorcy, żeby wybrać pracowników na danydzień.Kciukiem pogładziła go po wierzchu dłoni.465 - Czy właśnie tam się dowiedziałeś, jak się naprawia różne rzeczy?- Tak.- Nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale to była prawda.-Zarabiałem niezłe pieniądze, ale nie wiedziałem, na co je wydawać.Powinienem był oszczędzać na mieszkanie.Albo na samochód.Albona cokolwiek.Ale ja wydawałem forsę na cukierki, walkmana ikasety.Will nigdy wcześniej nie posiadał własnych pieniędzy.Kiedydorastał, nie istniało coś takiego jak kieszonkowe.- Którejś nocy spałem na Peachtree, tam gdzie kiedyś byłabiblioteka.Wtedy napadła mnie banda starszych chłopaków.Stłuklimnie na kwaśne jabłko, złamali mi nos, kilka palców.I zabraliwszystko, co miałem przy sobie chyba i tak szczęście mi dopisało, żenie oberwałem znacznie gorzej.Palce Sary mocniej zacisnęły się na jego dłoni.- Nie mogłem pracować.Moje ubranie było strasznie brudne, a niemiałem dokąd pójść, żeby się wykąpać.Próbowałem żebrać opieniądze, ale ludzie się mnie bali.Przypuszczam, że wyglądałemgorzej niż ćpun.- Odwrócił się do Sary.- Chociaż wcale nie byłemćpunem.Nigdy nie brałem narkotyków.Nigdy nie robiłem takichrzeczy.Skinęła głową.- Ale byłem potwornie głodny.Przez cały czas bolał mnie brzuch.Z głodu kręciło mi się w głowie.I było mi niedobrze.Ale bałem siępołożyć spać.Bałem się, że znów mnie napadną.Więc poszedłem dotej całodobowej apteki, która kiedyś mieściła się przy Ponce de Leon.No wiesz, Plaża Drugs, tuż obok kina? - Sara przytaknęła.-Wszedłem do środka i zacząłem zbierać z półek jedzenie.LittleDebbies.Moon Pies.Wszystko było w opakowaniach.Rozerwałem je466 zębami i wepchnąłem do ust.- Przełknął ślinę, czując pieczenie wgardle.- Wtedy wezwali gliniarzy.- Aresztowali cię?- Próbowali aresztować.- Poczuł, jak wzbiera w nim wstyd.-Zacząłem wymachiwać pięściami, starając się trafić w cokolwiek.Dość szybko zdołali mnie powstrzymać.Sara pogładziła go po włosach.- Zakuli mnie w kajdanki i zabrali do więzienia.A potem.-Potrząsnął głową.- Zjawiła się moja opiekunka społeczna.Niewidziałem jej od sześciu, może siedmiu miesięcy.Podobno mnieszukała.- Z jakiego powodu?- Ponieważ pani Flanningan zostawiła mi jakieś pieniądze.- Willwciąż pamiętał szok, jaki wywołała w nim ta nowina.- Mogłemwykorzystać je tylko na czesne w college u.Więc.- Wzruszyłramionami.- Poszedłem do pierwszego college u, do którego zgodzilisię mnie przyjąć.Mieszkałem w akademiku.Jadałem w kafeterii.Pracowałem w niepełnym wymiarze godzin w ogrodach.A potemzostałem zwerbowany do GBI.I to wszystko.Sara milczała, przypuszczalnie próbując przyswoić sobie teinformacje.- Jak tam się dostałeś, mając na koncie wyrok?- Sędzia powiedziała mi, że może zatrzeć ten wyrok, jeśli zrobiędyplom w college u.Na szczęście nie określiła, z jakim wynikiem.- Więc ukończyłem szkołę, a ona dotrzymała słowa.Sara znowu przestała się odzywać.467 - Wiem, że to brzmi niezbyt atrakcyjnie.- Zaśmiał się z ironii losu.- Choć biorąc pod uwagę inne sprawy, to chyba nie była najgorszarzecz, jaką dziś o mnie usłyszałaś.- Miałeś szczęście, że cię aresztowali.- Tak sądzę.- A ja mam szczęście, że trafiłeś do GBI, bo w przeciwnym razienie mielibyśmy okazji się spotkać.- Przykro mi, Saro.Przykro mi, że to wszystko na ciebie zwaliłem.Ja nie.- Przez chwilę nie mógł się wysłowić.- Nie chcę, żebyś sięmnie bała.Nie chcę, żebyś pomyślała, że w czymkolwiek jestem takijak on.- Oczywiście, że nie jesteś.- Otoczyła go ramionami.- Czyżbyś niezdawał sobie sprawy, jak bardzo cię podziwiam?Mógł jedynie patrzeć na nią bez słowa.- Podziwiam cię za to, że tyle przeszedłeś.Za to, co wytrzymałeś.%7łe stałeś się mężczyzną takim, jakim jesteś.- Położyła rękę na sercu.- Sam zdecydowałeś, że chcesz być dobrym człowiekiem.%7łe chceszpomagać innym.Tak łatwo było ci zejść na złą drogę, ale ty nakażdym kroku wybierałeś właściwą ścieżkę.- Nie zawsze.- Wystarczająco często - odparła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •