[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może.nie, będzie kwiczeć jak przerażona świnia, jeśli zapytam”.Hendry spojrzał w bok na Shermaine- wpatrywała się w miejsce, gdzie zniknął Ford.„Głupia dziwka!- myślał dalej.- Teraz, kiedy Curry ją posuwa, staje się taka rozmarzona.A swoją drogą to ciekawe, jak te wykształcone palanty lubują się w babkach o małych cyckach.Choć, trzeba przyznać, dupcię ma niezłą.Nie miałbym nic przeciwko temu, by samemu jej spróbować.Chryste, to by naprawdę dopiekło wielce cholernie szanownemu panu Curry, gdybym zabawił się z jego ślicznotką! Ale nie ma nadziei na to.Te czarnuchy traktują go jak boga albo kogoś w tym rodzaju.Zarąbaliby mnie, gdybym się do niej dobrał.Wybij to sobie z głowy! Zabierajmy diamenty i wynośmy się do Rodezji”.Hendry opuścił hełm na głowę i niedbałym krokiem podszedł do ciężarówki, którą poprzedniego dnia prowadził Ruffy.„Mamy mapę, kompas, trochę amunicji- teraz potrzebujemy tylko świecidełek”.Wszedł do kabiny i otworzył schowek.„Dwa funty do kawałka gówna, że schowali je gdzieś w ciężarówce! Nie przejmują się mną; myślą, że zostawili mnie uwiązanego tutaj.Nie wpadło im do głowy, że staruszek Wally może się ulotnić.Myślą, że będę sobie siedział tutaj i czekał, aż wrócą, aby mnie zabrać do Elisabethville i przekazać bandzie czarnuchów w policyjnych mundurach, których łapy aż świerzbią, żeby załatwić białego.Cóż, to będzie niespodzianka dla słodko pierdzącego pana Curry!” Przeszukał schowek i zamknął go z hukiem.„Okay, tutaj ich nie ma.Zobaczymy pod siedzeniem.Granica nie jest strzeżona.Żeby się dostać do Fort Rosebery, mogę potrzebować trzech albo czterech dni, ale kiedy w końcu tam dotrę, będę miał kieszeń wypchaną diamentami, bezpośrednie połączenie lotnicze do Ndola i cały świat dla siebie.To dopiero będzie życie!”Pod siedzeniem nie znalazł nic poza przybrudzonym smarami, zakurzonym podnośnikiem i kluczem.Zajął się więc badaniem podłogi.„Szkoda, że będę musiał opuścić tego drania Curry'ego.Miałem inne plany wobec niego.Ten gość naprawdę mnie wkurza! Jest tak cholernie pewny siebie.Jeden z tych, co przyprawiają człowieka o sraczkę: gładka mowa, ładna buzia i delikatne rączki.Chryste, jak ja go nienawidzę!” Złośliwie porozcinał gumowe wycieraczki pokrywające podłogę.Uniosły się tumany kurzu i Wally zaczął kaszleć.„Był na uniwerku i myśli, że jest kimś lepszym.Gnojek! Już dawno powinienem był go załatwić; wtedy, przy moście prawie go miałem.Nikt by nie wiedział, było ciemno.Powinienem był to zrobić w Port Reprieve, kiedy biegł do biurowca.Wielki bohater, cholera! Wielki kochanek! Zawsze miał wszystko, co chciał; założę się, że jego stary dawał mu pieniądze na co tylko miał ochotę.A patrzy na ciebie tak, jakbyś był robakiem, który właśnie wypełznął z gnijącego mięsa”.Hendry wyprostował się i chwycił kierownicę, zgrzytając zębami z nienawiści.Spojrzał przed siebie.Obok ciężćirówki przeszła Shermaine Cartier.Niosła ręcznik i różową plastikową kosmetyczkę.O jej udo obijał się pistolet.Sierżant Jacque wstał od ogniska i zagrodził jej drogę.Spierali się chwilę o coś.Nagle Shermaine dotknęła pistoletu i roześmiała się.Głęboka bruzda przecięła czoło zaniepokojonego Jacque'a, który z powątpiewaniem pokręcił głową.Shermaine roześmiała się jeszcze raz, odwróciła się i ruszyła drogą w kierunku strumienia.Włosy związane niedbale wstążką opadały jej na plecy.Obijająca się o udo ciężka broń podkreślała prowokujące kołysanie jej bioder.Zniknęła, schodząc ze stromego brzegu strumienia.Wally Hendry zaśmiał się i oblizał wargi.- Doskonale się składa- szepnął.- Nawet gdyby trudzili się przez cały tydzień, nie udałoby im się tak zgrać wszystkiego na moją korzyść.Ze zdwojoną energią zabrał się do szukania diamentów.Pochylił się i wsunął rękę za deskę rozdzielczą.Palcami wyczuł płócienne woreczki ukryte w plątaninie kabli.- No, chodźcie do wujka Wally'ego- powiedział i szarpnął, wyciągając diamenty.Położył woreczki na kolanach i zaczął sprawdzać ich zawartość.Kiedy otworzył trzeci, zobaczył matowy blask diamentów jubilerskich.- Piękny łup- szepnął.Zasznurował woreczek i włożył go do kieszeni panterki.Rzucił diamenty przemysłowe na podłogę i kopnął je pod siedzenie, po czym chwycił karabin i wyszedł z kabiny.Trzech czy czterech żandarmów spojrzało na niego z zacieka­wieniem, kiedy przechodził obok ogniska.Hendry chwycił się za brzuch i zrobił minę, jakby miał za chwilę zwymiotować.- Za dużo mięsa zjadłem wczoraj- powiedział.Żandarm, który znał angielski, roześmiał się i przetłumaczył słowa Hendry'ego na francuski.Pozostali również się roześmiali, a jeden z nich zawołał coś w narzeczu, którego Wally nie rozumiał.Patrzyli za nim, jak wchodzi między drzewa.Jak tylko stracił obóz z oczu, Hendry zaczął biec, zataczając koło w kierunku strumienia.- To dopiero będzie frajda!- krzyknął i roześmiał się na głos.Rozdział 29Około pięćdziesięciu metrów od miejsca, w którym droga przecinała strumień, Shermaine znalazła płytkie rozlewisko.Ota­czały je trzciny; była tam też mała plaża z białym piaskiem, czarne gładkie kamienie wystawały nad powierzchnię ciepłej i tak czystej wody, że dziewczyna widziała ławicę młodych łososi skubiących algi porastające dno.Stanęła boso na piasku i rozejrzała się uważnie dokoła, ale trzciny dobrze ją zasłaniały, a ponadto poprosiła Jacque'a, aby nie pozwolił swoim ludziom schodzić w dół strumienia podczas jej nieobecności.Rozebrała się, położyła ubranie na jednym z kamieni i z kawałkiem mydła w ręce weszła do wody.Usiadła, wystawiając tylko głowę nad powierzchnię i rozkoszując się przyjemną chropowatością piasku na nagich pośladkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •