[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To kretyn! Skurwysyn! Kawał kutasa!Ale tak naprawdę tymi brzydkimi wyrazami określał po prostu rodzaj odlatującego ze świstem cmentarza; i oboje świetnie o tym wiedzieli.Trent, spoglądając' na to skupisko obcych instrumentów, czuł niepokój i wątpliwości.Przypo­mniał sobie książkę, którą, gdy był jeszcze dzieckiem, czytywał mu ojciec.Było tam opowiadanie Mercera Mayera o Trollusku Pożeraczu Znaczków.Stwór ten wsadził do koperty pocztowej małą dziewczynkę i zaadresował: “Do Tego, Kto Na Tę Przesyłkę Czeka".Czyż nie zamierzali uczynić tego samego z Lewem Evansem?- Jeśli czegoś nie zrobimy, on ją w końcu zabije - powie­działa cicho Laurie.- Co? - Tak szybko odwrócił głowę w jej stronę, że aż coś boleśnie chrupnęło mu w karku.Lecz Laurie na niego nie patrzyła.Spoglądała na czerwone cyferki odmierzające czas.Odbijały się w szkłach jej okularów, w których zawsze chodziła do szkoły.Dziewczynka stała jak zahipnotyzowana, nieświadoma tego, że Trent ją obserwuje; nieświadoma zapewne nawet jego obecności.- Nie zrobi tego celowo - dodała.- Może nawet będzie mu przykro.W każdym razie przez jakiś czas.Myślę, że on ją naprawdę kocha, ale kocha na swój sposób, ona jego zresztą też.Wiesz.również na swój sposób.Ale z mamą będzie coraz gorzej i gorzej.Będzie cały czas chorować, aż w końcu.pewnego dnia.Urwała i zerknęła na Trenta.Wyraz jej twarzy bardziej przeraził chłopca niż cokolwiek innego w ich dziwnym, zmie­niającym się, nawiedzonym domu.- Powiedz mi, Trent - poprosiła Laurie, chwytając brata za ramię.Rękę miała zimną jak lód.- Powiedz mi, jak to zrobimy.Poszli razem na drugie piętro, do gabinetu Lewa.Trent był zdecydowany nawet splądrować pomieszczenie, ale znaleźli klucz w górnej szufladzie biurka.Był wsunięty starannie w kopertę z napisem GABINET, wypisanym drobnym, wyraźnym, w jakiś sposób przywodzącym na myśl hemoroidy pismem.Trent wsunął kopertę do kieszeni.Opuścili dom, gdy z pierw­szego piętra dobiegł właśnie szum prysznica, oznaczający, że ich matka wstała.Cały dzień spędzili w parku.Jakkolwiek żadne nie chciało się do tego przyznać, był to najdłuższy dzień w ich życiu.Dwukrotnie dostrzegli przejeżdżający patrol policji i musieli ukryć się w szaletach.Nie mogli pozwolić sobie na to, żeby przyłapano ich na wagarach i z hukiem odstawiono do szkoły.O wpół do trzeciej Trent wręczył Laurie dwudziestopięciocentówkę i ruszyli do budki telefonicznej po wschodniej stronie parku.- Czy muszę to robić? - zapytała.- Śmiertelnie ją wy­straszę.Zwłaszcza po przejściach wczorajszego wieczoru.- Chcesz, żeby była w domu, gdy stanie się, co ma się stać? - odparł pytaniem Trent i Laurie bez dalszych protestów wrzuciła do otworu monetę.Telefon dzwonił i dzwonił.Dzwonił tak długo, że zaczynali już podejrzewać, że matka wyszła.To mogło się okazać dobre, ale mogło również okazać się złe.Z całą pewnością było bardzo denerwujące.Jeśli wyszła z domu, istniała wielka szansa, że jednak wróci przed.- Trent, myślę, że jej nie ma.- Halo? - rozległ się w słuchawce zaspany głos matki.- O, cześć mamo - powiedziała Laurie.- Myślałam już, że cię nie ma.- Wróciłam do łóżka - odparła i roześmiała się z lekkim zakłopotaniem.- Nie mogę się wyspać.Poza tym kiedy śpię, nie muszę rozmyślać, jak okropnie się zachowałam wczoraj wieczorem.- Och, mamo, wcale nie zachowałaś się okropnie.Przecież gdy ludzie mdleją, nie robią tego umyślnie.- Laurie, dlaczego dzwonisz? Czy wszystko w porządku?- Jasne, mamo.cóż.Trent dał siostrze kuksańca w żebra.Mocnego kuksańca.Laurie, która się przygarbiła (tak naprawdę sprawiała takie wrażenie, jakby zaczęła maleć), natychmiast wyprostowała plecy.- Miałam wypadek na sali gimnastycznej.Taki.no, wiesz, niewielki.Nie jest źle.- Co sobie zrobiłaś? Chryste, chyba nie dzwonisz ze szpitala?- Pewnie, że nie - odparła pośpiesznie Laurie.- po prostu wykręciłam sobie nogę w kolanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •