[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pogubiłem się - mruknął Eddie.- To dlatego, że jesteś głupim białasem - odparła uprzejmie Detta.Jeszcze przez chwilę uważnie przyglądała się rombowi, a potem zaczęła szybko skreślać węglem wszystkie liczby parzyste, zamazując klawisze czarnymi smugami.- Trzy to też liczba pierwsza, ale nie jest nią żadna liczba otrzymana przez pomnożenie przez trzy - powiedziała Detta i Roland zauważył, że stało się coś dziwnego: głos Detty zmieniał się, lecz nie zastępował go głos Odetty Holmes, lecz Susannah Dean.Nie musiał wprowadzić jej w trans.Zrobiła to sama, zupełnie naturalnie.Susannah zaczęła zamazywać węgłem wszystkie wielokrotności trzech, które zostały po wyeliminowaniu liczb parzystych: dziewięć, piętnaście, dwadzieścia jeden i tak dalej.- To samo z piątką i siódemką - mruknęła i nagle ocknęła się i znów zmieniła w Susannah Dean.- Teraz wystarczy skreślić nieparzyste, które jeszcze pozostały, takie jak dwadzieścia pięć.W tym momencie romb na skrzynce wyglądał tak:- Gotowe - oznajmiła ze znużeniem.- W siatce pozostały tylko liczby pierwsze w przedziale od jeden do stu.Jestem pewna, że to kombinacja, która otwiera bramę.- MACIE JEDNĄ MINUTĘ, PRZYJACIELE.OKAZALIŚCIE SIĘ ZNACZNIE MNIEJ BYSTRZY, NIŻ SADZIŁEM.Eddie zignorował głos Blaine’a i objął ramionami Susannah.- Wróciłaś, Suze? Jesteś przytomna?- Tak.Ocknęłam się w połowie zdania, ale pozwoliłam jej dokończyć.Byłoby niegrzecznie przerywać.- Popatrzyła na Rolanda.- Co powiesz? Próbujemy?- PIĘĆDZIESIĄT SEKUND.- Tak.Ty wprowadź kombinację, Susannah.To twoja odpowiedź.Wyciągnęła rękę do pulpitu, lecz Jake powstrzymał ją.- Nie - powiedział.- Ta pompa porusza się do tyłu.Pamiętasz?Była zaskoczona, ale uśmiechnęła się.- Racja.Spryciarz z tego Blaine’a.i z ciebie też.W milczeniu spoglądali, jak kolejno naciskała przyciski, zaczynając od dziewięćdziesięciu siedmiu.Każdemu naciśnięciu towarzyszył cichutki pisk.Kiedy doszła do ostatniego, nie było pełnej napięcia chwili oczekiwania; bramka w kracie natychmiast zaczęła się podnosić w prowadnicach, zgrzytając i sypiąc płatkami rdzy.- CAŁKIEM NIEŹLE - rzekł z podziwem Blaine.- Z NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAM NA DALSZY CIĄG.CZY MOGĘ ZAPROPONOWAĆ, ŻEBYŚCIE WSIEDLI JAK NAJSZYBCIEJ? WŁAŚCIWIE POWINNIŚCIE ZROBIĆ TO BIEGIEM.W POBLIŻU ZNAJDUJE SIĘ KILKA ZAWORÓW GAZU.* * *Trójka ludzi (z których jeden niósł czwartą osobę) wraz z małym kosmatym zwierzątkiem wbiegła za kratę i pomknęła w kierunku pociągu.Stał na wąskiej szynie, do połowy wystając nad peron; przypominał długi pocisk, pomalowany na dziwaczny różowy kolor, leżący w otwartej komorze zamkowej szybkostrzelnego karabinu.W ogromnym wnętrzu dworca Roland i jego towarzysze wyglądali jak ruchome punkciki.Nad nimi stada gołębi, którym pozostało zaledwie czterdzieści sekund życia, kołowały i śmigały pod wiekowym dachem.Gdy wędrowcy dobiegli do pociągu, wygięty fragment obłego kadłuba odsunął się, ukazując wejście.Ujrzeli gruby, bladoniebieski dywan.- „Witajcie w pociągu!” - rozległ się łagodny głos, gdy wpadli do środka.Wszyscy rozpoznali go: był to nieco silniejszy i pewniejszy siebie głos Małego Blaine’a.- „Chwała Imperium! Proszę sprawdzić, czy wszyscy mają bilety.Przypominam, że jazda bez ważnego biletu jest poważnym przestępstwem, karanym sądownie.Życzymy przyjemnej podróży.Witajcie w pociągu.Chwała Imperium! Proszę sprawdzić.”Głos gwałtownie przyspieszył, najpierw do jazgotu, a potem zmienił się w piskliwe wycie.Usłyszeli elektroniczne przekleństwo - „pii.!” - a potem wszystko ucichło.- MYŚLĘ, ŻE MOŻEMY DAĆ SOBIE SPOKÓJ Z TYM NUDZIARSTWEM, NO NIE? - zapytał Blaine.Na zewnątrz rozległ się przeciągły, potworny huk.Eddie, który teraz niósł Susannah, stracił równowagę i byłby upadł, gdyby Roland nie złapał go za ramię.Do tej chwili Eddie rozpaczliwie czepiał się nadziei, że słowa Blaine’a, który groził użyciem toksycznego gazu, to tylko chory żart.„Nie powinieneś się łudzić” - pomyślał.„Nie można ufać komuś, kogo bawi naśladowanie starych aktorów filmowych.Myślę, że to reguła, od której nie ma wyjątków.”Za nimi wygięty fragment kadłuba z cichym stuknięciem wsunął się na swoje miejsce.Z niewidocznych wentylatorów z sykiem popłynęło powietrze i Jake poczuł, że ciśnienie wysadza mu oczy z orbit.- Chyba hermetyzuje kabinę.Eddie skinął głową, patrząc szeroko otwartymi oczami.- Ja też to czuję.Spójrzcie na to wszystko.Och!Kiedyś czytał o linii lotniczej - być może Regent Air - która zapewniała pasażerom latającym między Nowym Jorkiem a Los Angeles większy komfort podróży niż takie firmy, jak Delta czy United.Latali specjalnie przerobionymi boeingami 727, wyposażonymi w saloniki, bar, salę wideo oraz przedziały sypialne.Podejrzewał, że wnętrze takiego samolotu wyglądało podobnie do tego, w którym znalazł się teraz.Stali w długim pomieszczeniu z miękkimi fotelami obrotowymi i wygodnymi kanapami.Na drugim końcu tego pomieszczenia, mającego co najmniej osiemdziesiąt stóp długości, znajdował się bar przypominający małe bistro.Podobny do elektronicznej harfy instrument stał na podium z politurowanego drewna, oświetlonym przez ukryty reflektor punktowy.Eddie prawie był przekonany, że zaraz przyjdzie Hoagy Carmichael i zacznie brzdąkać „Stardust”.Rozproszone światło sączyło się z paneli umieszczonych wysoko na ścianach, a na środku tego salonu z sufitu zwisał żyrandol.Zdaniem Jake’a wyglądał dokładnie tak samo jak ten, który leżał w zrujnowanej sali balowej Rezydencji.To go nie zaskoczyło - zaczął przyjmować takie podobieństwa jako coś najzupełniej naturalnego.Luksusowy wystrój tego pomieszczenia zakłócał całkowity brak okien.Na piedestale pod żyrandolem stał piece de resistance.Lodowa rzeźba przedstawiała rewolwerowca z rewolwerem w lewej ręce.Prawą trzymał uzdę zrobionego z lodu wierzchowca, który - strudzony - ze zwieszonym łbem szedł za nim.Eddie zauważył, że ta dłoń miała tylko trzy palce: ostatnie dwa i kciuk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •