[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozbawiony subtelności Korniejew zauważył w odpowiedzi, że każda śmierć maga jest przedwczesna, mimo to jednak wszyscy tam się znajdziemy.A zresztą, dodał Roman, może Foton pokocha cię najbardziej z nas wszystkich i tylko twoją śmierć zapamięta.Edek zrozumiał, że ma jeszcze szansę umrzeć po nas i humor mu się poprawił.Jednakże rozmowa o śmierci nastroiła nas melancholijnie.Wszyst­kim nam, prócz, oczywiście, Korniejewa, zrobiło się żal U-Janusa.No bo rzeczywiście, jeżeli głąbiej się zastanowić, sytuacja jego jest okropna.Po pierwsze, stanowił przykład gigantycznej bezintere­sowności naukowej, albowiem praktycznie był pozbawiony możli­wości korzystania z owoców swej myśli.Po wtóre, nie miał przed sobą świetlanej przyszłości.My szliśmy ku czasom rozumu i bra­terstwa, on zaś dzień po dniu cofał się w epokę Mikołaja Krwawe­go, pańszczyzny, strzałów na placu Siennym i - kto wie - może do arakczejewszczyzny, bironowszczyzny, opryczniny.I oto gdzieś w głębinie czasu czyha taki zły dzień, kiedy na woskowanym par­kiecie Sankt-Petersburskiej Academie des Sciences spotka kolegę w upudrowanej peruce, który notabene już od tygodnia jakoś dziw­nie mu się przygląda, i kolega ów jęknie, załamie ręce i spyta z przerażeniem w oczach: “Herr Niefstrujeff? Jak to możliwe??.Prze­cież fczoraj w «Fiadomościach» wyraźnie podali, sze pan zmarł nagle.".I Janus zacznie mówić coś o bracie bliźniaku lub o fałszy­wych pogłoskach, wiedząc doskonale, co taka rozmowa oznacza.- Przestańcie! - warknął Korniejew.- Rozmazali się! Janus zna za to przyszłość.Był już tam, dokąd my długo jeszcze musimy iść, i bardzo możliwe, że dokładnie wie, kiedy wszyscy pomrzemy.- To całkiem inna sprawa - westchnął smutno Edek.- Ciężko jest staremu - powiedział Roman.- Powinniśmy oka­zywać mu więcej ciepła i łagodności.Szczególnie ty, Witek.Zawsze jesteś wobec niego ordynarny.- To niech się nie czepia - burknął Witek.- A o czym rozma­wialiśmy, a gdzie się widzieliśmy.- Teraz już wiesz, dlaczego to robi, więc zachowuj się przy­zwoicie.Witek naburmuszył się i zaczaj demonstracyjnie przeglądać kart­kę ze spisem pytań.- Trzeba mu wszystko bardziej szczegółowo wyjaśniać - po­wiedziałem.- Wszystko, co nam jest wiadome.Trzeba mu stale prze­powiadać jego najbliższą przyszłość.- Tam do licha! - zawołał Roman.- On tej zimy złamał nogę.Była taka ślizgawica.- Musimy temu zapobiec - oświadczyłem stanowczo.- Co? - spytał Roman.- Czy ty rozumiesz, co gadasz? Noga już dawno się zrosła.- Ale jeszcze jej nie złamał - zakwestionował Edek.Zamilkliśmy, usiłując się w tym wszystkim połapać.Wtem Wi­tek wykrzyknął:- Czekajcie! A to co takiego? Jedno pytanie zostało nie skreślone- Jakie?- Gdzie podziało się pióro?- Jak to? - powiedział Roman.- Przeskoczyło w ósmy.A ósmego włączyłem piec, robiłem wytop.- I co z tego?- No tak, wrzuciłem je przecież do kosza.Ósmego, siódmego i szóstego nie widziałem pióra.Hm.Co z nim się stało?- Może wyrzuciła sprzątaczka? - podsunąłem.- To w ogóle interesująca historia - zauważył Edek.- Przy­puśćmy, że nikt go nie spalił.Jak ono będzie wyglądało w ubiegłych epokach?- Są rzeczy bardziej interesujące - odpowiedział Witek.- Na przykład, co się dzieje z butami Janusa, kiedy donosi je do dnia ich produkcji w fabryce “Skorochod"? Albo z potrawami, które zjada na kolację? I tak dalej.Ale byliśmy już zbyt zmęczeni.Jakiś czas jeszcze rozmawiali­śmy, potem przyszedł Sania Drozd, zrzucił nas z kanapy, włączył swój tranzystor i zaczął nas męczyć o pożyczkę.“No dajcie dwa ru­ble" - jęczał.“Skąd ci weźmiemy?" - “Może coś znajdziecie w kie­szeni, ostatnie pieniądze.No dajcie!." Dalsza dyskusja w tych warunkach była niemożliwa, postanowiliśmy więc iść na obiad.- Ostatecznie - powiedział Edek - nasza hipoteza nie jest aż tak fantastyczna.Być może, losy U-Janusa są o wiele bardziej zdu­miewające.Bardzo możliwe, pomyśleliśmy i udaliśmy się do stołówki.Wstąpiłem na chwilę do sali maszyn i zakomunikowałem, że idę na obiad [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •