[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeba wybrać jezioro, w którym woda jest przejrzysta aż do głębi, gdzie widać każdy kamyk na dnie, każdą rybkę.Trzeba wybrać jezioro, gdzie na drugim, niedostępnym brzegu, prosto z przezroczystej wody wznoszą się bloki bordowego granitu, a z każdej skalnej półki wyrywają ku niebu złociste syberyjskie cedry.Trzeba wybrać miejsce, gdzie zapach żywicznej tajgi na dobre nasączył niebo i ziemię.Nastia zrzuciła futrzane buty, kurtkę na wilczej sierści, grubą wełnianą bieliznę i lekką jedwabną.Wanna jest na dobrą sprawę małym basenikiem z masażem wodnym.Tuż obok sypialni jest mała fińska sauna.Jak cudowne jest móc po tylu godzinach mdlącej wibracji silników zrzucić z siebie ciężką odzież i dać nura w spienioną wodę.Jak dobrze jest zanurkować potem w lodowatym basenie.Położyć się w saunie na rozgrzanych deskach.Chołowanow mógłby bez trudu pruć bez postoju w Nowosybirsku.Zdarzało mu się lecieć i czterdzieści osiem godzin bez odpoczynku.Specjalnie wymyślił ten nocleg, żeby oderwać Nastię od biurka.Przewietrzyć ją w przestworzach, napoić mroźnym powietrzem.W leśnym pałacyku króluje cisza.Rzadko kiedy ktoś się tu zatrzymuje.Obsługa bardzo dyskretna.Tylko w pierwszej chwili zadali kilka pytań: Co na kolację? Czy będą oglądać filmy? Jakie? Czy trzeba tłumacza? O której budzenie? O której śniadanie? Co podać?Potem obsługa zniknęła.Cisza, jak w pustym statku kosmicznym.Tylko żywiczne polana trzaskają w kominku.Tylko zapach dymu powoduje lekki niepokój.Tylko odległy szum tajgi budzi niejasne wspomnienia.Gryf i Nastia są sami.Mają w wyłącznym posiadaniu cały pałac.Całą Syberię.Całą noc.ROZDZIAŁ 9IW Chabarowsku wylądowali bladym świtem.Chołowanow celowo wystartował z Irkucka nocą, by dotrzeć na miejsce wczesnym rankiem.Z karty lotu wynikało, że udają się tranzytem do Władywostoku.Taki fortel, żeby nie wywoływać paniki.Nie podrywać, jak nie trzeba, lokalnych władz.Samochód też wezwał Chołowanow nie z komitetu partii, tylko z pobliskiej jednostki.Po co zbędne zamieszanie?Nastia przebrała się w kabinie, zrzuciła skafander polarny.Latem w Chabarowsku nie byłby to najbardziej odpowiedni strój.Teraz ma na sobie spódniczkę i bluzę mundurową ze szkarłatnymi wyłogami, w klapach emblematy: złoty sierp i młot, próby 575.Zapięła pas, poprawiła kaburę na biodrze, sprawdziła zatrzask łańcuszka przy teczce.Teczka do lewej ręki, na przegubie stalowa bransoleta.Nikt nie wyrwie dokumentów, chyba że razem z ręką.Podjechał samochód dowódcy pobliskiego pułku myśliwców: kierowca i dwóch uzbrojonych wartowników.Nie wiedzą jeszcze, dokąd się udają, ani po co.Zwyczajnie, Chołowanow szepnął do słuchawki kilka odpowiednich słów i wóz podstawiono pod sam trap.Jest też i dowódca pułku we własnej osobie.- Co jeszcze mogę dla was zrobić? - Nie wzywali dowódcy pułku.Przygnał sam, żeby osobiście dopilnować, czy wszystko jest jak należy.- Wszystko w jak najlepszym porządku.Możecie się odmeldować.Wracajcie do zajęć.Podwyższajcie gotowość bojową powierzonej wam przez władzę radziecką jednostki.Nastia zajęła miejsce na tylnym siedzeniu:- Do Dużego Domu.IISalutują wartownicy strzegący wejścia do Dużego Domu.Nastia trzyma w ręku taki papier, że nikt jej nie zatrzymuje dłużej niż na chwilę.Schodami do góry, mija po drodze granitowy monolit: Lenin i Stalin na ławeczce.Nastia zawczasu zapoznała się z rozkładem budynku, wszystkich schodów, korytarzy i pomieszczeń.Idzie wprost do gabinetu naczalstwa, nikogo nie pyta o drogę.Leciwa sekretarka zrywa się z miejsca, próbuje własnym ciałem zagrodzić wstęp do gabinetu.Nastia usuwa ją z drogi miękkim ruchem: kantem dłoni pod brodę, lekko do góry, łagodnie do tyłu.Leciwa dama bezwładnie ląduje na fotelu, Nastia mija ją - i do drzwi.Puka i, nie czekając na pozwolenie, naciska klamkę.Zza biurka unosi się odpowiedzialny towarzysz.Oburzony.Nalany krwią: tak się tutaj nie wchodzi.Uprzedzając wybuch gniewu, Nastia przedstawia się:- Speckurier KC Strzelecka.Odpowiedzialny towarzysz łagodnieje w oka mgnieniu.Nastia wręcza mu kopertę z pięcioma pieczęciami:- Proszę pokwitować odbiór.Koniec długopisu lekko drży.Odpowiedzialny towarzysz podpisuje się niepewnie.Zdenerwowany rozrywa kopertę.- Kopertę proszę oddać, jest na niej wasze potwierdzenie odbioru.- Oczywiście, a jakże, ma się rozumieć.Chciałby jak najszybciej to przeczytać, ale nie, musi stracić ze dwie sekundy, żeby oddać kopertę tej pedantycznej zarazie.Towarzysz pogrążył się w lekturze.Całkiem krótki dokument.Przeczytał.Nie chciał wierzyć.Przeczytał jeszcze raz.Odzyskał pewność siebie.- Moje gratulacje.- Skąd wiecie, co tu jest?- Jestem kurierem specjalnym KC, to wiem, co tam jest.Jest napisane, że towarzysz Stalin mianował was zastępcą ludowego komisarza spraw wewnętrznych.- Tak jest.- Jeszcze raz moje gratulacje.Zaraz odlatujemy.- Jak to, zaraz?- Znaczy zaraz.Wsiadamy do samolotu i lecimy.Towarzysz Stalin czeka.- Muszę wpierw zdać wszystkie sprawy.- Niczego nie musicie zdawać.Pilnie to trzeba przejmować sprawy w Moskwie.Jak wrócicie, to zdacie.Zamknijcie tylko i opieczętujcie sejf.Klucze i pieczęć weźcie ze sobą.- Zadzwonię przynajmniej do domu, żeby nie czekali z obiadem.- Do waszego domu nadamy radiogram z pokładu samolotu.- Ale ja nie mam skafandra polarnego, zamarznę w czasie lotu.- My mamy.Przywiozłam futrzane buty numer 47, hełm numer 63, futrzaną kurtkę i spodnie rozmiar “bardzo duży, szeroki”.Odpowiedzialny towarzysz już się nie odezwał, ale jego wzrok był aż nadto wymowny: Zobaczysz, ścierwo, jak przylecimy do Moskwy, jak tylko zostanę zastępcą ludowego komisarza.IIIDwadzieścia trzy godziny lotu do Moskwy.Międzylądowania w celu uzupełnienia paliwa.Powrót bez postoju na nocleg.Towarzysz Stalin czeka.Nie jest wygodnie odpowiedzialnemu towarzyszowi w samolocie.Huk, brzęk, wibracje, kłęby pary z ust kładą się szronem na aluminiowych wręgach.Ale kurierka z KC najwyraźniej uświadomiła sobie wreszcie, że kiedy rozmawia się z towarzyszem tej rangi, trzeba skulić ogon pod siebie.W Chabarowsku była speckurierem KC.Ale w samolocie jest już zwyczajną stewardesą.Najwyraźniej ma pietra.Całą drogę zachowuje się, jak przystało na wzorową stewardesę w rządowym samolocie: a może homary?Im bliżej Moskwy, tym bardziej łagodniał odpowiedzialny towarzysz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]