[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A siła zyskuje szacunek.Szacunek to twarda waluta.W tym siostrzanym bractwie - tyle że to nie żadne bractwo,raczej luźne zbiorowisko chronicznych samotniczek; grupa czarow-nic to nie sabat, ale niewielka wojna - zawsze ważna jest świado-mość własnej pozycji.Nie ma ona nic wspólnego z tym, co resztaświata uważa za hierarchię.Niczego się nigdy nie mówi.Kiedyjednak któraś umiera, czarownice mieszkające w pobliżu przychodząna pogrzeb i wygłaszają kilka słów pożegnania; potem, samotne ipoważne, wracają do domów, a w głębi ich umysłów szarpie się na-trętna myśl: Weszłam o jeden szczebel wyżej.Nowo przybyłe obserwowano bardzo, ale to bardzo uważnie.- Dzień dobry, pani Ogg - odezwał się jakiś głos za plecaminiani.- Mam nadzieję, że znajduję panią w dobrym zdrowiu?- Jak się pani miewa, pani Shimmy? - Niania odwróciła się.Jej myślowa baza danych wyrzuciła kartę katalogową: Clarity Shim-my, mieszka z matką pod Ostrocieniem, wącha tabakę, dobra zezwierzętami.- A jak tam pani mama?- Pochowaliśmy ją w zeszłym miesiącu, pani Ogg.Niania Ogg dosyć lubiła Clarity, ponieważ rzadko ją widy-wała.- Ojej.- zmartwiła się.- Ale powiem jej, że pani pytała.- Clarity zerknęła naarenę.- Kim jest ta tłusta dziewczyna w linach? - spytała.- Ztyłkiem jak kula do kręgli na huśtawce?- To Agnes Nitt.- Trzeba przyznać, że ma głos do przeklinania.Po takiejklątwie człowiek wie, że został przeklęty.- O tak, los pobłogosławił ją dobrym, przeklinającym głosem- zgodziła się uprzejmie niania.- Esme Weatherwax i jaudzieliłyśmy jej kilku wskazówek.Clarity obejrzała się.Na brzegu pola niewielka, różowa postać siedziała samotnieprzy Szczęśliwym Połowie.Jakoś nie ciągnęły tam tłumy.Clarity pochyliła się ku niani.- Co ona.tego.robi?- Nie mam pojęcia.Myślę, że postanowiła być miła dla wszys-tkich.- Esme? Miła?- No.tak - potwierdziła niania.Wcale nie zabrzmiało tolepiej, kiedy komuś powiedziała.Clarity przyglądała się przez chwilę.Niania zauważyła, żerobi dyskretny znak lewą ręką; potem odeszła szybko.Szpiczaste kapelusze zbierały się w grupki po trzy lubcztery.Szpice zbliżały się do siebie, stykały w ożywionej roz-mowie, a potem otwierały się jak kwiaty i odwracały w stronędalekiej plamy różu.Po czym jeden kapelusz oddalał się od grupyi kierował ku następnej, gdzie proces się powtarzał.Wyglądało tojak bardzo powolna reakcja łacuchowa.Podniecenie narastało iwkrótce pewnie nastąpi wybuch.Od czasu do czasu ktoś oglądał się i zerkał na nianię, więcprzeszła szybko między straganami i dotarła do kramu krasnoludaZakzaka Wręcemocnego, wytwórcy i dostawcy magicznych drobiazgówdla łatwowiernych.Skinął jej uprzejmie głową ponad kartką znapisem: SZCZĘŚLIWE PODKOWY 2 DOLARY SZTUKA.- Witam, pani Ogg! - zawołał.Niania odkryła, że się denerwuje.- Co w nich jest szczęśliwego? - spytała, biorąc podkowę doręki.- Za każdą dostaję dwa dolary - wyjaśnił Wręcemocny.- I dlatego są szczęśliwe?- Szczęśliwe dla mnie.Pani zapewne też chce kupić, paniOgg? Gdybym wiedział, że będą takie popularne, przywiózłbym drugąskrzynkę.Niektóre damy kupowały po dwie.Zaakcentował słowo "damy".- Czarownice kupowały szczęśliwe podkowy? - zdumiała sięniania Ogg.- Jakby jutro miało nie nadejść - odparł Zakzak.Zmarszczyłczoło: to jednak były czarownice.- Ehm.ale nadejdzie.prawda?- Jestem tego prawie zupełnie pewna - uspokoiła go niania,ale nie wydawał się pocieszony.- Nagle bardzo wzrósł popyt na zioła ochronne - poinfor-mował.A że był krasnoludem i Potop uznawał za świetną okazję, byzarobić na ręcznikach, dodał jeszcze: - Może i panią zaintere-sują, pani Ogg?Niania pokręciła głową.Jeśli kłopoty miały nadejść zestrony, w którą wszyscy patrzyli, to nie pomoże byle gałązka ru-ty.Wielki dąb byłby lepszy, ale też nie na pewno.Atmosfera święta wyraźnie mroczniała.Niebo wciąż miałobarwę bladego błękitu, lecz za horyzontami myśli zbierały sięgromy.Czarownice były niespokojne, a ponieważ tak wiele ichzgromadziło się w jednym miejscu, nerwowość odbijała się od jed-nej do drugiej i - wzmocniona - obejmowała wszystkich obecnych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]