[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niebawem Brat, jak zwykle zpewnym dystansem w stosunku do swego otoczenia, zauważył,że Bee pozostawia coraz częściej głos Simonowi.I dlatego to onwyjaśniał:- Odrzut ze stajni wyścigowej, który Eleanor szkoli na koniawierzchowego.- Albo: - Pamiętasz starą Torę? To jej syn poSztylecie.Bee usuwała się rozmyślnie.Blizniaczki wkrótce się ulotniły.Ruth dlatego, że konie jąznudziły, a Jane dlatego, że wiedziała o nich wszystko, comożna wiedzieć, i z przykrością myślała o tym, że należą terazdo kogoś, kogo nie zna.Gregg, milczący z natury, schodziłcoraz bardziej na drugi plan, razem z Bee.Za to szybko naplan pierwszy wysunął się Simon.Simon i Brat.Simon zachowywał się zupełnie beztrosko.Jakby to byłozwykłe popołudnie, a Brat po prostu zwykłym gościem.Mądrym gościem, uprzywilejowanym i bezsprzecznie milewitanym.Brat, otrząsając się tylko od czasu do czasu ze swegooczarowania końmi, dowiadywał się o ich pochodzeniu,budowie, charakterze i możliwościach, słuchając głosu lekkoprzeciągającego słowa.Patrzył ze zdziwieniem na kamienny,niewzruszony profil Simona.- Trochę lekkiej budowy - ciągnął chłodny głos, a spokojnywzrok przesuwał się po koniu, jakby nie było ważniejszejsprawy na świecie.- Ale ładny, prawda?Albo:- Tego by już naprawdę trzeba wybrakować.Biegał napolowaniach całą zimę.Ale mam zamiar popolować jeszcze nanim tego lata.Zresztą Bee jest okropnie skąpa, jeśli idzie opaszę.Bee dorzucała swoje trzy grosze i usuwała się znowu w cień.To ona zarządzała" Latchetts, lecz różne wynikające stądobowiązki były rozdzielone pomiędzy trójkę Ashbych.Eleanorzajmowała się głównie końmi myśliwskimi i innymiwierzchowymi.Simon skoczkami i również końmimyśliwskimi, a Bee klaczami i kucykami szetlandzkimi.Zażycia Billa Ashby, gdy Latchetts było gospodarstwem czystohodowlanym, konie wierzchowe i myśliwskie byłyprzeznaczone tylko do użytku rodziny.Od czasu do czasu,kiedy zdarzył się wyjątkowo dobry zrebak, Bee, znająca się nakoniach lepiej od brata, przyjeżdżała z Londynu na tydzieńlub dwa, aby go wytrenować do prezentacji na pokazie.Była todobra reklama dla Latchetts; nie dlatego, że stale handlowanotymi końmi, ale po prostu samo powtórzenie pewnej nazwyliczy się w świecie handlowym, jak odkryli twórcy reklam.Obecnie młodsze pokolenie Ashbych, pod nadzorem Bee,stwarzało z koni wierzchowych rentownych rywali klaczyhodowlanych.- Pan Gates pyta, czy może z panem mówić - powiedziałstajenny do Gregga.Gregg przeprosił i wszedł do siodłami.Baldachim podszedł do drzwi swego boksu, patrzył przezchwilę obojętnie na Brata, a potem trącił go żartobliwiegarbatym nosem.- Czy to był zawsze koń Jane? - spytał Brat.- Nie - odpowiedziała Bee - został kupiony na czternasteurodziny Simona.Lecz Simon rósł tak szybko, że po roku byłjuż dla niego za duży, a czteroletnia Jane domagała się jazdyna prawdziwym" koniu, a nie na kucyku, więc odziedziczyłaBaldachima.Jeśli miał kiedykolwiek dobre maniery, tozapomniał o nich, ale z Jane najwyrazniej się rozumieją.Gregg wrócił i powiedział, że Gates chce się zobaczyć zpanną Ashby w sprawie ogrodzenia.- Dobrze, zaraz przyjdę - odpowiedziała Bee.- A gdy Greggodszedł, dodała: - Naprawdę to on chce zobaczyć Brata, alemusi zaczekać do jutra, tak jak reszta sąsiadów.To takżepodobne do Gatesa - że chce uprzedzić innych.A wy, chłopcy,gdybyście chcieli się przejechać, wróćcie koniecznie napodwieczorek.Chcę obejść padoki z Bratem, zanim się ściemni.- Pamiętasz Gatesa? - spytał Simon otwierając drzwinastępnego boksu.- Nie, chyba nie.- To dzierżawca z Wigsell.- A co się stało z Vidlerem?- Umarł.To jego zięć.Ma małą fermę po drugiej stronieBures.Simon dał mu tym razem potrzebne karty.Brat spojrzał naniego, ciekaw reakcji na swoją wzmiankę o Vidlerze, ale Simonwydawał się całkowicie zajęty koniem, którego właśniewyprowadzał.- Te z trzech ostatnich boksów to najnowsze nabytkikupione pod kątem pokazu na torze.A ten jest najlepszy zcałej stawki.Ma cztery lata.Po Borze z klaczy Larum.Nazywasię Kloc.Kloc był kary, bez ani jednego brunatnego włoska.Miał białągwiazdkę na czole i białe obrączki nad pęcinami.Byłnajpiękniejszym koniem, jakiego Brat oglądał w życiu z bliska.Wyszedł z boksu, okazując łaskawie swoją wyższość, jakbyświadomy swojego wspaniałego wyglądu i zadowolony, żespotka się on z uznaniem.Brat patrząc na niego pomyślał, żejest w nim jakaś dziwna fałszywa skromność; może wrażenie tosprawiała jego postawa, gdyż stał z przednimi nogami bliskosiebie.Nie pasowało to jednak do uważnego, śmiałego wzroku.- Trudno znalezć w nim jakiś feler, co? - powiedział Simon.Brat pogrążony w zachwycie nad budową konia, był ciąglejeszcze zaintrygowany tym, co wydawało mu się u niego jakąśobłudą.- Ma najpiękniejszy łeb, jaki widziałem u koni - ciągnąłSimon - i popatrz tylko na jego kość.- Oprowadził w kołokonia.- Zwietnie niesie dorzucił.Brat w milczeniu przyglądał się koniowi, zachwycony i wciążzaintrygowany.- No co?- spytał w końcu Simon czekając na jakiś komentarz.- Czy on nie jest zarozumiały? - spytał Brat.Simon roześmiał się.- Przypuszczam, że jest.I nie bez powodu.- Tak.Jest bardzo piękny.- I coś więcej jeszcze.Cudownie się na nim jezdzi.I umiewziąć najwyższą przeszkodę.Brat podszedł do konia z przyjacielskim gestem.Kloc niezareagował na to.Wyglądał na zadowolonego, lecz trochęznudzonego.- Powinien być pierwszym tenorem - powiedział Brat.- Tenorem? A rozumiem.Dlatego, że jest taki zarozumiały.-Przyjrzał się na nowo koniowi.- Sądzę, że jest z siebie raczejzadowolony.Nie przyszło mi to do głowy.Chciałbyś się nanim przejechać?- No, pewnie.- Powinien mieć dzisiaj trochę ruchu.- Skinął nastajennego.- Artur, przynieś siodło dla Kloca.- Dobrze.Podwójną tręzlę, proszę pana?- Nie, zwykłą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]