[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zamilkł na długą chwilę, a potem wykrzyknął:- Panie inspektorze, może napisze pan książkę na ten temat?- Książkę? Broń Boże! Dlaczego?- Pytam, bo ja sam bardzo chętnie napisałbym o tym.Z tego będzie owiele lepsza książka niż z moich chłopów.- Niechże pan napisze!- Widzi pan, chciałbym się czymś wykazać przed ojcem.On myśli, że jado niczego się nie nadaję, bo nie interesują mnie ani meble, ani rynkizbytu, ani krzywe produkcyjne.Gdyby tak mógł wziąć do ręki książkęprzeze mnie napisaną, to może uwierzyłby w końcu, że i ze mnie cośbędzie.Może nawet zacząłby wreszcie na odmianę trochę się mną chwalićprzed ludzmi.Grant spojrzał na niego dobrotliwie.- Zapomniałem spytać, jak się panu podobał Crosby Hall?- O, bardzo.Gdyby Carradine Trzeci go zobaczył, na pewno zechciałbyzabrać cały budynek i ustawić go na nowo gdzieś wśród wzgórzAdirondacks.- Zwłaszcza jeżeli jego syn napisze książkę o Ryszardzie III, to wtedybędzie się czuł do pewnego stopnia współwłaścicielem Crosby Hall.Jakipan da tytuł?- Książce?- Tak.- Pożyczę sobie sentencję od Henry Forda i nazwę ją  Historia to bzdura.- Wspaniale!- Ale muszę jeszcze mnóstwo przeczytać, tyle pozostało do zbadania,zanim będę mógł zacząć pisać. - Racja, racja.Nie doszliśmy jeszcze do najważniejszego pytania.- Jakiego?- Kto zamordował chłopców.- Oczywiście.- Jeżeli chłopcy żyli, kiedy Henryk zajął londyńską twierdzę, to co się znimi stało?- Zaraz do tego dojdę.Ale przede wszystkim chciałbym wiedzieć,dlaczego tak ważne było dla Henryka zatuszowanie treści aktu TitulusRegius.Wstał już, aby wyjść, ale spojrzenie jego zatrzymało się na odwróconymportrecie leżącym na stole.Sięgnął i ostrożnie postawił go na zwykłymmiejscu, tak by stał podparty stosem książek.- Poczekaj tu - powiedział do Ryszarda - przywrócę cię tam, gdzie byćpowinieneś.e dROZDZIAA 13Nie upłynęło więcej jak dwadzieścia minut od wizyty Carradine a, gdyzjawiła się Marta obładowana książkami, słodyczami i mnóstwemnajlepszych chęci.Zastała Granta zatopionego w piętnastym stuleciutakim, jak je opisał sir Cuthbert Oliphant.Przywitał ją wyraznie nieobecnyduchem, do czego zupełnie nie była przyzwyczajona.- Czy gdyby szwagier zamordował ci dwóch synów, przyjęłabyś od niegopokazną stałą pensję?- Ufam, że to jest pytanie retoryczne - odparła, kładąc kwiaty; rozglądałasię, który z już pełnych wazonów najlepiej się na nie nada.- Naprawdę ci historycy to kupa wariatów.Posłuchaj tylko:  Trudnowytłumaczyć postępowanie królowej matki.Nie wiadomo właściwie, czybała się, że ją siłą wyciągną z klasztornego azylu, czy też była po prostuzmęczona nudą życia w Westminsterze i ze zwykłej apatii postanowiłapogodzić się z mordercą swych synów.- Boże miłosierny! - wykrzyknęła Marta, zatrzymując się zporcelanowym dzbanuszkiem z Delft w jednej ręce, a szklanym smukłymwazonem w drugiej i patrząc na leżącego ze zdumieniem.- Czy historycy słuchają kiedy tego, co sami twierdzą?- Kto to taki, ta królowa matka?- Elżbieta Woodville, wdowa po Edwardzie IV.- Ach tak.Grałam ją raz.Taka mała rólka w sztuce o Warwicku, TwórcyKrólów.- No cóż, ja jestem tylko policjantem.Widać nigdy nie obracałem się wewłaściwych sferach.Może stykałem się tylko z przyzwoitymi ludzmi.Alegdzie należy szukać, by znalezć kobietę, która jest w dobrej komitywie zmordercą swoich dwóch synów?- Może w Grecji - podsunęła Marta.- W starożytnej Grecji.- Nie mogę sobie nawet tam przypomnieć ani jednej takiej.- Albo może w szpitalu obłąkanych.Nie było żadnych śladów aberacji uElżbiety Woodville?- Nikt czegoś takiego nie zauważył.A była królową ze dwadzieścia łat.- Oczywiście cała ta sprawa jest farsą, chyba sam to widzisz - mówiłaMarta układając kwiaty.- To wcale nie żadna tragedia. Tak, tak, wiem,zabił mi Edzia i małego Rysia, ale tak prawdę mówiąc, on jest bardzo miły,a przy tym to mieszkanie w pokojach wychodzących na północ było wprost fatalne dla mego reumatyzmu.Grant roześmiał się i poczuł, że wraca mu dobry humor.- Chyba masz rację.Trudno o coś bardziej absurdalnego.Wierszowaneokropności, owszem, ale nie zwykła historia.I dlatego zdumiewają mniehistorycy.Zupełnie pozbawieni są rozeznania co do prawdopodobieństwadanej sytuacji.Robią wrażenie, jakby patrzyli na teatr cieni, gdziedwuwymiarowe postacie poruszają się na dalekim tle.- Może kiedy się szpera w zniszczonych, wystrzępionych dokumentach,wtedy nie ma się już czasu na poznawanie ludzi.Nie tych, których dotycządokumenty, ale po prostu zwykłych ludzi z krwi i kości.Choćby tego, jakreagują w różnych okolicznościach.- Jak ty byś ją zagrała? - zapytał Grant, świadomy, jak ważne w zawodzieMarty jest zrozumienie motywów czyjegoś działania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •