[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mięśnie twarzywiotczały, przygasłe oczy traciły połysk, nawet potężne czoło więdłojakgdyby, ramiona zwisały ociężale  wyraz twarzy i całej postaci dawał sięstreścić jednem słowem: znużenie.W takich przykrych chwilach zdawało misię, że Lenin jest skazany na śmierć.Ale już po jednej dobrze przespanej nocyodzyskiwał zpowrotem całą moc swego umysłu.Artykuły, napisane przezLenina w przerwie pomiędzy dwoma atakami, dorównywują swym poziomemnajlepszym jego pracom.yródło było równie ożywcze, lecz biło coraz słabiej.Nawet po drugim ataku Guetier nie tracił całkowicie nadziei.Ale stopniowopoczął się bardziej ponuro zapatrywać na sytuację.Choroba stawała sięprzewlekła.Zlepe siły przyrody nielitościwie wtrąciły wielkiego chorego wbeznadziejną niemoc.Lenin nie mógł i nie powinien był pozostawać przyżyciu jako inwalida.Ale mimo wszystko, nie traciliśmy jeszcze nadziei, żeodzyska zdrowie.Moja niedyspozycja nabrała tymczasem przewlekłego charakteru. Zastanowczą poradą lekarzy  pisze N.I.Siedowa  L.D.przewieziono na wieś.Guetier odwiedzał często chorego, którym opiekował się troskliwie iserdecznie.Polityka nie interesowała go, bolał jednak bardzo nad nami, lecznie wiedział, w jaki sposób ma dać wyraz swemu współczuciu.Wszczęta naL.D.naganka zaskoczyła go nieoczekiwanie.Nie rozumiał jej, wyczekiwał,dręczył się.W Archangielskiem powiedział mi, zaniepokojony, że trzeba L.D.koniecznie wywiezć do Suchumu.Zdecydowaliśmy się wreszcie na to.Dalekapodróż przez Baku, Tyflis, Batum, przedłużała się jeszcze, dzięki zaspomśnieżnym.Ale droga wywierała na nas raczej wpływ uspakajający.W miarętego, jak oddalaliśmy się od Moskwy, wyzwalaliśmy się stopniowo zprzytłaczającej atmosfery, która nas tam ostatnio otaczała.Miałam jednak takieuczucie, jak-gdybym wiozła obłożnie chorego.Dręczyła mnie niepewność o to,jak ułoży się nasze życie w Suchumie, czy otoczenie nasze będzie składało sięz przyjaciół, czy też z wrogów.Dzień 21-szy stycznia zastał nas na dworcu w Tyflisie w drodze doSuchumu.Siedziałem wraz z żoną w mej pracowni w wagonie, mając, jakzwykle podówczas, podniesioną temperaturę.Zapukawszy, wszedł mój oddanywspółpracownik, Sermuks, który towarzyszył mi do Suchumu.Z zachowaniasię jego i wyglądu, z jego zzielenia-tej twarzy, z kartki, którą mi podał, niepatrząc na mnie szklanemi oczami, wionęło na mnie katastrofą.Był toodcyfrowany telegram Stalina, donoszący o śmierci Lenina.Oddałem papierżonie, która zrozumiała już, co się stało.Władze tyfliskie otrzymały niebawem taki sam telegram.Wiadomość ośmierci Lenina rozeszła się szybko.Połączyłem się z Kremlem zapomocąprzewodu bezpośredniego.Na zadane pytanie otrzymałem taką odpowiedz: Pogrzeb w sobotę, i tak nie zdążycie na czas, radzimy nie przerywać kuracji.348 Zatem nie miałem wyboru.Pogrzeb odbył się w istocie dopiero w niedzielę,mógłbym więc niewątpliwie zdążyć na czas do Moskwy.Choć wyda się towprost nieprawdopodobne, to jednak okłamano mnie, podając fałszywie dzieńpogrzebu.Spiskowcy kombinowali sobie słusznie we właściwy im sposób, żenie przyjdzie mi nawet do głowy sprawdzać ich informacyj, a pózniejnietrudno już będzie wymyśleć jakiś wykręt.Przypominam tutaj, że opierwszej chorobie Lenina dano mi znać dopiero na trzeci dzień.Była to więcmetoda, polegająca na  zyskiwaniu tempa.Towarzysze tyfliscy domagali się, abym niezwłocznie zareagował na śmierćLenina.Jednak jedynem mojem życzeniem było wtedy, żeby mniepozostawiono samego.Nie mogłem wziąć pióra do ręki.Krótki tekst depeszymoskiewskiej huczał mi wciąż w głowie.Zebrani towarzysze czekali jednak naodpowiedz.Mieli rację.Zatrzymano pociąg na pół godziny.Pisałem słowapożegnania: ,,Lenin odszedł.Niema już Lenina.Kilka napisanych odręczniestronic oddałem na telegraf.,,Przy jechaliśmy zupełnie rozbici,  pisze żona. Suchum zobaczyliśmy poraz pierwszy.Mimozy stały w kwieciu  dużo ich tam jest.Wspaniałe palmy.Kamelje.Było to w styczniu, kiedy w Moskwie panowały wielkie mrozy,Abchazi zgotowali nam przyjazne przyjęcie.W jadalni domuwypoczynkowego wisiały obok siebie dwa portrety: jeden w żałobie Włodzimierza Iljicza, drugi zaś  L.D.Chcieliśmy zdjąć ten drugi, niemogliśmy się jednak zdecydować, obawialiśmy się bowiem, że będzie towyglądało na demonstrację.Spędzałem w Suchumie długie dni, leżąc na balkonie, z twarzą zwróconą kumorzu.Chociaż był styczeń, na niebie gorzało jasne i gorące słońce.Pomiędzybalkonem a połyskującem morzem wystrzelał w górę szereg palm.Stałepoczucie, że mam podniesioną temperaturę, kojarzyło się z huczącą myślą ośmierci Lenina.Dokonywałem myślowo przeglądu oddzielnych etapów megożycia, wspominałem nasze spotkania z Leninem, rozdzwięki, polemiki,ponowne zbliżenia, naszą wspólną pracę.Poszczególne epizody rysowały misię w pamięci z zadziwiającą dokładnością.Oddzielne fragmenty układały sięstopniowo w coraz wyraz-niejszą całość.O wiele lepiej widziałem teraz owych uczniów , co to dotrzymywali wierności swemu nauczycielowi nie wrzeczach wielkich, lecz w błahych.Wchłaniając w siebie tchnienie morza,asymilowałem jednocześnie całem mem jestestwem pewność iprzeświadczenie, że racja historyczna w walce z epigonami jest po mojejstronie.27 stycznia 1924 roku.Nad palmami, nad morzem, panowała jarząca siępod błękitną zasłoną cisza.Nagle przeszyły ją salwy.Strzelano gdzieś w dole,od strony morza.To Suchum salutował wodza, którego o tej właśnie godziniechowano w Moskwie.Rozmyślałem o nim i o niewieście, która w ciągu wielulat była mu towarzyszką życia i w nim znajdowała odbicie całego świata, ateraz grzebie jego ciało i musi czuć się zupełnie samotna wśród miljonów,opłakujących go razem z nią, ale opłakujących nie tak, inaczej, niż ona.Rozmyślałem o Nadieżdie Konstantynównie Krupskiej.Pragnąłem posłać jejstąd wyrazy pozdrowienia, współczucia, serdeczności.Ale nie mogłem się nato zdobyć.Słowa wydawały mi się zbyt błahe w obliczu grozy tego, co siędokonało.Obawiałem się, że będą brzmiały, jak zdawkowa kondolencja.Toteż, gdy po upływie kilku dni otrzymałem niespodziewanie list od NadieżdyKonstantynówny, uczucie prawdziwej wdzięczności wstrząsnęło mną do głębi.349 A oto ten list: Drogi Lwie Dawidowiczu,Piszę, aby opowiedzieć Wam, że mniej-więcej na miesiąc przed śmiercią,Włodzimierz Iljicz, przeglądając Waszą książkę, zatrzymał się na ustępie,zawierającym charakterystykę Marksa i Lenina, poprosił mnie, żebymprzeczytała mu to miejsce, słuchał bardzo uważnie, a potem jeszcze raz je samprzeglądał.I oto, co jeszcze chciałam Wam powiedzieć: ów stosunek W.I.do Was,który ukształtował się, gdyście przyjechali z Syberji do nas, do Londynu, W.I.zachował bez zmiany aż do samej śmierci.%7łyczę Wam, Lwie Dawidowiczu, dużo siły i zdrowia i łączę mocny uścisk.N.Krupskaja.W książce, którą Włodzimierz Iljicz przeglądał na miesiąc przed śmiercią,porównywałem Lenina z Marksem.Znałem doskonale stosunek Lenina doMarksa, przepojony wdzięczną miłością, którą uczeń darzy swego mistrza inacechowany patosem dystansu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •