[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko, tylko niemiłość swoich dzieci. Patrzcie na niego! Jest pan nikim, IwanieBorysowiczu!Nikim! 63Obwód włodzimierski, RosjaTablica ostrzegawcza przy wjezdzie pochodziła z czasówradzieckich.Brzozy po obu stronach rosły tam od czasów carów.Czterdzieści metrów w głąb wąskiej polnej drogi stałzaparkowany rangę rover.Na jego przednim siedzeniu siedziało dwóch rosyjskichwartowników.Michaił zamrugał światłami.Rangę rover anidrgnął.Michaił otworzył drzwi.Miał na sobie gruby, szary, zapiętypod brodę kombinezon oraz zsuniętą nisko na oczy wełnianączapkę.Na razie był tylko kolejnym Rosjaninem.Kolejnym zchłopaków Iwana.Zirytowanym weteranem jednostki Alfa, który nie lubiłwysiadać z samochodu, kiedy na zewnątrz było dziesięć stopniponiżej zera.Z rękami w kieszeniach i spuszczoną głową podszedł dorangę rovera od strony kierowcy.Okno zostało opuszczone.Michaił wyjął broń.Sześć jasnych błysków.Prawie bezgłośnych.Gabriel wymamrotał parę słów do mikrofonu.Michaiłsięgnął obok martwego kierowcy, ostro skręcił kierownicę w prawoi przerzucił automatyczną skrzynię biegów z luzu na bieg.Rangęrover zjechał z drogi i zatrzymał się na drzewie.Michaił zgasił silnik i rzucił kluczyki w las.Parę sekundpózniej siedział znowu koło Gabriela.Mknęli ku frontowymdrzwiom daczy.W tej samej sekundzie na tyłach daczy trzech mężczyznnaraz wzięło na cel trzech wartowników.Na znak Nawota trzechludzi wystrzeliło.Trzy jasne błyski.Prawie bezdzwięczne.Przeczołgali się przez brzozy i uklękli przy zabitych.Zabezpieczyli broń.Wyłączyli krótkofalówki.Nawot przemówił po cichu domikrofonu.Cele unieszkodliwione.Tylna strefa zabezpieczona.Dokładnie 206 kilometrów na wschód, na ulicy Twerskiejw Moskwie, Irina Bułganowa, była żona uciekiniera GrigorijaBułganowa, otworzyła drzwi biura podróży Galaxy Travel iobróciła znak z ZAMKNITE na OTWARTE.Spózniłam sięsiedem minut, pomyślała.Nie miało to znaczenia.Interesykompletnie padły, albo używając słów czasami poetyckousposobionego menedżera ruszały się wolniej niż woda wzamarzniętej rzece.Zwięta okazały się katastrofą.Nie mieliżadnych rezerwacji na wiosenny sezon narciarski.Ostatnio nawetoligarchowie skąpili pieniędzy.Irina usiadła przy biurku pod oknem i starała się, jak mogła,udawać zajętą.Mówiono o cięciach w Galaxy Travel Mniejszychprowizjach.Nawet o zwalnianiu. Dziękujemy, kapitalizmie! Możejednak Lenin miał rację.Przynajmniej usunął niepewność.Pod władzą komunistówRosjanie byli biedni i biedni pozostali.Trzeba było przyznać, że takonsekwencja miała swój powab.Myśli Iriny przerwał dzwięk automatycznego dzwonkaprzy drzwiach wejściowych.Gdy podniosła wzrok, zobaczyławchodzącego do środka drobnego mężczyznę.Miał na sobie grubypłaszcz, wełniany szalik, kapelusz z rondem i nauszniki, a wprawym ręku trzymał walizkę.Po Twerskiej spacerowały tysiące ludzi jak on, chodzącegóry wełny i futra, zupełnie nierozróżnialne.Sam Stalin mógłbyprzejść po ulicy owinięty w ciepłe ubranie i nikt nawet niespojrzałby na niego dwa razy.Mężczyzna poluznił szalik i zdjął kapelusz, odsłaniającrzadkie rozmierzwione włosy.Irina od razu go rozpoznała.To byłdobry anioł, który przekonał ją, żeby opowiedziała mu o najgorszejnocy swojego życia.Szedł teraz w stronę jej biurka z kapeluszemw jednej ręce i walizce w drugiej.Irina zorientowała się, że stoi.Uśmiecha się.Zciska jego dłoń.Pyta, jak może mu pomóc. Potrzebuję pomocy przy zaplanowaniu wycieczki. Dokąd chce pan lecieć? Na Zachód. Może pan sprecyzować dokąd? Niestety nie. Jak długo chce pan tam zostać? Na bliżej nieokreślony czas. Ile osób będzie z panem lecieć? Próbujemy to ustalić.Jeśli dobrze pójdzie, całkiem sporo. Kiedy planuje pan wylot? Dziś, póznym wieczorem. Więc co mogę dla pana zrobić? Powiedz swojemu szefowi, że wychodzisz na kawę.Wezze sobą swoje kosztowności.Bo nigdy więcej tu nie wrócisz.Nigdy.64Obwód włodzimierski, RosjaRosyjska dacza może być drewnianym pałacem lub szopąna narzędzia, otoczoną grządkami rzodkiewek i cebuli.Budynekstojący na końcu wąskiej leśnej drogi plasował się gdzieśpomiędzy.Był niski i przysadzisty, solidny niczym okręt, wyrazniezbudowany bolszewickimi rękami.Nie miał werandy ani schodów,tylko małe drzwi pośrodku, do których docierało się wydeptaną wśniegu ścieżką.Po obu ich stronach znajdowały się przeszkloneokna.Framugi niegdyś były ciemnozielone, ale obecnie kolornajbardziej przypominał szary.W obu oknach wisiały cienkiezasłony.Gdy Michaił zatrzymał rangę rovera i zgasił silnik, prawafiranka się poruszyła. Wez kluczyki. Jesteś pewien? Wez je.Michaił wyjął kluczyki ze stacyjki i schował do zapinanejna zamek kieszeni na piersi.Gabriel spojrzał na dwóchwartowników.Stali mniej więcej trzy metry od daczy, broń mielizawieszoną na piersi.Ich ustawienie było dla Gabrielawyzwaniem.Musiał strzelić lekko w górę, żeby kule nie stłukłyszyb po przejściu przez czaszki Rosjan.Obliczenia zajęły mu tyle,ile Michaiłowi wzięcie cylindrycznego termosu.Prowadził takieobliczenia od czasu, gdy miał dwadzieścia dwa lata.Została tylkojedna decyzja.Którą ręką? Prawą czy lewą? Mógł strzelić z jednejalbo drugiej.Ponieważ wysiadał z rangę rovera od strony pasażera,postanowił użyć prawej.W ten sposób tłumik nie uderzy o zderzakprzy strzale. Gabrielu, jesteś pewien, że chcesz zdjąć obu sam? Tak. Bo mogę zająć się tym po lewej. Wysiadaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]