[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przechodząc w pobliżu zobaczył całą trójkę.Właśnie wy­szli w pole.Pozostał jeszcze duży kawał do opielenia.Co za dziwne uczucie, kiedy się przechodzi obok ludzi, których tak dobrze poznał owego dnia, z którymi wiele przeżył.Para za­kochanych była na pewno w radosnym, porannym nastroju.Czy spojrzą w stronę drogi, w stronę Mattisa?Nie.Miał ochotę pomachać do nich ręką.A może otrzyma od dziewczyny jakiś dowód pamięci, świadectwo wspomnienia jasnego niby promień złocisty.Nie pragnął pozdrowienia od mężczyzn, wprowadziliby go jedynie w zakłopotanie.Tylko od dziewczyny! Niestety, jest zajęta wyłącznie pieleniem!Nieco dalej dwie małe dziewczynki siedziały na trawie tuż obok drogi.Siedziały bezpiecznie za żywopłotem, szcze­biotały i bawiły się lalkami, a były zupełnie malutkie, praw­dziwe niewiniątka.Choć pochłaniała je rozmowa, jedna z nich spojrzała na Mattisa okrągłymi, niebieskimi oczkami i spytała śpiewnym głosem:- Dokąd idziesz, Pomylony?Spytała głosem śpiewnym, zupełnie pozbawionym cieka­wości, jakby tylko przez grzeczność.Dziewczynki dobrze znały najbliższych sąsiadów, mieszkały tuż przy drodze, toteż często widywały Mattisa.,,Spokojnie, spokojnie, one jeszcze nie są dorosłe” - po­wiedział sobie, a następnie odezwał się głośno:- Przed siebie.O nic więcej nie pytały, nie obchodziło je, co zamierzał robić.Mattis oddalił się pospiesznie.Mijały go pędzące dro­gą, lśniące limuzyny.Lubił spotykać nieznane samochody.Nikt z jadących nimi nie wiedział, że on jest pomylony.Śmiało patrzył im w oczy - na pewno pomyślą, że jest rów­nie mądry jak oni.I tak mijał zagrody jedną po drugiej.Najwyższy czas by­łoby rozpocząć dzień pracy.Jednakże ilekroć dochodził do zabudowań, zatrzymywał się i patrzył na swoje nogi.To był sposób, który wynalazł pewnego dnia, gdy czuł się równie bezradny jak dzisiaj.- Jeżeli chcecie tam iść, z pewnością drgniecie - mówił do nóg i czekał.Nie, w pobliżu tej zagrody nie drgnęły, były mądre.Raz po raz próbował, lecz tego dnia nogi nie chciały wejść do żadnego obejścia.Cała rzecz w tym, co Hege na to powie.Hege oczywiście nic nie wiedziała o próbie nóg, to była ta­jemnica.Takich rzeczy ona w ogóle nie pojmowała.W końcu doszedł do sklepiku, właściwie cały czas tam zmierzał.Wszelkie próby nóg były w tym wypadku zbędne, budynek leżał na samym środku drogi, jak pułapka, w któ­rą każdy musiał wpaść.Dotykał niemal jeziora w miejscu, gdzie był rodzaj mostu.W sklepie można było kupić cukierki.Mattis lubił kar­melki.A kupiec nigdy nie śmiał się z Mattisa, nawet jeśli zachowywał się nieporadnie.O tej porze dnia nie było w sklepie znajomych, tylko kil­ku turystów z rowerami; młodzieńcy lekko ubrani pili le­moniadę.Mattis nie mógł przyglądać im się dłużej, musiał zdobyć się na energię.Wsunął rękę do kieszeni, poszukał pieniędzy i wydobył pięćdziesiąt óre, które przypuszczał, że tam znajdzie.- Proszę karmelków za pięćdziesiąt ore - powiedział nie­dbałym tonem, jakby codziennie dokonywał tego zakupu.- Cynamonowych? - spytał kupiec, byle coś powiedzieć, chociaż wiedział, jakie Mattis zazwyczaj kupuje.Co za przyjemność, że obcy ludzie to słyszą.Mattis był wdzięczny za nawiązanie tej krótkiej rozmowy na bezpiecz­ny temat.- Tak, jak zwykle - odpowiedział.Tego dnia Mattis chciał zadać kupcowi bardzo ważne py­tanie.- Czy wiesz, jak to się dzieje, że słonki zaczynają ciąg­nąć nad domem, nad którym nigdy dotąd nie przelatywały?To było bardzo trudne pytanie, idąc tutaj układał je sobie starannie.- One nigdy nie zmieniają kierunku, jeżeli ciąg pojawia się w nowym miejscu to znaczy - o ile dobrze wiem - że młody kogut roczniak odłączył się i tokuje sam.Kupiec, udzielając tego wyjaśnienia, grzebał małą szu­felką w pudle z cukierkami.Złocisto żółte karmelki apetycz­nie wyglądały na tle blaszanego opakowania.- Tak myślisz? - spytał przygnębiony Mattis.- Na pewno tak jest.Czy ostatnio coś podobnego zau­ważyłeś?- Nie, musi być inaczej, jestem pewien.W tym, co ty mówisz, nie ma nic nadzwyczajnego.Nie możesz pomniej­szać wydarzenia, które jest bardzo ważne!Mattis włożył do ust cukierek.W tejże chwili jeden z rowerzystów zawołał:- Patrzcie, jakie chmury od południa! Na pewno wkrót­ce złapie nas burza!Mattis podskoczył, o mało nie udławił się karmelkiem.Wyjrzał przez okno i zobaczył ciemną zasłonę chmur, wyła­niającą się nad grzbietami wzgórz, choć słońce nadal świe­ciło.- Czy będzie burza? - spytał z lękiem, spoglądając w kierunku najbliżej stojącego turysty, opalonego chłopca z owłosionym ciałem.Nieznajomy spojrzał na Mattisa nieco zdziwiony i odpo­wiedział trochę szorstko, zwracając się raczej do swoich uro­dziwych towarzyszy wycieczki aniżeli do pytającego.- Tak, będzie burza.A nam potrzebna piękna pogoda na wycieczkę!Mattis od razu zapomniał o wszystkim.Będzie burza! Do domu! Do domu! Ta jedna jedyna myśl zaprzątała jego uwa­gę.Musiał dotrzeć do swojej kryjówki, a do niej strasznie daleko!Wyskoczył ze sklepu.Przez niedomknięte drzwi usłyszał, że kupiec w odpowiedzi na pytanie rowerzysty wyraził swo­ją opinię o nim.Ludzie nie doceniali dobrego słuchu Matti­sa! On słyszał przez ściany, miał słuch lepszy niż ktokol­wiek inny, bo przywykł nasłuchiwać słów dla niego nie przeznaczonych.- On jest trochę pomylony - powiedział kupiec.A więc i on też! Tego Mattis nigdy nie przypuszczał.“A właściwie dlaczego miało być inaczej ?” - przyszło mu nagle do głowy.Przecież to prawda.On jest trochę po­mylony.Oczywiście.A zaraz po tym usłyszał dalsze słowa:- Ma dzielną siostrę, to ona troszczy się o wszystko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •