[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemal splunął.Do czego można się przyzwyczaić.) Nawet teraz wracał niekiedy do swej starej osobowości, upijając się i grając z przypadkowymi przybyszami z innych planet, próbującymi rozrywek Labiryntu.I czasem patrzyli na niego wyblakłymi oczami, zadając to samo pytanie: Kim jest Starbuck?Mógłby im odpowiedzieć, że Starbuck jest zdrajcą, pozaziemskim doradcą Królowej tej planety, stawiającym wyżej jej interesy niż Hegemonii.Mógłby odpowiedzieć, że Starbuck jest łowcą, zbierającym swe obce Psy i prowadzącym je na rozkazy Królowej na ponure żniwa merów.Mógłby im odpowiedzieć, że Starbuck jest kochankiem Królowej i będzie nim, póki jakiś szybszy, sprytniejszy konkurent nie pokona go i nie zostanie następnym Starbuckiem.Królowa, uważana tradycyjnie za wcielenie Matki Morza, miała tylu kochanków, co ocean wysp.Wszystko to było prawdą, jak i kilka jeszcze rzeczy.Mógłby im nawet powiedzieć, że to on jest Starbuckiem, wkradającym się w zaufanie kupców, by wzmocnić pozycję Królowej podczas negocjacji - przyjęliby to śmiechem, jak i on, bo Starbuckiem mógł być każdy z nich albo żaden.Wiadomo było tylko, że musi być pozaziemcem.I że musi być najlepszy.Anonimowości Starbucka strzegł obyczaj i prawo; istniał ponad i poza wszelką władzą, karać go mogła jedynie Królowa.Starbuck odwrócił się, patrząc ponad brzegiem pucharu na ubrania leżące bezładnie na półce, ciągnącej się wzdłuż wykładanej zwierciadłami ściany, przy lustrzanych drzwiach.Przyjrzał się czarnym jedwabiom i skórze oficjalnego stroju dworskiego, tradycyjnemu rogatemu hełmowi, maskującemu jego prawdziwy wygląd, nie pozwalającemu odróżnić Herne'a od dziesiątków jego bezwzględnych i żądnych władzy poprzedników.Hełm wieńczyły zakrzywione stalowe kolce, przypominające czułki żuka jelonka - prastary symbol najbardziej bezkarnej władzy, jaką można sobie wymarzyć; a przynajmniej tak sądził, zakładając go po raz pierwszy.Dopiero później zrozumiał, że tak on sam, jak i prawdziwa władza należy do kobiety.Usiadł nagle, odrzucając przykrycia długiego łoża, i patrzył na ciągnące się w nieskończoność odbicia swej twarzy.Czy widzi resztę swego życia? Skrzywił się, odpędzając ten obraz, rozgarnął dłonią gęste czarne kędziory.Był Starbuckiem od ponad dziesięciu lat i postanowił zostać nim.aż do Zmiany.Miał władzę i lubił ją, nie dbając, czym się to skończy, ani nie przejmując się prawdziwym źródłem potęgi.Nie przejmując się? Spojrzał na wielką moc swych ramion, ciało nadal twarde i młode dzięki przywilejom.I rzezi merów.Nie, to nic nie znaczy, jest celem prowadzącym do jeszcze większego celu.Co innego źródło.Liczy się Arienrhod.Miała wszystko, czym można nim powodować - piękno, bogactwo, absolutną władzę.wieczną młodość.Od pierwszego ujrzenia jej podczas audiencji w pałacu, z poprzednim Starbuckiem przy boku, wiedział, że zabije, by ją posiąść, by ona go posiadła.Wyobraził sobie jej ciało wijące się pod nim, ślubny welon na jej włosach, czerwony klejnot jej gorzkich ust.smakujących władzą, przywilejami i wcieloną namiętnością.Dlatego wcale nie wydało mu się niestosowne upaść bez namysłu na kolana przy łożu, gdy otworzyły się drzwi i jego wizja oblekła się w ciało.3-.Nadszedł czas Zmiany! Letnia Gwiazda wskazuje nam drogę zbawienia.O szarym świcie Moon stanęła na nabrzeżu, drżąc z zimna wywołanego chłodną mgłą i własnym nieszczęściem.Wstrzymywane aż do bólu oddechy wydobywały się z niej w postaci białych obłoczków, rozpływających się w burych oparach morza jak duchy, jak ulatujące dusze.Nie będę płakać.Otarła policzek.- Musimy się przygotować na Koniec i na nowy Początek!Odwróciła się, patrząc poza babcią na tonący w mgle tunel nabrzeża, a ryki szaleńca spadały niby fale na zamki z piasku jej opanowania.- Och, zamknij się, stary wariacie.- mruknęła głosem drżącym z bezsilności, którą chciała wykrzyczeć.Babcia spojrzała na nią, jej zniszczoną wiatrami twarz rozjaśniała wielka sympatia.Moon odwróciła wzrok, wstydząc się zdenerwowania, denerwując się, że czuje wstyd.Sybille tak nie mówią, pełne są mądrości, siły i współczucia.Skrzywiła się.Jeszcze nie jestem sybillą.- Musimy wygnać Złych spośród nas - musimy wrzucić do Morza ich bożki.- Daft Naimy uniósł wysoko ramiona, grożąc pięściami zasnutemu chmurami niebu.Widziała, jak opadają poszarpane rękawy jego brudnej szaty.Wokół niego szczekały i ujadały psy, trzymając się w bezpiecznej odległości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]