[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ngenet.Ngenet może pomóc jej się dowiedzieć.A jeśli ma rację, dowie się, jak ich uczyć.Dostrzegła go wczoraj wśród tłumów, widziała na jego twarzy dumę i nadzieję, ale niezdołała się do niego przecisnąć.Zauważyła także, że z nie wybaczającymi wspomnieniamiwpatruje się w tkwiącego przy niej Sparksa.Trzymała mocno Sparksa za rękę, przezwyciężając jego niepewny opór, zmuszała dopatrzenia na wodę.Jęczał, jakby wsadziła mu dłoń do ognia.Mer patrzył nieodgadnionym wzrokiem to na nią, to na niego, nim powoli nie zanurzył się w ciemnej wodzie, nie próbując godotknąć.Moon puściła dłoń Sparksa, patrzyła, jak z własnej woli wychyla się nad wodę.Powolicofnął rękę i przykląkł, przytrzymując się barierki.Z tyłu dobiegły Moon zdumione pomruki letniackiej eskorty - wszechobecnychGoodventure, którzy niby trzymając się w tyle, przez cały dzień próbowali w rzeczywistości niąkierować.Nastawiła ich do siebie wrogo, umyślnym niespełnieniem oczekiwań związanych zobrzędem, wiedziała też, że ze względu na pochodzenie od poprzedniej Królowej Lata mogą się wprzyszłości okazać groznymi przeciwnikami.Teraz znielubiła ich jeszcze bardziej zaprzeszkadzanie Sparksowi w pozostawaniu tylko z nią i rozpaczą.Zrozumiała wreszcie, iż zostanieKrólową nie oznacza uzyskania absolutnej swobody, lecz przeciwnie - skończenie z nią.- Morze nigdy nie zapomina.Ale wybacza, Sparkie.- Moon sięgnęła do jego włosów,wzięła między swe zimne, wilgotne ręce zziębniętą, mokrą od łez twarz ukochanego, poczuła, jakjego wstyd staje się dla niej jeszcze jedną mrozną drzazgą wątpliwości.- Wystarczy poczekać.- %7łycie okaże się na to za krótkie! - Jego słowa były jak sztylet wbijany własnoręcznie wserce.Nigdy nie będzie należał tu ani do żadnego innego miejsca, póki nie zawrze pokoju z samymsobą.- Och, Sparks, niech Morze zaświadczy, że masz me chętne serce, tylko ty, teraz i zawsze.-Mówiła z wyzwaniem słowa przysięgi; jedyne, które spełniały jej pragnienie spełnienia jegopragnień.- Niech Morze zaświadczy.- powtórzył te słowa, uspokajając się przy tym, pozbywającswej siły, oporu.- Sparks.dzień kończy się tutaj, choć nigdy w Krwawniku.Znajdzmy sobie na noc jakieśmiejsce, w którym zdołasz zapomnieć, że jestem królową, gdzie ja to zdołam.- Obejrzała sięprzez ramię na grupę Goodventure.Ale co z jutrem? - Jutro wszystko zacznie zajmować swemiejsce.Jutro uwolnimy się od dzisiaj; tak będzie z każdym następnym dniem.- Odgarnęła włosyznad oczu, spojrzała znowu na ciemniejące wody, na których nie pozostał już żaden ślad z ofiary, oświcie złożonej Morzu.Morze odpoczywało, czyste w swej obojętności, tworzyło nieskazitelnezwierciadło odbijające gwiazdziste oblicze powszechnej prawdy.W Krwawniku dziś nigdy się niekończy.Czy naprawdę nadejdzie jutro? Widziała przyszłość umierającą pod ciemnymi wodami;przyszłość, jaka nigdy już nie nastąpi, jeśli tylko choć na chwilę zawiedzie, potknie się, osłabnie.przytknęła usta do jego ucha, szepnęła z mocą: - Sparkie, boję się.Objął ją mocno i nic nie odpowiedział. 56Jerusha stała w ognistej, piekielnej poświacie czerwono oświetlonego doku, pod olbrzymimparasolem wiszącego statku w kształcie monety.Ostatniego już, zabierającego resztę oficerówpolicji - ostatnich pozaziemców odlatujących z Tiamat.Przez poprzednie kilka dni statki Rady wgorączkowym pośpiechu przeniosły się na orbitę planety, gdzie dołączyły do innych, odbierającychpromy z najbardziej wytrwałymi handlarzami i wyczerpanymi uczestnikami Zwięta.Cierpliwie znosiła remanenty, ciągłe sprawdzanie i potwierdzanie danych z raportów izapisów, chciała mieć pewność, że niczego nie pozostawiono, nie zapomniano zrobić czegośważnego, wszystko rozstrzygnięto i zamknięto.Na niej spoczywała odpowiedzialność zadopilnowanie, by wszelkie prace wykonano do końca, dokładnie.Czyniła to najlepiej, jak potrafiła,upewniała się, czy żaden policjant nie zostawił żadnego zasilacza, czy wszystko tu wyłączył,zabezpieczył.A przy tym cały czas wiedziała, w dziwnym podwójnym widzeniu, że jutro zaczniesię starać odwrócić to wszystko, co właśnie robi dzisiaj.Ale, na bogów, niczego sobie nie ułatwię! Wiedząc, że skoro już kończy zdradą swą karierę,która dotąd tyle dla niej znaczyła, nigdy nie zdoła zbudować nowego życia na nic nie wartymfundamencie.Nic, co warte zdobycia, nie jest łatwe do osiągnięcia.Odwróciła wzrok od załadunkuróżnorodnych towarów, od grupy niebieskich mundurów i pojemników tkwiących przy rampietowarowej statku monetowego.Statek, dok, cała tętniąca ruchem złożoność portu gwiezdnegoprzywodziła na myśl żywy organizm - wszystko, co symbolizował, a z czego rezygnowała.Nie zarok, za tydzień czy nawet za dzień - już za niecałą godzinę wszystko to zostawi za sobą, będzieprzez to pozostawiona.Porzuca to wszystko.dla Krwawnika.A nim ostatni statek gwiezdnyopuści przestrzeń wokół Tiamat, wyśle sygnał wysokiej częstotliwości, który zniszczy czułemikroprocesory, od których zależało działanie dosłownie każdego urządzenia.Całe chomikowaniegromadzących zakazane sprzęty pójdzie na mamę i Tiamat powróci na zerowy poziom techniki.Nagle przypomniała sobie widok wiatraka na samotnym wzgórzu, na plantacji Ngeneta Miroe.Niezupełnie zerowy.Przypomniała sobie też, że wtedy nie miała pojęcia, jaki może być z niegopożytek.Nikt nie jest równie ślepy jak ten, który nie chce widzieć.Uśmiechnęła się nagle.- Pani komendant?Wróciła oczyma do przestrzeni wokół siebie, spodziewając się kolejnej prośby czypotwierdzenia.- Tak, słucham - Gundhalinu! - Zasalutował.Uśmiechem rozświetlał wychudzoną twarz,mundur wisiał na nim, jakby go od kogoś pożyczył. - Co, u diabła, tu robicie? Powinniście być.- Przyszedłem się pożegnać, pani komendant.Urwała, odłożyła sterownik komputera na prowizoryczne biurko, stojące w pustym dokuzaładowczym.- Och.- KerlaTinde powiedział mi, że.że pani rezygnuje, że zamierza pozostać na Tiamat? -Mówił z nutą zdumienia, jakby spodziewał się, iż zaprzeczy.- To prawda - przytaknęła.- Zostaję tu.- Dlaczego? Przez przeniesienie? O tym też słyszałem.- Teraz mówił ze złością.- Nikt tegonie lubi, pani komendant.Znam paru, którzy bardzo by się ucieszyli.- Tylko częściowo z tego powodu.- Skrzywiła się na myśl, że cała policja plotkuje o jejrezygnacji, niby starcy na rynku miasteczka.Zdecydowawszy, że nie ma co się skarżyć, nieokazywała gniewu, nie była jednak w stanie ukryć przed innymi faktu swego poniżenia.Odmawiała też wszystkim rozmów na temat swej decyzji czy rezygnacji - nie była pewna, czegosię obawiała, że będą się starali namówić ją do zmiany zdania czy że nie będą.- Czemu mi pani nie powiedziała? Przestała się krzywić.- Na bogów, BZ, mieliście i tak za dużo własnych kłopotów, bym dokładała wam swoje.- Gdyby mnie pani nie kryła, pani komendant, miałbym ich dwa razy więcej.- Zacisnąłzęby.- Wiem, że gdyby nie pani, nie miałbym prawa do noszenia tego munduru.Wiem, ile zawszedla pani znaczył.o wiele więcej niż dla mnie, aż do teraz, bo nigdy nie musiałem o niego walczyć.A teraz się pani poddaje.- Spuścił wzrok [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •