[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ariele tępo kiwnęła głową.Kirard Set uniósł brwi i jeszcze raz podał karafkę.Tym razem odmówiłagestem i wstała z kanapy.- Muszę już iść.- My też - powiedział Tammis, podnosząc się z podłogi, trzymając dłoń Merovy w bolesnym uścisku.Elco Teel przekręcił się na plecy, złożył ręce na piersiach, spojrzał na przechodzących obok niegobladymi, zagadkowymi oczyma.- Miłej nocy, dzieci - zawołał Kirard Set na pożegnanie.Ariele odniosła wrażenie, że mijając drzwiwejściowe, słyszy śmiech.Skrzywiła się, idąc ciemnym korytarzem przed Tammisem i Merovy, tak iż niewidzieli jej miny.Cała trójka wyszła razem, zatrzymała się na ulicy przed zamkniętą za nimi bramą domu Wayawaya.- Jak myślicie, czemu nam to opowiedział? - zapytała Ariele, jej głos brzmiał cieniej i żałośniej, niżbypragnęła.- Bo go o to poprosiłaś - odparł Tammisem z ciężkim oskarżeniem.- Przecież jako jedyny powiedział, że wyglądam jak Arienrhod! - wybuchnęła Ariele.- Powiedział, żejest moją prawdziwą babką!- Moją też - stwierdził zdenerwowany Tammis.- Czy ci się to podoba, czy nie.- Mój ojciec.- Merovy przerwała, jej głos ledwo co się wznosił nad uparty szept - mówi, że KirardSet odciąłby sobie ucho, gdyby mógł w ten sposób komuś zaszkodzić.Ariele spojrzała na nią, odwróciła wzrok.- Wracasz do domu? Pójdziesz ze mną? - zapytała brata patrzącego w stronę pałacu.Usiłowała nieprosić zbyt natarczywie, nie dać po sobie poznać, że nie chce wracać sama.Ale Tammis pokręcił głową, loki barwy mahoniu opadły mu na kark.- Chcę dopilnować, by Merovy wróciła do siebie bezpiecznie.- Obejrzał się przez ramię, jakbywiecznie zatłoczona Ulica Krwawnika, tkwiąca ciągle w sztucznym dniu, stała się nagle pusta i grozna.-Możesz pójść z nami.Ariele skrzywiła się, pokręciła głową.- Nie, dziękuję.Nie wciągaj mnie w swoje sprawy.- powiedziała ponuro, choć w głosie brata niedosłyszała nic poza niezdarnie wyrażaną troską.Odwróciła się do nich plecami i ruszyła w górę Ulicy.Nieoglądała się za siebie, nim nie osiągnęła wykładanego białym alabastrem dziedzińca przed pałacem.Milej nocy.Pożegnanie Kirarda Seta rozbrzmiewało w jej głowie niby szyderczy śmiech.Zatrzymałasię u początku Ulicy - a może końcu? - spojrzała na wejście do pałacu, zawierającego taki szmat historiijej świata; tu, na długo przed jej narodzeniem, mieściła się siedziba Królowej Zniegu.Wyobraziła sobie matkę po raz pierwszy przechodzącą tymi drzwiami, szukającą ojca.wyobraziłasobie ojca po raz pierwszy przechodzącego tymi drzwiami, prosto w ramiona Królowej Zniegu.DomArienrhod.Próbowała sobie wyobrazić ojca w ramionach Arienrhod, w jej łóżku.oboje robiących rzeczy,które dopiero zaczyna rozumieć.postępujących z sobą w sposób dla niej niepojęty.Czemu jej matkazechciała tu zamieszkać po śmierci Królowej?Nagle odechciało się jej tu mieszkać.Zapragnęła mieć inne miejsce, do którego mogłaby pójść, niemusieć więcej przekraczać tych drzwi, już nigdy.Ale gdyby teraz gdzieś poszła, wywołałoby to pytania iprośby o wyjaśnienie, a tego by nie zniosła, wzdragała się na samą myśl o tym.Spojrzała na miękkie,czerwonozłote i niebieskozielone tkaniny narzutki i spodni, które kiedyś należały do Arienrhod.do jejbabki, drugiej matki.Masz jej ducha, powiedział Kirard Set.Uniosła głowę, wyprostowała plecy.Przeszła dziedzińcem do drzwi pałacu.Stojący tam zawsze dwaj strażnicy uśmiechnęli się do niej iwpuścili do środka.Minęła ich z twarzą pustą i bez wyrazu.Weszła do Sali Wichrów; stanęła na środku mostu przerzuconego nad głębokim, jarzącym się zielono szybem naprawczym.Próbowała wrzucić ją do Otchłani.a ona zatrzymała wiatry.Wyjrzała pozakrawędz, ostrożnie, lecz bez lęku, popatrzyła w zielone, pachnące morzem głębie; uniosła wzrok nawiszące w górze przesłony.Nie sadzę, by kiedykolwiek powiedziała wam, jak ? Ariele obejrzała się nadrogę, którą dopiero co pokonała.Zdrajca Siny przyszedł tu i ją uratował.Kto wie, co między nimi było?Ruszyła szybko z twarzą wykrzywioną wątpliwościami.Wędrowała przez pałac, nie zwracając uwagi na przywitania służby; wspięła się szerokimi, krętymischodami, na piętrze przeszukiwała brzmiące echami korytarze, aż wreszcie znalazła ojca w jegogabinecie.Przez chwilę przyglądała mu się, jak pracuje rozciągnięty na składanym łóżku.Coś mruczałcicho - poznała starą piosenkę - i robił jakieś notatki.- Tato? - powiedziała wreszcie cicho od progu.Zdziwiony Sparks podniósł głowę i wciągnął powietrze.Długo patrzył na córkę z miną, jakiej nigdydotąd u niego nie widziała.- Tato? - powtórzyła niepewnie.- Ariele - mruknął - co.tu robisz? - Pokręcił lekko głową, jakby coś strącał, i usiadł na kanapie.Wzruszyła ramionami, spuściła oczy, nagle nie wiedziała, co odpowiedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •