[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potrzebowałem więc niezbitego dowodu.Nagły powrót do czasów dzieciństwa wyglądał mi na sztuczkęumysłu.Przypomniawszy sobie seans hipnotyczny, doszedłem jednakdo wniosku, że być może dopiero teraz mój umysł zaczyna płatać mifigle.Wspomnienia wyłoniły się tak spontanicznie i w tak przekonują-cej formie, choć nikt nawet w najmniejszym stopniu nie próbował misugerować, bym cofnął się do czasu, gdy miałem dwanaście lat.Ponownie przed oczami stanęły mi rzędy śpiących żołnierzy i wnętrzeTexas Eagle.WSPÓLNOTA100Aby uchronić -się przed obłędem, musiałem założyć, że mójproblem leży w granicach ludzkiego pojmowania.Jeśli miał miejsce jakiś kontakt, to musiał on przebiegać według określonych zasad, które potencjalnie byłem w stanie poznać i zrozumieć.Przybysze towarzyszyli mi w pewnym okresie życia - w porządku.Odnaleźli mnie teraz, mimo że przeniosłem się w miejsce odosobnione - to też było do przyjęcia.Ale nie mogłem się pogodzić z myślą, że przez cały ten czas mieliby ingerować w moje życie.Wygrzebałem skądś swoją fotografię, na której mam właśniedwanaście lat.Noszę tam mundurek St.Anthony School w SanAntonio - chłopczyk tak schludny, że wydaje się wypolerowany na wzór blaszanych odznak w kształcie skrzyżowanych karabinów, lśniących na połach kołnierzyka.U dołu zdjęcia podpis: Mojemu drogiemu ojcu z wyrazami milości - Whitty.Schludność, którą prezentowałem na fotografii, była złudna -nie przetrwała zapewne ani sekundy dłużej, niż wymagało wykonanie zdjęcia.W wieku dwunastu lat miałem głowę pełną zwariowanych pomysłów, rzadko bywałem więc czysty.Zostało mi to zresztą do dziś.Przyjrzałem się oczom chłopca.Nie sprawiał wrażenia zaszczutego zwierzątka - ot, normalny chłopak u progu dojrzewania.W maju owego roku urodził się mój młodszy brat, co postawiło cały dom w stan wrzenia, które wspominam niezbyt mile.Był to rok, w którym przeczytałem Life on t hę Mississippi, a także odkryłem Kafkę.Zaczęło się od tego, że pewnego popołudnia zobaczyłem u matki Przemianę.Następnie zabrałem się za Proces.Autobusem dojeżdżałem do Biblioteki Publicznej w San Antonio, gdzie usadowiwszy się pod leniwie mielącym powietrze wentylatorem, zabierałem się za czytanie Kafki, wprawiając bibliotekarza w zakłopotanie.Później, by zachować równowagę, przerzuciłem się na Roberta Benchleya.Mój uśmiech krył człowieka targanego wewnętrznymi konflik-tami, usiłującego zaakceptować obecność niemowlęcia, burzącą do-tychczasowy porządek w domu, nocami przekonującego się, jakwyglądają grzechy znane dotychczas tylko z opowiadań starszychchłopców.Powodem rozterek był też mój katolicyzm.Nie mogłem odnaleźć miejsca tego wyznania w świecie, którego obraz powoli formował mi się w całość.Zapytywałem, dlaczego papież nie ocalił Żydów przed Hitlerem, dlaczego Kościół skazywał ludzi na spalenie na stosie i co, do diaska, ma wspólnego post mięsny w piątek z dostąpieniem zbawienia? Ponadto, jeśli najgorszą karą w piekle jest zobaczyć niebo i nie móc tam przebywać, co muszą czuć zakonnice w Otchłani, opiekujące się nieochrzczonymi dziećmi, zapomnianymi przez aniołów? OneNIEBO POD STOPAMI___________________________101przecież nie tylko widziały niebo, one tam przez chwilę przebywały.Zatem, czy wysłanie ich w Otchłań nie oznaczało zesłania doosobistego piekła? Niestety, papież zlikwidował Otchłań, zanimzdążyliśmy przedyskutować ten problem na lekcji religii.Pomimo tych wątpliwości wiara nadal płonęła we mnie żywympłomieniem.Szczególną miłością darzyłem Chrystusa i Matkę Boską,do których modliłem się z wielką żarliwością przy każdej bytnościw kościele.A potem ksiądz niezmiennie powtarzał: - Idźcie, ofiaraspełniona - choć do końca było jeszcze dziesięć minut.Dlaczego?W domu wpadła mi w ręce książka George'a Gamowa na tematrelatywizmu.Nagle stało się dla mnie jasne, jak zakonnice mogłyznosić Otchłań, zrozumiałem też, dlaczego msza kończyła się i niekończyła zarazem - wszystko było względne.Opisując wszechświatzjawisk fizycznych, Einstein przedstawił również wewnętrzną logikęKościoła i uratował moją wiarę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]