[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A może narkomanka nie należała do głównych bohaterów filmu? Jako drugoplanowa postać (lecz jako aktorka, przy której ja odegrałem rolę statysty pierwszego planu) mogła być czymś związana z inną - centralną postacią widowiska, w którym kreowała rolę nie najważniejszą wprawdzie, ale istotną.W takim przypadku brałaby udział jedynie w niektórych sekwencjach filmu - w scenach specjalnie napisanych dla - niej.Blask niewidzialnego jupitera srebrzył wciąż wierzchołki palm.Zapatrzony w dal gubiłem się w domysłach.Wreszcie rozłożyłem plan miasta i czerwonym mazakiem nakreśliłem na nim kontur zawiłej figury zawierającej wszystkie naturalne obiekty.Ten kontur był brzegiem sceny, której nigdy nie opuszczał świetlny krąg.Rozjaśnienie mogło wskazywać mi miejsce obecnego pobytu Muriel.Akcja filmu (w tej przynajmniej chwili) toczyła się na wschodnim brzegu Vota Nufo, gdzieś w połowie drogi miedzy Aiwa paz a Lesaiolą.Lecąc helikopterem, nie miałbym trudności z odnalezieniem aktorki.Czy często “ekipa filmowa" wyjeżdżała w plener? Aby tam dotrzeć po linii łamanej, wyznaczonej układem ulic, musiałbym przejechać nie czternaście, ale dwadzieścia kilometrów, korzystając po drodze z trzech środków lokomocji.Trzeba było złapać taksówkę.Ale tu wyłoniła się nieprzewidziana trudność.Kierowcy wszystkich zatrzymywanych taksówek byli manekinami, najczęściej na stałe zainstalowanymi w swych wozach.Mnie ten fakt - oczywiście - nie robił żadnej różnicy.To oni stawiali bezwzględny opór.Kiedy podawałem cel kursu, zaraz wypraszali mnie z wozu pod pretekstem, że nie mają czasu.Jeden jechał właśnie po swego zmiennika, drugiemu zachorowała żona, trzeci chciał skoczyć na piwo, a czwartemu nie było po drodze.Wymówki te nie przeszkadzały im zabierać innych pasażerów.Stuknąłem się palcem w czoło: wreszcie zrozumiałem, dlaczego kierowcy taksówek tak często kapryszą na postojach i sami wybierają sobie pasażerów.Wprawdzie żaden z nich nie słyszał nic o planie zdjęciowym i nie znał z pewnością chwilowego położenia łuny, ale wewnętrzny głos z bezbłędną precyzją sterował ich upodobaniami i tak je kształtował, aby żadna maska nie wylazła raptem na oświetloną scenę prosto pod obiektyw Kamery.Przecież jako cel kursu wskazywałem sztucznym kierowcom miejsce, gdzie aktualnie płonęła “Latarnia Kroywenu".Na poszukiwanie taksówki z żywym kierowcą zmarnowałem drugi kwadrans.Wsiadłem w końcu do autobusu i pojechałem na przystanek metra przy Pięćdziesiątej Ulicy.Metro - najczęściej niezawodne - tym razem spłatało mi figla.Pociąg zatrzymał się w tunelu pod czerwonym sygnałem.Siedziałem przez dwadzieścia minut w pułapce bez wyjścia.W rezultacie na przebycie drogi do prawdziwego mostu, który łączył brzegi Vota Nufo przy Dwudziestej Ulicy, straciłem pół godziny.Autobus pośpieszny do portu lotniczego czekał już na swojej pętli.Rzuciłem się do niego biegiem.Odjechał, nim zdążyłem wskoczyć na stopień.Jednak był zatłoczony prawdziwymi ludźmi i miał żywego szofera, z czego wynikało, że zmierzam właściwym tropem.Po dziesięciu minutach pojawił się drugi autobus, ale nie pojechałem nim.Autentyczny kierowca przywiózł rzeczywistych pasażerów, wypuścił ich z wozu po okrążeniu ronda i oświadczył zebranym na przystanku podróżnym, że defekt silnika zmusza go do opuszczenia trasy.Zawiedzeni podróżni kierowali chłodne uwagi to pod adresem kierowcy, to pod adresem silnika, a ja winnego znalazłem wśród zniecierpliwionych: był nim plastykowy dziadek, niepozorny skądinąd, który doczłapał do nas w ostatniej chwili.Wkrótce na przystanku pojawili się inni drugorzędni statyści.W miarę jak rosła ich liczba, topniały moje nadzieje związane z odnalezieniem Muriel.Pojechaliśmy kolejnym autobusem.Po obu stronach mostu marszczyła się powierzchnia nieoszukanej wody.Większość żywych ludzi wysiadła zaraz za mostem, a pozostali - w Parayo, gdzie ja też opuściłem autobus, ponieważ lotnisko - co wynikało z mapy - leżało daleko za brzegiem sceny.Zresztą z Parayo było najbliżej do tego wzniesienia, na którego zboczu (przed dwiema godzinami!) płonęła “Latarnia Kroywenu".- Dalej musiałem iść pieszo.Nie znałem wcale tej okolicy.Minąłem ostatnie należące do osiedla zabudowania i skręciłem w głąb lasu.Po drugiej jego stronie osiągnąłem najwyższy punkt obserwacyjny.Piaszczysta droga - wijąc się między pagórkami - zaprowadziła mnie nad brzeg jeziora.Przez pół godziny chodziłem po zboczu oznaczonego na planie wzniesienia, zataczając coraz szersze kręgi.Wdrapałem się na drzewo.Nigdzie nie dostrzegłem żadnego człowieka.Kołowałem we właściwym miejscu, ale w niewłaściwym czasie: jedyny blask, jaki przyświecał mi w poszukiwaniach, padał z zachodniej strony lazurowego nieba, gdzie nad poszarpanym wieżowcami horyzontem płonęło wielkie pomarańczowe słońce.14Siedziałem nad brzegiem Vota Nufo i patrzyłem w dal.Z układu linii narysowanych na planie miasta wynikało, że świetlny krąg mógł opuścić wschodni brzeg jeziora tylko dwiema drogami.Jedną z nich wykluczyłem od razu, gdyż prowadziła przez most Dwudziestej Ulicy.Gdyby “ekipa filmowa" minęła mnie na tej trasie, dostrzegłbym ją z łatwością.Druga droga wiodła przez wyspę Reff i dwa krótkie mosty łączące tę wyspę z Lesaiolą na wschodnim brzegu jeziora i z Tawedą na zachodnim.Jeżeli Muriel pozostała na wschodnim brzegu (co wcale nie było pewne), to przebywała teraz gdzieś w lesie między Parayo a Lesaiolą lub w jednej z tych dwu miejscowości.Trzeba też było wziąć pod uwagę Uza Ne Juto - osadę zamieszkaną przez trędowatych.Chociaż leżała ona na uboczu, już poza formalnymi granicami miasta, jednak zaznaczona na planie długa czerwona pętla wycinała z tej osady mały skrawek, co wskazywało, że wąski pomost sceny prowadzi również do ludzi zasadniczo odizolowanych od reszty społeczeństwa.Raz jeszcze rozpostarłem mapę i pochyliłem głowę nad trójkątem Parayo - Lesaiola - Uza Ne Juto.Może igłę w stogu siana trudniej byłoby znaleźć niż kobietę oświetloną potężnym reflektorem, ale myśl o przygodach, jakie zdarzały mi się po drodze z wierzchołka banku Quefeda Nos Paza, bardziej niż wielkość zaznaczonego na planie obszaru ostudziła mój początkowy zapał.Owszem, miałem wolną wolę i przez resztę życia mogłem sobie biegać za umykającym po górach i lasach błędnym ognikiem.Aresztowano mnie akurat w chwili, gdy dowiedziałem się, że Muriel nie jest głuchoniema, i kiedy postanowiłem zapoznać się z nią natychmiast po opuszczeniu kabiny telefonicznej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •