[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obeszli za nim budynek,przedzierając się przez krzaki.Chaber wciągał nosem powietrze, węszył wyżej,węszył tuż przy ziemi, przesunął się wzdłuż muru i nagle zastygł przy małym,piwnicznym okienku, nisko umieszczonym.Trwał tak dwie sekundy, następnie cofnąłsię i triumfalnie wystawił zwierzynę.- Jak to? - zdumiała się Janeczka.- Tu?Tu jest pan Wolski? Chaber wyraznie, całym sobą, potwierdził.Tak jest, tam byłpan Wolski.W dodatku żywy, chociaż w niebezpieczeństwie, i z pewnością niecouszkodzony.Gdyby był martwy, pies zachowałby się zupełnie inaczej i niezostawiłby miejsca na żadne wątpliwości.Patrzyli na siebie wzajemnie,zdezorientowani i przez chwilę trochę bezradni.Zwykła piwnica nie dorównywaławprawdzie lochom zamkowym, ani też celi na wieży, niemniej jednak stanowiłajakiś problem.Z całą pewnością pan Wolski był w niej uwięziony.Uwalnianieofiar z przymusowego zamknięcia jeszcze im się dotychczas nie przytrafiło i niemieli w tej dziedzinie żadnych doświadczeń Sytuacja, ogólnie biorąc, byłaokropna i zaskoczyła ich całkowicie, ale zostawić tego wszystkiego odłogiem wżadnym wypadku nie mogli! Bartek przykląkł przy oknie, usiłując wepchnąć w niegłowę i zajrzeć, względnie przyłożyć ucho.Pawełek poszedł w jego ślady, dziękiczemu obaj wpadli do zagłębienia przy okienku, na szczęście dość płytkiego.Byłotam tylko nieco za ciasno dla dwóch osób.Bartek uwolnił przygniecioną rękę ibezskutecznie próbował wydobyć spod Pawełka nogę.- Nic nie widać i nic nie słychać - stwierdził, zmartwiony.- Ty, zejdz ze mnie, jak rany.Szyba przeszkadza, ornamentowa i zbrojona.Tłuczeny.Janeczka zawahała się.Pawełek wygrzebał się z dołu i podjął decyzję beznamysłu.- Małe to okno.Wal.W razie czego wstawimy nową na własny koszt, niezbankrutujemy przez to.- Zaraz! - zaprotestowała Janeczka, bo zdolność myślenia wróciła jej jużcałkowicie.- A jeżeli oni wrócą i zauważą, że przedtem była szyba, a potem jejnie ma? Ona jest brudna i wyrazna.Zgadną, że ktoś tu był, a jeżeli nie wrócą,pan Wolski okropnie zmarznie! Może tylko mały kawałek wyjąć i przyłożyć potem.- Jakim sposobem! - skarcił ją Bartek z dołu.- Do czegoś takiego diamentpotrzebny.Nie mamy.- To ja bym zostawiła.Wiemy, że pan Wolski tam jest, żywy, pewnie związany izakneblowany, a możliwe, że nieprzytomny, więc i tak się z nim nie dogadasz.Musimy go uwolnić.Przez to okienko by nie przeszedł, więc jakoś inaczej.- Jak niby?- Przez drzwi - powiedział stanowczo Pawełek.- Czekajcie no, Chaber pokazał, żewnieśli go do garażu, zgadza się? Nie do domu.Do domu wcale się nie pchał?Skierował pytające spojrzenie na- siostrę.Janeczka kiwnęła głową.Tak jest,droga pana Wolskiego do tego prywatnego więzienia prowadziła wyłącznie przezgaraż.- Znaczy, przez garaż jest przejście do piwnicy.Znaczy, ryzyk-fizyk.Bartek, co ty na to.? Sposób działania i jego cel już się właściwiewyklarowały, wszyscy odzyskali przytomność umysłu, a sensacyjność wydarzeniawcale nie zmalała.Akcja uwalniania więznia nabrała wyraznego oblicza, płomiennyzapał dodał ducha i wzmógł bystrość.Bartek w błyskawicznym tempie przemyślałwszystkie trudności, kiwnął głową, pokręcił nią i zaprezentował zakłopotanie.-Primo po pierwsze gazu, póki ich nie ma, bo mogą wrócić.A po drugie primo, tomusiałbym skoczyć do warsztatu, bo narzędzi do szkoły nie noszę.Ciężkie imógłby się kto przyczepić.- A po trzecie, to Rafał o tej porze powinien już być w domu -przerwała muJaneczka.- Ja nie wiem, w jakim stanie jest ten pan Wolski, głowę ma rozbitą zcałą pewnością, i nie będziemy go nieśli na rękach przez całe miasto.Nawetprzez pół.Więc po Rafała poleci Chaber, tylko musimy napisać karteczkę.Nie,jeszcze inaczej.Bartek poleci do warsztatu, a Chaber po Rafała i Rafałowinapiszemy, żeby pojechał po Bartka.Tak wyjdzienajprędzej., - Ale Chaber niech wraca od razu - zażądałPawełek.- Może tu być potrzebny.Powiedz mu o tym.W trzy minuty pózniej ani Bartka, ani tym bardziej psa nie było już widać.- Codo obiadu, miałaś dobre przeczucie - mruknął Pawełek i spojrzał na zegarek.-Wpół do czwartej i zaczyna się ściemniać.Gdzie czekamy? -Z tamtej strony, żebywidzieć wejście.Chaber nie mógł szczekać, bo w zębach trzymał świętość, kartkę, którą mu dałajego pani.Jako inteligentny pies, dał spokój furtce i przemknął do ogrodudziurą w żywopłocie.Drzwi wejściowe nie były zatrzaśnięte, ostatni bowiemwchodził tędy Rafał, a naciskać klamkę Chaber umiał doskonale.Zamykaniem niezawracał sobie głowy, od razu wpadł na piętro, gdzie Rafał spokojnie kończyłobiad w kuchni ciotki Moniki.Czytał przy tym książkę.Coś mu nagle wytrąciło zręki łyżkę, odepchnęło książkę i runęło na kolana.Spojrzał zdumiony, ujrzał psiłeb i białe zęby, wpychające mu pod brodę mały kawałek papieru, wymię-toszony iwilgotny.Opanował zaskoczenie, zrozumiał, że coś się stało i wyjął z psiegopyskakorespondencję.Zanim zdążył rozłożyć kartkę, pies już znikł.Rafałprzeczytał list dwukrotnie, jęknął i poderwał się z miejsca.Dziko zziajanyBartek, który część drogi przebył autobusami, a część piechotą, przyhamowałgwałtownie przed warsztatem swojego ojca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]