[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na tej planecie widaćosiągnięto już ten idealny stan. Może oni zamieszkują w podziemnych miastach?  nie dawał za wygranąTed. A dlaczegóż by mieli pozbawiać się pięknych widoków i świeżego po-wietrza?  zaprotestowała tym razem Ewa. Nie, Ted.Jeśli w siedemnastymokrążeniu planety na niskiej orbicie nie jesteśmy w stanie dostrzec choćby śladówdziałalności rozumnych istot, to nie ma ich tu, i już.64  Skład atmosfery bardzo przypomina skład powietrza w Starej Bazie  za-uważył Adam,  Niczego to jednak nie dowodzi.Zauważcie ponadto, jak wyraz-nie widać poszczególne strefy roślinności: pas równikowy zieleni się najobficiej.Dalej zieleń jaśnieje, przechodząc w zabarwienie złotawo-żółte; roślinność zani-ka w miarę zbliżania się ku biegunom.Wiąże się to z faktem, iż oś planety jestprostopadła do płaszczyzny orbity i pory roku nie występują.Każda strefa maustabilizowane warunki klimatyczne, a wegetacja roślinności musi odbywać sięw sposób ciągły, bez cyklicznych zmian rocznych.W polu widzenia kamer zalśnił niewysoki grzbiet górski.U jego podnóża,spod zielonego obszaru lasów, przezierały jaśniejsze plamy, jakby nasłonecznio-ne obficie polany.Wysokość zmniejszyła się na tyle, że pancerz rakiety darł jużgęstniejące warstwy atmosfery, a wskazniki temperatury powłoki rozedrgały się,balansując wokół połowy skali.Grzbiet górski rozpościerał się już teraz prawiepod statkiem.Oglądane w dużym zbliżeniu stożki skał rzucały krótkie cienie. Tam!  krzyknął nagle Har, wskazując jakiś punkt ekranu.Spojrzenia wszystkich skupiły się na maleńkiej iskierce światła połyskującejna jednym ze szczytów.Wyglądało to jak odblask słońca na kawałku stłuczonegoszkła, rzuconego między kamienie.Biorąc jednak pod uwagę odległość, musiałato być spora powierzchnia odbijająca.Adam rzucił się w kierunku spektrografu. Ee, do licha  mruknął po chwili z nutą zawodu w głosie. Tu jest pełneodbicie światła słonecznego! A ty myślałeś, że laser?  uśmiechnął się Har. Dobre i to! Czy sądzisz, że to heliograf, jakaś sygnalizacja świetlna?  zagadnął Ted. Nie wiem.Może ktoś po prostu puszcza  zajączki lusterkiem?  odrzekłHar wymijająco. W każdym razie to już jest coś, od czego można zacząć.Max, czy możesz wylądować tak, abyśmy mieli jak najbliżej do tego punktu? W górach nie podejmuję się siadać, ale na którejś z tych polan  czemużby nie? Poczekaj, zaraz przeliczę trajektorię lądowania.Palce pilota przebiegały wprawnie po klawiaturze, ekran kalkulatora oplotłyna chwilę zwęzlone krzywe równania różniczkowego. Optymalne warunki lądowania będziemy mieli po dwóch jeszcze okrąże-niach  powiedział po chwili Max. Zróbcie dokładny namiar położenia tegoświecidełka, a potem wszyscy na fotele.Będą spore przeciążenia przy wytracaniuprędkości. Sum wylądował na środku dużej polany, wśród brunatnego koliska wypalo-nej ziemi.Polana była pokryta wielobarwnym dywanem niskiej, lecz gęstej roślinności.Brzegi jej okalała zwarta ściana zarośli, spoza której przezierały miejscami ciem-nobrunatne pnie wysokich drzew.Przez chwilę penetrowali polanę i skraj puszczy65 za pomocą kamer i lornet. Nikt nas jakoś nie wita. powiedział Ted. Nieładnie ze strony go-spodarzy. Jeszcze w epoce przedkosmicznej wywiódł ktoś uczenie  zauważył Max iż napotkanie mądrzejszych od nas istot na planecie, do której zdołamy dotrzeć,jest niemożliwością.Gdyby bowiem osiągnęły przed nami odpowiedni poziomrozwoju, przybyłyby do nas pierwsze. Pogląd słuszny, ale jedynie wtedy, gdy się założy, że podróże kosmiczne sąkoniecznością życiową wysoko rozwiniętych istot.Jeśli jednak ktoś mądrzejszyod nas doszedł do innego wniosku i inaczej ukierunkował wysiłki techniczne? zauważyła Wera. Ci jednak, którzy budowali Starą Bazę, przybyli skądś na Orfę! Odbywalizatem podróże kosmiczne, a trudno nie uznać ich za mądrzejszych od nas w dzie-dzinie techniki  wtrącił Adam. No, a ten.zakonserwowany osobnik?  przypomniała Ewa. Nie, moi drodzy.Nie będziemy tyle gadać  zgromił ich Har. Wiem,że każdy ma swoje ukryte przypuszczenia i teorie, ale pozwólcie, że skorzystamz prawa dowódcy grupy i poproszę o przyjęcie do wiadomości roboczej hipotezy,z którą zapoznałem was w drodze na Florę.Przyznaję, że hipoteza nie wydaje sięteraz zbyt uzasadniona, ale trzymamy się jej w braku wiedzy o stanie faktycznym. Uff!  sapnął Ted. Mamy więc wierzyć w człekokształtnych Florytów,którzy bywali na Orfie. Tak.To rozkaz!  powiedział Har, tłumiąc śmiech. Dla dobra sprawy,by nie tracić czasu na jałowe dociekania. A tak prywatnie  mruknął Adam, przysuwając się do Adlera  to co tymyślisz o mieszkańcach tej planety? Do licha!  warknął Har. Nic sobie nie robią z moich rozkazów! A pozatym ci przyrodnicy są nieznośni!  Co myślisz? ,  co sądzisz? , i tak w kółko.Czyja muszę wiecznie myśleć? Nie wolno mi przez chwilę nie myśleć o niczym?A potem  wyglądając przez iluminator  powiedział: Myślę.że tu jest naprawdę bardzo ładnie!Nie mogli nie przyznać mu racji.Wokoło było naprawdę pięknie.Nie od razu jednak można było opuścić rakietę.Drobiazgowe badanie warun-ków fizykochemicznych i biologicznych zajęło przeszło pół godziny.Ku ogólne-mu zadowoleniu okazało się, iż nie będzie konieczne używanie ciężkich i niezbytwygodnych ubiorów kompensacyjnych.Należało jednak zachować pełną izola-cję organizmów od atmosfery floryjskiej.Zdecydowano się więc na lekkie ubioryz cienkiej, lecz mocnej folii, połączone z przejrzystą maską, osłaniającą twarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •