[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odpowiem na wszystko, szlachetny przyjacielu mego ojca.Naturalnie, jeśli tylko potrafię.- Potrafisz, Radżabie.Albowiem ani pytania nie są zbyt trudne, ani odpowiedzi skomplikowane.Szukam po prostu potwierdzenia moich domysłów.Kiedy przybyłeś do Pendżykentu, mułła z sąsiedniej wioski był już u sędziego?- Był.- I jak poprzednio, tak i teraz tuż przed przysięgą wręczył ci swoją laskę na chwilkę do potrzymania?- Wręczył.- A wtenczas niecny ten mułła przysiągł na świętą księgę, że zwrócił ci wszystkie złote monety znalezione w glinianym dzbanie na dnie wąwozu?- Przysiągł.- Zaś po złożeniu przysięgi odebrał z powrotem swoją laskę i poszedł nie oglądając się więcej na ciebie?- Poszedł.- Ty zatem wracasz do ojca z niewesołą wieścią.Druga próba z mułłą również się nie udała.Łudzisz się, Radżabie, że może za trzecim razem powiedzie ci się lepiej.Sądzisz, że stary lis przechera odzyska nagle pamięć i zwróci, co nie jego.Chłopcze, czyżbyś liczył na cud?Radżab spoglądał na Hodżę Nasreddina oczyma coraz szerzej rozwartymi ze zdumienia.Chwilę trwało, zanim wreszcie zdołał wyjąkać:- Było dokładnie tak, jak powiedziałeś, szlachetny przyjacielu mojego ojca.Lecz skąd wiesz to wszystko, jeżeli wówczas znajdowałeś się zupełnie gdzie indziej? A.a może byłeś obecny w sędziowskiej komnacie, tyle że przemieniony w muchę spacerującą po turbanie głównego kadiego Pendżykentu? Albo w synogarlicę gruchającą na oknie? Pamiętam, siedziała tam taka.Jednakże coś mi się tutaj nie zgadza.Wszakże przed chwilą sam stwierdziłeś, iż nie jesteś żadnym czarnoksiężnikiem.Jeśli nie łżesz, to skąd wzięła się ta mucha na głowie sędziego? Albo synogarlica przysłuchująca się w oknie?- Bajki opowiadasz, synku.Spójrz na mnie uważnie.Czyż jestem podobny choć trochę do gruchającej synogarlicy? A tym bardziej do maleńkiej muchy? Na to jestem stanowczo za ciężki.Widziałeś kiedy takie ogromne muszysko, Radżabie? Sędzia rozpaćkałby się na posadzce niczym dojrzały pomidor, gdybym przysiadł mu na turbanie choćby tylko na moment - mędrzec uśmiechnął się szeroko, ubawiony miną młodzieńca.- Już wiem.Ktoś mnie musiał wyprzedzić na rączym koniu, aby opowiedzieć ci dokładnie o tym, co działo się w domu sędziego Pendżykentu - Radżab próbował zgadywać.Zaraz potem zrezygnował z tej myśli.- Nie, to niemożliwe.Nikt mnie przecież dzisiaj nie mijał, a innej drogi przez te góry nie ma.- Zdrowa głowa szybsza jest od najszybszego rumaka - Hodża Nasreddin nie przestawał się uśmiechać.- Najważniejsze, synku, że te monety powrócą do ciebie dokładnie za miesiąc.Podczas trzeciego, a zarazem ostatniego spotkania u głównego kadiego Pendżykentu.- Naprawdę?- Daję ci słowo uczciwego bucharczyka, że tak właśnie będzie.Niecny mułła odda ci skarb Aleksandra Wielkiego, w zamian naje się wstydu do syta.- Ba, wszakże dopiero co powiedziałeś, iż na cud liczyć nie możemy, mi ja, ani mój ojciec.- Bo też i nie o cud chodzi, lecz o głowę myślącą.Tutaj - mędrzec puknął się wymownie palcem w czoło - znalazło się rozwiązanie, jakiego nadaremnie poszukiwaliście na stronicach Koranu.Reszty dowiesz się od ojca.- Dzięki ci za słowa pociechy - uradował się młodzik.- Czy mogę już jechać? Chciałbym jak najszybciej poznać tajemnicę, która umożliwi nam odzyskanie skarbu Aleksandra Macedońskiego.- Jedź, synku.Jedź.Widzę przecież, iż ciekawość spokoju ci nie daje, a i uszy twoje rozpaliła do czerwoności.Raz jeszcze pokłoń się od nas ojcu, podziękuj mu za gościnę i przypomnij, co radziłem.Na spotkanie z lisim mułłą w Pendżykencie winien zabrać tęgą laskę.Radżab nie zwlekał już ani chwilki.Jednym tchem wyrzucił z siebie słowa pożegnania i zaczął poganiać osiołka energicznie piętami oraz prztyczkami w długie ucho, wołając przy tym głośno:- Naprzód! Chyk, chyk.Galopem pędź, mój wiatronogi.Chyk, chyk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]