[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Syćko gęby otwira.Jest tam kijek Kościuszki,Króla Piasta garnuszkiI fajeczka Kopernika,Z której se pan kustosz pyka,Jak jest w dobrym humorze.Suwarowa nahajkaI Kolumba dwa jajka,Kierezyja wenecjańskaI dziewica orlijańska Syćko wisi se społem.Jest też lanszaft galanty:Tycyjany, Rembranty;Sam pan kustosz je malował,Fatygi se nie żałował Syćko la tej ojczyzny.Zazdrościł jeden, drugiTakiej wielgiej zasługi;Zrobiły się straśne chryje:Dawajcież tu konwisyje,Niech, jak beło, uświadczy.Więc w zamczysko obronneJadą.g ł o w y koronne,204Lament robią żałośliwy,%7łe w tej Polsce nieszczęśliwejJaje mędrsze od kury.Co tu długo pyskować?Starszych trzeba szanować;Więc orzekły pany sędzię,%7łe jak beło, tak i będzieLa dobrego przykładu.205Dziwna przygoda rodziny PołanieckichNoc karnawałowa w zacnym polskim domu.Z przyległego salonu dochodzą dzwięki walca, głoswodzireja ryczący egzotyczne nazwy figur kotylionowych, szelest sukien falujących w tańcu itd.Siedziałem, wpół drzemiąc, w wygodnym fotelu; wtem coś mignęło, zaszumiało tuż koło mnie i jakaśzapózniona para przemknęła jak wicher, wywracając w pędzie, o zgrozo, butelkę doskonałego staregokoniaku, którą zachowałem do swego prywatnego użytku.Szanowny napój począł spływać powoli,oblewając strumieniem wspaniałą Prachtausgabe, leżącą, jak przystało, majestatycznie na stole polskiegodomu.Spojrzałem: była to Rodzina Połanieckich.Patrzałem z melancholią na grube welinowe karty,ociekające złotawym płynem, gdy nagle zdało mi się, iż słyszę najwyrazniej jakieś szmery, jak gdybygłosów wychodzących z kartek książki:. Panie Stachu! Co, panno Maryniu? Coś panu chciałam powiedzieć.W jednej chwili tak mi się strasznie w głowie zakręciło. Dziwna rzecz, bo mnie także.To pewno z gorąca. Panie Stachu. Co, panno Maryniu. Kiedy się wstydzę. Nie wierzę, żeby panna Marynia mogła coś takiego pomyśleć, czego by się musiała wstydzić. Pan Stach taki dobry, że tak o mnie myśli.ale ja jestem taka.Tak gdzieś głęboko, głęboko, to jajestem bardzo zepsuta. Moja dziecina droga. Panie Stachu.ja chciałabym za mąż iść. Pójdzie pani, panno Maryniu. Ale ja chcę zaraz. Moja złota panno Maryniu, i ja także chciałbym, tak chciałbym, żeby pani znów wróciła ze mną doswego ukochanego Krzemienia. E, głupstwo Krzemień.nudna dziura.to nie dlatego.Aj, strach, jak mi się w głowie kręci.PanieStachu. Co, panno Maryniu?..? A bo czemu mnie pan Stach nigdy nie przytuli, nie popieści. Moja droga panno Maryniu.moja, bardzo moja.moja głowa najdroższa. Ale nie tak, panie Stachu, tak mocno, mocno, nie tak jak porządną kobietę, tak inaczej jakoś.jasama nie wiem, jak. Nie można, panno Maryniu.służba boża. A, prawda.służba boża. Och, och, och.(szlochanie) Maryniu, dziecko, co ci jest, dzie-dziecinko mo-moja? (Jakoś mi się, staremu, język plącze.I wgłowie mi się czegoś nagle kręci.Pewnie będzie burza.) Och, och, och, panie profesorze, panie Waskowski, ja jestem taka nieszczęśliwa.(szlochanie)206 Cóż to pannie Maryni jest? Niechże się przytuli do swego starego profesora.O tak, jeszcze bliżej. Och, och, och, panie profesorze, pan Stach mnie nie kocha. Co też Marynia za głupstwa plecie? Stach Maryni nie kocha? On, najmłodszy z Ariów?! A nie kocha. Co w tej głowinie dzisiaj.Kto by nie kochał mojej dzieciny złotej? A pan Stach nie kocha (och, och, och).Zresztą za co by mnie kochał. Iii! grzech takie rzeczy mówić! Za co? Oj ty, ty, ty.Za co? A za te oczka śliczne, a za to pysioróżowe, a za ten karczek.a za te piersiątka.za te bioderka.za te nóżki małe.a za te łydeczki.ti, ti,ti.ty Aryjko mała, ty szelmutko jedna.a jak się to stroi, jakie to koronki, jakie hafciki.jakiemajteczki.Ty, ty, ty, kokotko mała. Panie profesorze, co pan robi.zobaczy kto.tak mi się strasznie w głowie kręci. Będzie burza. Panie Stachu! Co, Lituś? Tak mi jakoś dziwnie w główce. Chodz, kociaku, na kolana. A będzie pan Stach pieścił kociaka?. Będę, Lituś. Tak dobrze u pana Stacha! Tak przyjemnie! To podwiązka.Panie Stachu, co pan robi.Nie można.nie można.panie Stachu.Panie Stachu! A jak ja powiem cioci Maryni, to co będzie?.Ha, ha, ha!.jaką pan Stach ma teraz niemądrą minę! A nieprawda, bo nic nie powiem, bo pana Stacha kocham i panuStachowi wszystko wolno.I mnie też wszystko wolno, bo ja młodo umrę.Tak mi się w głowie kręci, jakwtedy na imieninach, jak piłam szampan.Panie Stachu, tak dziwnie.tak przyjemnie.pan takistrasznie kochany.co pan robi.Panie Stachuuuuu. Bukacki! Słuchaj no, co to jest?.co się tu dzieje? Czy mnie się kręci w głowie, czy co, ale tu takjakoś dziwnie. Nie przeszkadzaj im, Pławisiu, chodz na miasto.Pojedziemy.wiesz, staruszku.tam. Nie, nogi mi się czegoś plączą. No, to zagrajmy w pikietę. Ale z rubikonem. Z rubikonem, staruszku, z rubikonem.Szepty i szmery ucichły.Widocznie Rodzina Połanieckich, podeschnąwszy trochę, odzyskałarównowagę duchową, zachwianą na chwilę zetknięciem się z kilkoma kroplami starego koniaku.Podniosłem się z fotela i uczułem, że mnie samemu nogi się cokolwiek plączą.Pisane w r.1908207Bodenhainfragment dramatu, znaleziony na Małym Rynku przez pana Ferdynanda Esika, autora dziełanagrodzonego przez Krakowską Akademię Umiejętności pt.Kobiety w życiu Lucjana Rydla.[Znakomity badacz literatury polskiej, p.Ferdynand Esik, zakupując na Małym Rynku większy zapasśliwek (nie ma jak śliweczki!), zauważył, iż towar zawinięty był w jakiś manuskrypt, którego charakterpisma wydał mu się znajomy.Nie zdradzając swojego spostrzeżenia pospieszył czym prędzej do domu itu, z zapartym od wzruszenia oddechem, stwierdził, iż ma przed sobą autentyczny fragment pierwotnegorękopisu sztuki Lucjana Rydla pt.Bodenhain.Cenny fragment został poddany wyczerpującym badaniom,dzięki którym udało się określić z pewną ścisłością epokę, w której mógł powstać: mianowicie p.F.H.winteresującym studium wykazał, iż czas jego powstania przypada na miesiąc listopad r.1905, a to napodstawie szczegółowych badań nad rodzajem atramentu, którym tenże fragment był pisany.Mianowicieatrament ten okazał się zupełnie identycznym z atramentem krajowej fabryki spółki zarejestrowanej podfirmą ***, która założona w pazdzierniku 1905, w miesiącu grudniu tego roku zlikwidowała się, a zatem,jak słusznie wywodzi p.F.H.według rachunku prawdopodobieństwa (ulubionej swojej metody),manuskrypt pisany tym atramentem musiał powstać w miesiącu listopadzie r.1905.Informacjazaczerpnięta pózniej u samego autora w kawiarni Sauera potwierdziła w zupełności to bystreprzypuszczenie niestrudzonego badacza naszej literatury.]208DRAMATIS PERSONAEH r a b i a N a p o l e o n Zbąszyński.p.SolskiSiostrzeniec jego, S z a m b e l a n, były właściciel Długolasów sprzedanych kolonizacji.p.SobiesławLekkomyślny wnuk Z i e m o w i t Zbąszyński, właściciel Bodzantowa, secundo voto Bodenhainu,silnie obdłużonego i już zagrożonego przez Prusaków.P.KosińskiP a n T h i e d e, hakatysta.P.WęgrzynA g e n t k o l o n i z a c j i.p.BończaScena przedstawia wspaniałe salony bakaratowe w Monte Carlo.209H r.N a p o l e o n(lat 99, głos drżący)yle, serce, zle poczynasz sobie,Ja prawdę ci powiedzieć mogę,Bo jedną nogą stoję w grobie:Na bardzo zgubną wszedłeś drogę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]