[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Shhakopnęła ją w tyłek znienacka i mocno jak stary muł.Achaja wystrzeliła do przodu, zamykając oczy.Aaaaaaaaaa!!! Coś nią szarpnęło,coś świsnęło.Ocknęła się po trzech krokach, na kolanach, patrząc jak z jej własnegobrzucha tryska krew. Kurwa! Zabił mnie  jęknęła.Już nie miała miecza w dłoni.Leżał obok.Chwyciła się więc sprawną ręką zabrzuch.Jakoś tak strasznie miękko zrobiło jej się w nogach.Jakoś tak strasznie ciepło.Miała skurcze we wszystkich mięśniach swojego ciała.Ale nie czuła bólu.Już unosiłasię gdzieś w górę, ku śmierci, czy  jak mówią niektórzy  innemu życiu.Już nie byłaza bardzo przytomna.Zobojętniała, płakała cicho.Tu jestem.No, gdzie ta pierdolonaśmierć, czy i ona musi się spózniać? Tu jestem.No, chodz!Ale cisza.Tak miękko w nogach.Dlaczego się nie przewraca? Ach! To skurcze ją trzymają.Ale cisza.A może to już? Już umarła?Otworzyła oczy.360 Ktoś wrzasnął.A potem cała dywizja zaczęła wyć! To było coś niesamowitego.Parętysięcy zerwanych strun głosowych, bo które mogłyby to przetrzymać?Królowa z rękami przy twarzy krzyczała, jakby o pożar w pałacu chodziło.Jakbyjuż ją płomienie lizały.Achaja z trudem odwróciła głowę.Shha, z oczami jak talerze, klęczała na trawie.A bliżej.leżał Virion z szeroko rozrzuconymi rękami. Achajaaaaaaaaaaaaaaa!!!  darła się dywizja i dosłownie brakowało chwil, żebydziewczyny zabiły wszystkich wokół, albo pozabijały się wzajemnie.To był szał! Tobył powrót do wieków dzikich! To były normalne dzikuski, które w tej chwili czuły jużtylko zew krwi! Nic więcej! To było szaleństwo, za którym już nic nie ma.Tylko pustka.Ryk wypalił się jednak.Wszyscy patrzyli przed siebie jak ogłupiali, jakby naglewulkan wyrósł im przed oczami na tej zagubionej między górami polanie.Prosta ka-pral z plutonu  C załatwiła Pana Legendę Viriona! To niemożliwe, to niemożliwe, toniemożliwe, czy wszyscy naraz mogą śnić ten sam sen?Achaja jęknęła w kompletnej ciszy, która zapadła znowu.I usłyszała ten głos:361  No, chodz.Spróbuj dokończyć  To był Virion, nieruchomy, ciachnięty w coś(nie miała pojęcia w co), ale żywy. Chodz, przecież muszę wygrać to starcie. Nie mogę  jęknęła Achaja. Możesz! Spróbuj przynajmniej. Nie mogę się ruszyć! To ja się nie mogę ruszyć.Ty możesz przynajmniej spróbować.Spróbowała się odwrócić na kolanach.Zrobiło jej się ciemno w oczach. Ja mam takie miękkie nogi  jęknęła.Zlina ciekła jej po brodzie.Obsmarkałasię dokumentnie. No, chodz, małpo.Zagryzła wargi do krwi.Nie czuła bólu, to nie w bólu była teraz sprawa.Po pro-stu nie czuła swojego ciała.Krew płynęła jej z ręki i z brzucha.Nie za bardzo mogłaoddychać, bo coś ją dusiło, chciało jej się wymiotować, ale też nie mogła.Odwróciłasię jakoś, widząc (tak, widząc, a nie czując), że jest cała mokra od potu.Spróbowałaprzesunąć nogę do przodu, ciągle na kolanach.Miała skurcze wszędzie.Wszędzie! Czyon tego nie widział?362  Mnie kiedyś ktoś pomógł  szepnął. I ja tobie pomogę.Chodz, kurwo, tutaj,choćbyś miała się posikać! Ja już, kurwa, nie żyję!  załkała. Póki co, żyjesz, chodz.Zrobiła jeszcze  krok na kolanach. Miecz, idiotko! Miecz musisz mieć ze sobą, bo nóż zgubiłaś.Co mi niby chceszzrobić? Napluć w oko? Nie mogę wziąć miecza!  rozpłakała się znowu. Jak puszczę brzuch, to miflaki wypłyną. Tak od razu nie wypłyną. Nie mógł się za bardzo ruszyć, ale umysł miałjaśniejszy niż ona. No, już.Uda ci się!Oderwała rękę od brzucha, przerażona tak, że gdyby ktoś nagle krzyknął, to byumarła ze strachu.Sięgnęła po miecz.Nie mogła go unieść.Był tak strasznie ciężki!Zagryzając wargi, pchnęła go trochę po trawie.Przesunęła się na kolanach, chwytającswój brzuch, potem oderwała rękę i przesunęła miecz znowu. To się nie uda  jęknęła.363  Uda się!  westchnął Virion ciężko. Spróbuj! I nie patrz, że jeszcze przed tobąodległość większa niż dwa normalne kroki.Tak nigdy nie dojdziesz.Musisz myśleć, żejuż mnie masz. Nie dam rady! Dasz, kretynko.Skup się!Posunęła się znowu trochę.Potem przesunęła miecz.Potem znowu chwyciła się zabrzuch i znowu trochę do przodu.Jęczała przy każdym poruszeniu.Azy płynęły jejpo twarzy, rozpuszczając krew i żłobiąc dwa potoki w ciemnej czerwieni na policzkach. Nie mogę już. Możesz, małpo! Skup się! Słuchaj.Zaraz się rozpadnę na kawałki. Musisz sobie przysiąc, idiotko, że nie zdechniesz, zanim do mnie nie dojdziesz!No! Jeszcze trochę!Posunęła się kawałek.Przesunęła miecz, jęcząc i płacząc.Jeszcze trochę. Nie dam rady!  Zaczęła beczeć głośno, o mało nie upadła.Smarki mieszały sięze śliną.364  Przysięgaj! No! Powtarzaj za mną.Przysięgam. P.p.przysięgam. Posunęła się jeszcze kawałek.-.że nie zdechnę jak suka. %7łe.nie.zdechnę jak suka  Płakała tak, że ledwie słychać było jej słowa.-.zanim do niego nie dojdę! Zanim.nie dojdę.do tego palanta! Do tego oprawcy pierdolonego! Przesu-nęła się znowu. No, widzisz? Coś tam jednak z siebie wykrzesałaś.Jeszcze krok.Przesunęła miecz.Jeszcze trochę.Jeszcze.Bogowie, nie pozwólcieumrzeć w tej chwili.Dajcie jeszcze choć pół modlitwy życia! Jeszcze trochę! Jesz-cze trochę! Przesunąć miecz na trawie.Jeszcze trochę! %7łeby tylko pamiętać o mieczu.Trzeba go, psiamać, przesuwać, bo zostanie z tyłu i już po niego nie sięgnie.Jeszczetroszeczkę, proszę was, Bogowie, co? Troszeczkę.Tyci, tyci. Trzeba ich zdjąć z pola!  krzyknął któryś z luańskich szermierzy. Walkawidać nie rozstrzygnięta, trzeba przełożyć pojedynek, aż oboje wydobrzeją! Zciągnąćich z pola! Zciągnąć!365 W ciszy rozległ się czyjś krzyk. Ja ci ściągnę, pacanie!  To Bei wyskoczyła z szeregu, napinając kuszę. Jaci ściągnę, sukinsynu! Zciągnę ale.spust tej broni!  Podbiegła i wymierzyła w nie-go. No, co? Zciągnąć? Chcesz żeby ściągnąć?!  Coś jej się w rozumie poprzesta-wiało, ale widać było, że reszta dywizji poprze swoją żołnierz i w każdej chwili mogłoto się skończyć fatalnie. No mów, tchórzu!  krzyczała Bei. Mam ściągnąć spust?Mam ściągnąć?!%7ładna z gwardyjek nie poruszyła się choćby o palec.%7ładna nie chciała umierać natej polanie.I było naprawdę bez znaczenia, czy Bei strzela dobrze, czy zle.Z tyłu, za jejplecami znajdowało się jakieś dwa tysiące kusz, w każdej chwili gotowych do użyciajak jasna zaraza. Już nie mogę  jęknęła Achaja, posuwając się jeszcze trochę. Już naprawdęnie mogę.Wszystko mi wysiadło. Wskazała na swoje ciało:  Już nic nie działa.Virion zerknął na nią spod oka.Nie mógł odwrócić głowy. No, dobra.Może starczy  mruknął. Podnieś miecz.366  Jak? Ręką- wyjaśnił. Kurwa twoja mać!  Rozpłakała się znowu Achaja. Czy ty myślisz, że jestemBogiem? Myślę, że dasz radę.No, już! I przestanę cię męczyć.Zrób to jakoś. On jest za ciężki! On jest za ciężki, gnoju! Złap go tak jak nóż, od kciuka w dół.Wiem, że na więcej cię nie stać, ale toakurat zrobisz, a ja ci pokażę, jak się wygrywa.Pomogę ci, tak jak mnie ktoś swegoczasu pomógł. Nie mogę. Możesz, głupia dupo! Zrób to!Ujęła rękojeść, ale żadną mocą nie mogła jej unieść z ziemi.Miała wrażenie, że cośją rozrywa od środka.U niej naprawdę nic już nie działało jak należy! Była wrakiem.Czy on tego nie widział? Czego on chciał, psiamać? Zmierci? Ona tego nie sprawi. No  szepnął  jeszcze trochę i ci pokażę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •