[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.LudwikaNapoleona Bonaparte, o zamiary nieczyste, upatrzyły ich i zamówiły na wodzów przysposa-biającej się w Paryżu rewolucyi.Bez paszportu przeto ani myśleć było można o przekrocze-niu granicy francuskiej.%7łe zaś nas do Paryża ciągnęło, trzeba więc było wynajdować sposobyna zwalczanie tej przeszkody.Usunął ją przede mną Zwiętosławski, wystarawszy się dla mnieo paszport jerseyski.Z paszportem sam przyjechał dla powitania w osobie mojej swego z Rusispółziemianina.W przywitaniu czuć się ze strony jego dała serdeczność powściągana, jakaś lękliwość, czyskromność, odpowiadająca postawie, nie pozwalającej się w nim od pierwszego oka rzutuUkraińca domyślać.Ani śladu tego, Ukraińców zdradzającego, akcentu kozaczego; natomiastna postaci całej, na obliczu, w oczach rozlany wyraz potulności, nie licujący z ideą, hajdama-czyznie pokrewną, co gminę Humań na wyspie Jersey do życia powołała.Szczupły, wzrostumiernego, o obliczu matową powleczonem cerą, mało mówiący, wyglądał na zgnębionego.Rozmowę w ten podtrzymywał sposób, że na zadawane mu przez Worclla zapytaniu odpo-wiadał.Na zapytanie: Jakże tam gmina ?- A.- ręką machnął.Nie niepowodzenia go przygnębiły, ale zawód - zawód, dzięki któremu stracił nadzieję, niestraciwszy wiary.Wierzył w potrzebę naprawy trapiących ludzkość nieprawości; liczył na to,że na właściwe, celem usunięcia ich, trafił sposoby.Doświadczenie wykazało mu sposobówtych niewłaściwości i pozbawiło go nadziei dojścia do celu.Inny na jego miejscu jakośby tosobie wyperswadował: głupiecby się zaciął i na oślep brnął dalej: doktryner wykrętów byszukał i odpowiedzialność na ludzi przewrotnych i na okoliczności zwalał.Zenon Zwięto-sławski głupcem, ani doktrynerem nie był.Wiara społeczna tą samą, co religijna weszła weńdrogą i rozbudziła w nim sumienie, które nakazało mu wszystko co posiadał i czem rozporzą-dzał w imię jej na sprawę ludową oddać, lecz nie pozwalała tym zasłaniać się wybiegiem, doktórego uciekają się ludzie, co się wiarą jako narzędziem posługują: credo quia absurdum.Niewiedział, czy to absurd: wiarę więc swoją w siebie wpędził - zamilkł i.posmutniał.Zwiat stanął przed nim z napisem, co Danta przy wnijściu do piekła powitał: Pozbądzcie się nadziei wszelakich.23SYDOR RAWSKI.W dwudziestoparoletnim, mniej więcej po upadku powstania listopadowego, czasu okre-sie, na emigracyi, oraz w kraju zabranym (Podole, Wołyń, Ukraina), zapanowała Ukraino -raczej Kozakomania.Objaw ten wynikł ze zwrotu literackiego, znanego pod nazwą Szkołyukraińskiej.Zwrot ów ze strony swojej bez powodu dokonać się nie mógł.Dokonał się on wmomencie, kiedy, wedle słów poety (S.Goszczyński): Nad zwycięzcami, nad zwyciężonymi- trawą usłana mogiła zapadła.Do mogiły tej wpadły Polska i Ruś.Nie wpadli jednak do niejani Polacy, ani Rusini.Pierwsi oficyalnie postradali osobowość państwową, drudzy - równieżoficyalnie - narodową.Pa siemu byt'-owe te wyroki ani tych, ani owych nie pozbawiły byto-wania narodowego i zdolności wydawania na gruncie tym owoców.Po konwulsyach długiejwojny bratobójczej nastał spokój spólnej, którą sobie sami zgotowali, niewoli.Z wojen pozo-stały wspomnienia, zmieniające się z upływem lat w legendy, nadające się na kanwy dodzierzgania na nich wytworów wyobrazni.Do zużytkowywania ich przystąpiły strony jedna idruga, każda po swojemu - odpowiednio do stopnia uprawy, na jakim się grunt narodowyznajdował.Na gruncie ruskim pojawiły się utwory bezimienne, opiewające heroizm kozaczyprzedmiotowo, a na jedną modłę :Kozak konia napuwaw, Dziuba wodu brała;Kozak Dziubi zaspiwaw, Dziuba zapłakała.Zapłakała, bo ją kozak opuścił, pojechał za Dunaj, miał wrócić, lecz nie wrócił, znalazłśmierć pod zielonym jaworem.Takiem było tło ogólne dum heroicznych, tworzonych przez poetów, co czytać i pisać nieumieli.Tworzyli oni, chodząc po kraju z lirą pod pachą, służącą im do regulowania rytmu.Natwórczości tej polu kto wie jakie by wyrosły były arcydzieła, gdyby na niem Moskale byliporządku policyjnego nie zaprowadzili.Policya temu tworzenia rodzajowi grunt z pod nógusunęła i skrzydła obcięła.Zamach ów ostatecznie dokonał się po r.1831, luboć długo jeszczelirnicy krążyli śród ludu ukradkiem, znajdując przed prześladowaniem osłonę po dworach idworkach szlachty polskiej, miłującej szczerze Muzę w namyście i połykach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]