[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było długo poddane działaniu wilgoci.Cud, że deski wy-trzymały.Może tunel miał własne tajemnice.Gladys twierdziła, że to droga na wol-ność.Jeśli tunel był starszy od domu Bellamych, mogło to tylko oznaczać, że ucieka-li nim zbiegli niewolnicy.Potem goście wchodzili i wychodzili szczęśliwi.Zbudowanogo z miłości.Wszystkie składniki siły, prawda? Może właśnie dlatego trwa jeszcze teraz,choć wszystkie inne budowle zniszczałyby przed wieloma laty.Niszczę historię, pomyślał.Ten tunel ma własne życie.Jestem budowniczym, nie bu-rzycielem.A jednak muszę burzyć.Nie chciał niszczyć zbyt wiele.Nie chciał, żeby razem z tunelem zapadł się trawnik.Zamierzał tylko zasypać wejście.Wystarczy parę metrów blokady, żeby powstrzymaćLissy.Przecież nie będzie kopać w ciemnościach.Na pewno przyjdzie uzbrojona, ale niew łopatę i oskard.Zabrał się do katorżniczej pracy  rozbijania stropu.Robił zamach młotem i wyrzu-cał go w górę.W tym kierunku nie mógł uderzać mocno.Na szczęście deski były prze-gniłe i młot wbijał się w nie bez trudu, powodując deszcz drzazg i ziemi.Nadeszła pora,by użyć łomu.Don wbił go w przegniłe części podkładu i podważył.Potem cofnął się,młotem wybił kolejne deski, które posypały się na dół razem z ziemią.Nagle sufit tune-199 lu runął w ogromnej chmurze wilgotnego pyłu.Don upadł.Zaczął się niezdarnie podnosić.Nogi mu ugrzęzły w sypkiej ziemi.Go-rączkowo odkopał je obiema rękami.Kolejna część sufitu wybrzuszyła się do dołu, do-kładnie tam gdzie przepiłował słup.Szkoda, że piłowałem aż tutaj, pomyślał.Popełzłtunelem, po omacku szukając narzędzi.Znalazł miot; łomu nie miał czasu wygrzeby-wać spod ziemi.Latarnię zostawił na kamiennej półeczce nieco dalej.Mógł ją odzyskać,trzeba było tylko podejść kilka kroków, ale zrezygnował.I dobrze, bo właśnie zapadłysię jeszcze dwa metry sufitu i światło zgasło.Prawie nie mógł oddychać, tyle w powietrzu fruwało gęstego pyłu.Zciskał mocnomłot.Piła powinna leżeć gdzieś nieopodal.Poczuł pod stopą kabel; zawrócił i poszedł za nim.Przewód znikał w kupie ziemi.Czyżby naprawdę zostawił piłę tak daleko w głębi tunelu? Daj spokój, zostaw ją.Nie jestaż tak droga, możesz sobie kupić drugą.Nie, nie bądz głupi.To, co się miało zawalić, już się zawaliło.Piła musi leżeć tuż podpowierzchnią.Wepchnął w stertę ziemi trzonek młota i szturchał w różne strony.Znalazł piłę.Wy-ciągnął ją z ziemi.Dopiero teraz się odwrócił.Młotem uderzył dzwięcznie o kamień.To ściana.Lewa.Nie chciał trzymać się prawej strony, żeby nie nadepnąć na materac i ciało Sylvie.Z gó-ry dochodziły jakieś trzaski.Czy tunel dalej się zapadał? Przecież belki stropu były prze-cięte tylko przy wejściu!Wreszcie ujrzał światło przed sobą  a jednocześnie usłyszał trzask przegniłegodrewna i huk.Lawina ziemi zwaliła się do tunelu i ruszyła ku niemu niczym błyskawi-ca.Zerwał się do biegu, szybciej, szybciej; w ciemnościach potykał się i upadał.Chciałrzucić narzędzia, ale nie mógł rozewrzeć zesztywniałych palców.Dosięgła go i pochło-nęła ogromna chmura duszącego pyłu.Nie mógł odetchnąć.Potknął się, upadł.Trzaskbył coraz bliżej.Don na czworakach popełzł dalej, co chwila padając, aż uderzył o cośtwardego.Co to mogło być?Kocioł.Więc wyszedł z tunelu.Ale nadal nic nie widział.Drobny pył, wyrzucony kłę-bami z tunelu, unosił się w piwnicy niczym czarna mgła.Don zamrugał, w oczach czułdrobinki ziemi.Azy ciekły mu po policzkach i ciągle nic nie widział.Wyczołgał się zzakotła, wlokąc za sobą piłę.Nagle poczuł szarpnięcie.Oczywiście.Kabel został przysy-pany.Szarpnął mocno.Uwolniony przewód śmignął w powietrzu, ale był to tylko kabelpiły.Przedłużacz został w tunelu. Don!  To głos Sylvie.Dobiegał z bardzo daleka. Nic nie widzę  wymamrotał. Mam piasek w oczach. Poprowadzę cię. Poczuł jej delikatny dotyk; pociągnęła go za ramię.Ale pochwili go puściła.Nie, to nie tak.Jej dłoń przez niego przenikała.Z każdą chwilą stawa-200 ła się mniej realna.Mniej prawdziwa.Nie będzie tak myślał.Sylvie nie stawała się nierealna, tylko odzyskiwała wolność.Wreszcie wydostanie się z domu, który więził ją tak długo.To dobrze.A on jej nie stra-ci, ponieważ nigdy jej nie miał.Tylko o niej marzył.Dobrze było trzymać ją w ramio-nach, ale zawsze była tylko duchem.Teraz, z zamkniętymi oczami, pogrążony w ciem-nościach, mógł w to uwierzyć.Ta ślepota była rzeczywistością.Sylvie i to, co dla niegoznaczyła, to tylko chwilowy rozbłysk w mroku.Ona będzie jego wspomnieniem świa-tła.Można z tym żyć.Chyba.Wreszcie dobrnęli do schodów na górę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •