[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Seweryn umiał, a ona nie, nie zaglądała do niej od dawna i nie mogła sobie nawet przypomnieć, co to olbrzymie wnętrze zawiera.Nie podobało jej się to w najwyższym stopniu.Ściśle biorąc, była wściekła.Tu szafa, tam klapa na strych, a jeszcze ta mała komóreczka na ostatnim podeście, której drzwiczki gdzieś się zaklinowały i w ogóle nie pozwalają się otworzyć! Co to jest, żeby w jej własnym domu jakieś miejsca były jej niedostępne…!A Seweryn potrafił… No i co, nie obchodziło go, umiał, ona mogła sobie nie umieć, no owszem, otwierał to dla niej na każde życzenie, ale co z tego, naprawić należało, zamiast świadczyć usługi! I miał naprawić, już prawie zaczynał, to nie, do szpitala zaczął latać, do tego głupiego Henryka, a potem umarł, na złość chyba.Ale przedtem otwierał, co chciał, i do środka też mógł wepchnąć, co mu się podobało, a ona nie miałaby o tym żadnego pojęcia! Nie ma nadal.A kto wie, czy ta jakaś tam teczka…Przypomniała sobie nagle, że teczkę Karpiowscy już znaleźli i rozzłościła się jeszcze bardziej.Biednemu zawsze wiatr w oczy wieje, a bogatemu diabeł dzieci kołysze, takim to dobrze, z pieniędzmi znaleźli, a ona tu została, jak ta sierota, bez męskiej ręki, bez męskiej opieki… Świństwo wprost obrzydliwe.Teczkę, teczkę… A kto go tam wie, Seweryna nieboszczyka podleca, czy czegoś więcej przed nią nie chował, z tym jakimś panem Jackiem coś załatwiał, jakieś oferty wysyłał, nic z tego niby nie miał, a czy to prawda, że nie miał…? A może miał i właśnie przed nią ukrył? Kochać ją, kochał, kto mówi, że nie, ale taki był gruby, że i to kochanie nie bardzo mu wychodziło, sapał jak miech kowalski i tyle.A ona gotowała mu najlepsze frykasy!Myśl pani Bogusi przeskoczyła nagle z wnętrza mebli na sztukę kucharską.Tu chyba ci Karpiowscy mieli trochę racji, że ona się marnuje, rzecz pewna.Ale też to takie głupie gadanie, gdzie ona ma się wynajmować, niech jej znajdą, proszę bardzo, sama szukać nie będzie.Kotleciki mielone rybne właśnie zrobiła, proszę, proszę, niech kto spróbuje zrobić takie kotleciki z byle czego i za grosze! Do nich krokiety z kartofelków i ogórki małosolne, które właśnie doszły do idealnej fazy kiszenia…Pożałowała nagle straszliwie, że nikt, poza jej dziećmi, nie będzie tego jadł i arcydzieła nie oceni.Może i warto byłoby zapraszać jakichś gości, ale znów, z drugiej strony, jakież to koszty! Na trzy dni potrawę zrobiła, zeżarliby w jeden.Gdyby jej za to płacono, o, to tak, bardzo chętnie…Myśl zmąciła się jej ostatecznie.A gdyby tak restaurację otworzyć…? Za co?! A najtańsza byłaby na świecie i najlepsza na świecie, tymczasem, w miejsce restauracji, ma tu zgryzotę w postaci okropnej, zdewastowanej szafy i nie wiadomo czego jeszcze, we własnym, zrujnowanym domu…Gniew pani Bogusi przeistaczał się zazwyczaj w dziką energię, możliwe zatem, że rozpoczęłaby manipulacje z dębowymi drzwiami, ze skutkiem nie do przewidzenia, gdyby nie to, że brzęknął dzwonek u furtki.Spojrzała przez wąską szybkę i zawahała się w uczuciach.Znów ci Karpiowscy, ale jakoś ich więcej, cóż oni sobie myślą, z całą pielgrzymką do niej przychodzą czy co, może i dobrze, spróbują kotlecików, prawda, ten cały Henryk Seweryna ma zastąpić i klapę naprawiać, ale co tu z nimi robi ten młody złoczyńca…?!Tym razem sama, naburmuszona nieco, nadęta i nieufna, wpuściła gości, bo dzieci jej gdzieś się rozpierzchły.Poznała tego szwagra, co tu był poprzednio i coś w niej odrobinę złagodniało, grzeczny facet i na miejscu, umie się znaleźć, no niechby, tylko ten cały Tadzio potrzebny jak dziura w moście! I czegóż znowu ta Elżbieta sterczy przy furtce i po okolicy się rozgląda, jakby tu pierwszy raz była…?Elżbieta istotnie rozglądała się po okolicy, zabrakło jej bowiem Agatki i Stasia, a miała wielką nadzieję na zacieśnienie przyjacielskich kontaktów.Nie było ich, fatalne, lodów dla nich nie uchowa, trzeba je będzie wetknąć do zamrażalnika, może chociaż kokosowe baloniki da się utrzymać…Okazję złożenia natychmiastowej wizyty stworzył sam Bubel, zupełnie znienacka.Tadzio, rzecz jasna, odwiózł ją do domu z tego Rozdroża i tam ujrzeli jego samochód.Elżbieta doznała jakby wstrząsu.— Oko opatrzności…! Nie, chciałam powiedzieć, przeznaczenie! Popatrz, Bubel jest, będzie się pchał do megiery, może już się pcha, słuchaj, skorzystajmy! Ona akurat jest, ale nie szkodzi, może załatwisz kwestię spadku!Tadzio złapał sens błyskawicznie.— Bardzo dobrze, mam nawet pomysł.Im więcej osób, tym lepiej, bierzemy rodzinę i jazda.— Tylko trzeba coś kupić.No nic, to po drodze… Bubel istotnie już się rwał do odwiedzin, aczkolwiek przyjechał zaledwie przed godziną.Niepewna sytuacji Krystyna z całej siły próbowała go zatrzymać, przyjąwszy do wiadomości suchy komunikat, że tym razem przywiózł ze sobą dwie pary spodni.Karpiowski ją wspomagał, Bubel wymykał im się z rąk, na szczęście pojawiła się Elżbieta i sprawę rozstrzygnięto w pięć minut.Jadą wszyscy, tyle że wciąż jeszcze bez Krystyny.Bubel nie wydawał się zadowolony, ale uległ przemocy, we czworo zmieścili się w jednym samochodzie.Tadzio swojego na wszelki wypadek wolał nie brać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]