[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A przecież119muszę się jakoś nazywać& Nagle na jej twarzy pojawił się cień ulgi.Przed ocza-mi mignął obraz starego duchownego. Oczywiście rzekła zdecydowanym tonem. Prudence. P-r-u-d-e-n-c-e? Tak jest. Ale to imię.A nazwisko? Cowley.C-o-w-l-e-y. No.Przynajmniej jedno jasne odetchnęła z ulgą pielęgniarka i oddaliła sięz miną osoby, która wreszcie nie musi się martwić o rejestry.Tuppence także poczuła coś w rodzaju zadowolenia.Prudence Cowley.PrudenceCowley z VAD-u, córka pastora z& z jakiejś tam parafii, w końcu jest wojna i& Zmieszne mruknęła do siebie. Zdaje się, że wszystko poplątałam.To wszyst-ko wydarzyło się chyba dawno temu.Czy to biedne dziecko było pani?To ona wypowiedziała przed chwilą te słowa? A może ktoś powiedział je do niej?Pielęgniarka wróciła. Pani adres, panno& czy też może pani Cowley.Pytała pani o dziecko? Czy to biedne dziecko było pani? Ktoś mnie o to zapytał, czy też ja pytałam? Na pani miejscu, złociutka, przespałabym się teraz.Odeszła, aby uzyskaną informację przekazać tam, gdzie powinna trafić. Wydaje się, doktorze, że przychodzi do siebie.Powiedziała, że nazywa się Pruden-ce Cowley, ale adresu nie pamięta.I mówiła też coś o dziecku. No dobrze rzucił lekarz niefrasobliwie, jak zawsze. Poczekamy jeszcze zedwadzieścia cztery godziny.Całkiem niezle radzi sobie z tym wstrząsem.2Tommy gmerał kluczem w zamku.Zanim zdołał go przekręcić, drzwi się otworzyłyi w progu stanął Albert. No? spytał Tommy. Wróciła?Albert wolno pokręcił głową. I nie odezwała się ani słowem? Nie zadzwoniła, nie zadepeszowała? Nic, proszę pana.Absolutnie nic, ani od niej, ani od nikogo innego.Przyczaili się&ale ją mają.Tak właśnie myślę: że ją dorwali. Co za diabeł w ciebie wstąpił? Jak to: dorwali? Te twoje lektury& Kto ją dorwał? Przecież pan wie.Gang. Jaki znowu gang? Może jeden z tych ze sprężynowymi nożami? Albo jakiś międzynarodowy?120 Nie gadaj bzdur.Wiesz, co ja o tym sądzę?Albert spojrzał pytająco na chlebodawcę. %7łe to skrajna bezmyślność z jej strony.Powinna dać jakoś znać. Ach, tak? No cóż, rozumiem.Można i w ten sposób& I dodał dość niefortun-nie: Skoro panu z tym lepiej& Odebrał od Tommy ego paczkę. Widzę, że przy-wiózł go pan z powrotem. Tak, przywiozłem ten cholerny obraz.Dużo mi z niego przyszło. Niczego pan się z niego nie dowiedział? To nie do końca prawda.Czegoś tam się dowiedziałem, ale czy ta informacja nacoś mi się przyda, to się jeszcze okaże.Nie dzwonił do mnie doktor Murray? Albo pan-na Packard ze Słonecznych Wzgórz? Czy w ogóle ktoś& ? Nikt oprócz faceta z warzywniaka.Podobno ma ładne bakłażany, a wie, że pani jelubi, więc zawsze ją zawiadamia.Powiedziałem mu, że pani chwilowo nie może podejść.Mam dla pana kurczaka na obiad. %7łe też ty nigdy nie wymyślisz nic innego! Tym razem to taki, którego nazywają poussin.Chudzina. Niech będzie.Zadzwonił telefon.Tommy w jednej chwili znalazł się przy aparacie. Halo& Halo?Odezwał się słaby, daleki głos: Pan Tomasz Beresford? Przyjmie pan osobistą rozmowę z Invergashly? Tak. Proszę nie odkładać słuchawki.Tommy czekał.Podniecenie powoli ustępowało.Musiał czekać jeszcze jakiś czas, poczym odezwał się inny głos świeży i rzeczowy.Głos jego córki Debory. Halo, to ty, tatusiu? Debora! Tak.Coś ty taki zdyszany, biegłeś?Córkom zawsze coś się nie podoba. Czasem się zasapuję, w moim podeszłym wieku to normalne.A jak ty się mie-wasz? Ja? W porządku.Słuchaj, tato, widziałam w gazecie coś dziwnego.To notatkao kimś, kto miał wypadek i leży w szpitalu. I co? Nic takiego nie zauważyłem.A czemu cię to niepokoi? To nic specjalnie groznego, pewnie jakaś stłuczka czy coś.W każdym razie cho-dzi o kobietę& starszą kobietę.Podano jej nazwisko: Prudence Cowley, ale nie mają ad-resu i& Prudence Cowley? Chcesz powiedzieć& ?121 No właśnie.Trochę mnie to& zdziwiło.Bo to panieńskie nazwisko mamy, praw-da? Oczywiście. Zawsze zapominam o tej Prudence.To znaczy& nigdy nie myślimy o niej jakoo Prudence, ani ty, ani ja, ani Derek. Nie.Bo to nie jest imię, jakie można by sobie kojarzyć z waszą matką. Wiem, że nie.Ale się trochę zdziwiłam.Czy to może być jakaś jej krewna? Może i tak.A gdzie ona leży? Zdaje się, że w szpitalu w Market Basing.Jak rozumiem, chcą się dowiedzieć o niejczegoś więcej.Pomyślałam, że& cóż, może to głupie, ale na świecie musi być sporo osóbnazwiskiem Cowley i równie dużo o imieniu Prudence.Ale dzwonię, bo chcę się upew-nić, czy mama jest w domu i czy wszystko w porządku. Rozumiem.Tak, rozumiem. No dobra, tato, gadaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]