[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To tak?!Zakryła twarz zmarzniętymi rękoma i płakała.- Pośmieciuch.dziwka.szmata.Nagle zerwała się i pogroziła pięścią w kierunku banku.- Poczekajże ty!Otrzepała paletko ze śniegu i prędko, jak mogła najprędzej, zaczęła iść kuMarszałkowskiej. Popamiętasz mnie jeszcze, popamiętasz!.Ja cię nic będę miała, ale i tamta nie! Już ja cięurządzę.Chęć zemsty, natychmiastowej zemsty, opanowała ją wszechwładnie.Prawie biegła.Nie zawahała się, gdy stojący przy wejściu policjant zapytał ją, czego chce.- Chcę kapować na jednego - powiedziała.- Kapować?.Dobra, idz do dyżurnego przodownika.Tamte drzwi.W dużym pokoju,przedzielonym balustradką, stanęła przed biurkiem.- Czego? - zapytał zajęty pisaniem przodownik nie podnosząc oczu.Rozejrzała się.Bylisami.- Wsypać chcę jednego.- No? - zapytał flegmatycznie.- On w maju jeszcze zakatrupił jednego %7łyda.Dużo forsy zagrabił.Sam chwalił się ipokazywał.A teraz szykuje się do obrobienia banku na Wspólnej.Przodownik odłożył pióro i podniósł na nią oczy.- Banku? Kto taki?- Nazywa się Dyzma.Nikodem Dyzma.- A ty skąd o tym wiesz?- Wiem.- Jak się nazywasz?- Mańka Barcik.- Adres?- Aucka 36.- Zawód twój?- Dziewczynka - odparła po chwili wahania.- A dlaczego go sypiesz?- To moja sprawa.Przodownik zanotował nazwisko i adres.- Powiadasz, że szykuje się na bank na Wspólnej?- Tak.- A wiesz, że tu żartów nie ma? Jeżeli zełgałaś, pójdziesz do aresztu.163- Wiem.Przyjrzał się jej.Była spokojna.Z zaciętego wyrazu jej twarzy wywnioskował, że mówiprawdę.- Gdzie on teraz jest ten Dyzma?- W banku.- Co?!- Sama widziałam, jak wchodził.On ze stróżem ma sztamę.Policjant chwycił słuchawkętelefonu i wymienił numer.- Jest pan komisarz?.Proszę koniecznie obudzić.Ważna sprawa.Tu dyżurny przodownikKasparski.Po dłuższej chwili odezwał się komisarz.Przodownik zameldował mu, że jest takiedoniesienie.- Zatrzymać ją - kazał komisarz - zaraz przyjadę i sam ją zbadam.Przodownik położyłsłuchawkę i wskazał Mańce ławkę pod ścianą.- Poczekaj.- Dobrze.Usiadła.O, on ją popamięta!Nikodem leżał w łóżku i czytał gazetę, gdy zadzwonił telefon.Zaklął i postanowił me wstawać.Telefon jednak nie przestawał dzwonić.- Co za cholera?!Nie nakładając pantofli wyskoczył z łóżka, w ciemnym gabinecie potknął się o krzesło.- Halo!- Czy mogę mówić z panem prezesem Dyzmą?- Jestem.Kto mówi?- Tu mówi komisarz Jaskólski.Moje uszanowanie panu prezesowi.- Dzień dobry.O co chodzi?- Przepraszam pana prezesa, że dzwonię tak pózno, ale jest bardzo ważna sprawa.- Co za sprawa?- Zgłosiła się do komisariatu prostytutka, nazwiskiem Barcik, zeznaje, że pan prezes robipodkop pod Bankiem Zbożowym.- Co?.Komisarz wybuchnął śmiechem.- Nie wygląda na wariatkę, ale z uporem twierdzi to, co panu prezesowi mówię? Czy panprezes ją zna?- A czort ją wie!- No, naturalnie.Kazałem ją zatrzymać.Myślałem początkowo, że jest pijana, ale nie.Onanie wie, że pan jest prezesem Banku Zbożowego.I chociaż jej to powiedziałem, nie chcecofnąć zeznania.Musi mieć do pana prezesa jakąś złość.Czy pan prezes rzeczywiściemieszkał kiedyś na ulicy Auckiej?- Ależ Boże broń! Jak żyję, nie mieszkałem.- Byłem tego pewny - odparł komisarz.- To gadzina! Uśmieje się pan prezes, ale onatwierdzi, że pan w maju zabił i obrabował jakiegoś %7łyda.Nawet wymienia hotel, w którym pan pokazywał jej owe zrabowane pieniądze!- A to cholera!- No, to zrozumiałe, panie prezesie.Ale nie wiem, co mam z mą zrobić?- Wylać na zbitą mordę!- Kiedy ona gwałtem upiera się przy swoim zeznaniu i żąda, żeby je zaprotokołować.Formalnie rzecz biorąc, musiałbym w każdym razie zrobić protokół.- A po co? - pośpiesznie zapytał Dyzma.- Nie trzeba żadnego protokołu.164- Rozumiem, panie prezesie, ale można by spisać i pociągnąć ją do odpowiedzialności zafałszywe oskarżenie.- Eee tam, po co?-Posiedzi ze trzy miesiące.- Nie warto.Najlepiej niech pan komisarz poradzi jej, żeby dała spokój.- Ba! Nie zgodzi się.Zacięta bestia.- No, to zależy od tego, jak pan będzie radził.- Nie rozumiem, panie prezesie?- Już tam wy, policja, macie swoje sposoby.- Aha! - połapał się komisarz.- Będzie załatwione, panie prezesie.Moje najniższeuszanowanie.Jeszcze raz przepraszam za niepokój.- Szkodzi nic.Dziękuję bardzo.A ja już przy sposobności będę pamiętał o panu, paniekomisarzu.Komisarz rozpłynął się w podziękowaniach i kładąc słuchawkę, nacisnął jednocześnieguzik dzwonka.W drzwiach stanął policjant.- Dawać ją tu.- No, więc widzisz, całe twoje zeznanie jest fałszywe.Pójdziesz do kryminału.Czekał na jej odpowiedz, lecz dziewczyna milczała.- Ale szkoda mi ciebie.Jesteś młoda i głupia, więc jeszcze radzę ci po dobroci, cofnijswoje zeznanie.- Nie cofnę - powiedziała z uporem - niech tam będzie i kryminał.Komisarz zerwał się narówne nogi i zaczął krzyczeć waląc pięścią w stół:- Ach, ty gadzino! Cofniesz! Ja ci powiadam, że cofniesz! Jak pies odszczekasz!Chodził wzburzony po pokoju.Wreszcie zatrzymał się przed Mańką.- No? Cofniesz?- Nie - odpowiedziała krótko i przygryzła wargi.- Walasek - rzekł do wchodzącego policjanta - wezcie ją do ostatniego pokoju iwytłumaczcie, ze składanie fałszywych oskarżeń na dostojników państwa nie kalkuluje się.- Rozkaz, panie komisarzu.Wziął dziewczynę za łokieć i wyprowadził na korytarz.*- Do aresztu? - zapytała.- Nie.Na dancing do Oazy.W niedużym pokoju kilku policjantów grało w karty.Wchodzącą dziewczynę powitaliironicznymi wykrzyknikami.Odłożyli karty i jeden z nich zawołał: - No, skoro mamy miłetowarzystwo, to może zabawimy się w piłeczkę? Panieneczka gra w piłeczkę?Mańka szeroko otworzyła oczy.Domyśliła się, że z niej kpią.Chciała coś powiedzieć, gdystojący za nią policjant popchnął ją lekko przed siebie wprost na swego kolegę.Ten z koleipodał ją w ten sam sposób Walaskowi.Walasek następnemu.Zataczając się, wpadała w corazto inne ręce.Początkowo nie wydawało jej się to rzeczą zbyt przykrą, lecz tempo zaczęłowzrastać.Uderzenia rąk w piersi i plecy stawały się coraz gwałtowniejsze.Uczuła zawrótgłowy i ból w płucach.Kapelusz spadł z głowy, torebka wymknęła się z ręki i stuknęła opodłogę, wysypując swą zawartość.Mańka zrozumiała, że jedynym ratunkiem jest uczepić się jednego z policjantów takmocno, żeby nie mógł jej odepchnąć.Jednakże na próżno starała się co zrobić.Chciała upaść,lecz i to było nieprawdopodobieństwem.Zaczęła krzyczeć.Wówczas przerwano zabawę.Jeden z policjantów zatknął jej usta.- Nie śpiewaj, aniołku, tu nie opera!- Za co mnie bijecie, za co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]