[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale miał koszmary! Pościg, toksyny, wrzaski, walka.Nie pamiętał, co jadł wieczorem przed pójściem spać, ale miał nadzieję, że nie popełni już podobnego błędu.Właściwie co się wydarzyło wczoraj wieczorem?Światło przybrało na jasności.Już nie unosił się w powietrzu.Szczerze mówiąc, czuł, że jest zakotwiczony, jakby przyklejony do podłogi.Próbował się poruszyć, ale odczuwał straszliwy ból w klatce piersiowej.Jakby ktoś go poobijał.A może właśnie o to chodziło? Może ciągle leżał na ziemi, dochodząc do siebie po walce z Terrym Lampierem, a cała reszta to był tylko sen?Światło pomknęło ku niemu z zatrważającą prędkością.Głosy stały się jeszcze donośniejsze i bardziej wyraźne.Ktoś naprawdę wymawiał jego imię.Travis otworzył oczy, ale wciąż nie wiedział, gdzie się znajduje.Próbował się odezwać, ale duży przedmiot w ustach skutecznie mu to uniemożliwiał.Stary kumpel, wąż.Jakaś twarz pojawiła się nad nim.Nieznajoma kobieta uśmiechnęła się do niego w taki sposób, że włosy stanęły mu dęba.- Cześć, Travis - powiedziała.- Wróciłeś.Trochę się o ciebie martwiliśmy.Była pewna, że minęło już parę godzin.Nie miała możliwości, żeby sprawdzić czas, ponieważ zegarki, jak wiele innych przedmiotów ułatwiających ludziom życie, nie należały do standardowego wyposażenia izolatek.Więźniowie z tego skrzydła nie widzieli świata zewnętrznego.Jedynymi wysłannikami rzeczywistości byli strażnicy.Przyszło jej do głowy, że z łatwością mogli manipulować ludzkimi umysłami.Światło paliło się przez całą noc.Dzień za dniem bez spokojnego snu, a po nich kolejne dni ciemności gwarantowały kompletną zmianą poczucia rzeczywistości.W jakim celu? W takim, jaki dla niej przeznaczyli.Od dłuższego czasu siedziała bez ruchu na betonowym łóżku, obracając w palcach linkę, którą zostawił Wiggins.Starała się pojednać z Bogiem.Czy Bóg istniał? Mimo doświadczenia minionych lat nie mogła oprzeć się myśli, że gdzieś było miejsce lepsze od tego i ktoś - jakaś siła, która dążyła do tego, aby ona, Jake i ich mały chłopczyk znowu byli razem.Jeśli nie tutaj, to tam.Co mogła zrobić? Czy było jakieś inne wyjście? Mogła zabić siebie albo syna.Ale co potem? Jaką miała gwarancję, że Wiggins dotrzyma słowa i nie zabije jej syneczka? A może to jeden wielki blef.Nie - odpowiedziała sobie szybko.- Mówił śmiertelnie poważnie.On zabije moje dziecko.Przez długą chwilę zastanawiała się, czy nie opowiedzieć o tym szefowej strażniczek, ale w końcu odrzuciła ten pomysł.Przecież ta kobieta nigdy jej nie uwierzy.Potem nastąpi przesłuchanie i termin minie.Odczytywanie listy.Nie miała pojęcia, kiedy to robią.Chyba rano, domyśliła się, ale o której? Sądząc po rytmie tego miejsca, krytyczna godzina zbliżała się szybkimi krokami.Dawno już minął czas, kiedy umilkły wszelkie hałasy i od betonowych ścian odbijało się echem jedynie kilka impertynenckich rozmów, które z czasem też ucichły.Teraz hałas znowu przybierał na sile.Najpierw zawiązała pętlę do zaciskania.Nic skomplikowanego - zupełnie niepodobną do węzłów, jakie uwielbiał robić Travis na każdym kawałku sznurka czy liny, jaki wpadł mu w ręce.Najzwyklejsza pętla, zawiązana tak, jak ją uczono wiele lat temu w Brownies.Wspomnienia z dzieciństwa - te najstraszliwsze - próbowały wślizgnąć się do jej świadomości, ale odpędziła je wysiłkiem woli.Po raz ostatni - uświadomiła sobie z pewną ulgą.Być może nigdy więcej nie doświadczy tych koszmarów.Czas pomyśleć o Jake'u.I o Travisie.O dobrych czasach.Zaczepienie umykającej linki o obudowę lampy okazało się nie lada zadaniem.Uformowała pewnego rodzaju lasso i próbowała zarzucić je na obudowę, jak kowboj chwytający konia.Stalowa rama znajdowała się daleko poza zasięgiem jej dłoni, więc nie mogła liczyć na ewentualne poprawki czy zmiany.Nie miała możliwości, by poluzować raz zaciśnięty węzeł.Weszła na łóżko.Po czterech czy pięciu próbach wreszcie dopięła swego i poczuła ulgę.Teraz musiała wychylić się dostatecznie daleko, aby szyja trafiła w dyndającą pętlę.Gdzieś daleko zadźwięczał dzwonek.Przeszył ją prąd przerażenia.- Odczytywanie listy! - usłyszała wrzask strażnika.- No, panienki, wstajemy i dajemy głos!Serce skoczyło jej do gardła, kiedy usłyszała zbliżające się kroki.- Naprzód, pani Donovan!Stanęła na czubkach palców i wyciągając całe ciało, jak dziecko próbujące wyjrzeć zza płotu na boisko, zaledwie zdołała zaczepić podbródkiem o pętlę.Otworzyła szeroko usta, usiłując naciągnąć linkę głębiej na głowę.W umyśle zawirowały obrazy Jake'a i Travisa, obrazy, jakie pragnęła zabrać ze sobą.Szepnęła, że ich kocha.- To nowy dzień.Wtedy straciła równowagę.Pętla zacisnęła się - niewiarygodnie mocno - kiedy ciało pofrunęło szerokim łukiem od łóżka; palce stóp instynktownie szukały oparcia, które pozostawało zaledwie cal niżej.Przez mgnienie pomyślała, czy cienka linka nie przetnie jej szyi, i wczepiła się paznokciami w miejsce, gdzie pętla werżnęła się w skórę.Potem nastąpił czerwony błysk, po którym zapadła ciemność.42Baza danych "Orion" była dostępna dla wszystkich mających dość gotówki na uiszczenie opłaty za subskrypcję, na tyle wysokiej, że nie mogło być mowy o natłoku żądnych informacji klientów.Oczywiście nie dotyczyło to FBI i kiedy Irene znalazła się już w bazie danych, mogła odszukać wszystkie artykuły, jakie ukazały się na przestrzeni ostatnich pięćdziesięciu lat w ponad tysiącu dzienników, tygodników i miesięczników, istniejących nadal lub też nie.Gdzieś w powodzi słów musiało kryć się coś na temat fabryki Granta.Poruszała się trochę na oślep, ponieważ komputery nigdy nie były jej najmocniejszą stroną i do tej pory po prostu wydawała odpowiednie polecenia swoim pracownikom, którzy zajmowali się podobnymi poszukiwaniami.Dość szybko przekonała się, że sukces czy porażka zależały od odpowiedniego doboru parametrów, w obrębie których oscylowały poszukiwania.Nie doceniając w pełni rozmiarów i możliwości bazy danych, wpisała "Newark + Arkansas" i otrzymała propozycję przejrzenia sześciuset dwudziestu siedmiu tysięcy ośmiuset trzydziestu ośmiu artykułów.Cholera!Przy drugiej próbie Irene ustaliła parametry czasu między rokiem tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym, a chwilą obecną.Liczba artykułów została zredukowana o połowę.- Cieplej - powiedziała do siebie, odchylając się do tyłu na nieprawdopodobnie twardym krześle.A więc istniał jakiś sposób.Problem polegał na tym, że temat katastrofy z roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego trzeciego i jej skutków dominował we wszystkich tytułach.Musiała w jakiś sposób przefiltrować te wiadomości.Następnie sprawdziła rok po roku artykuły sprzed czasów eksplozji, ale nawet wtedy otrzymała ponad setkę publikacji, przeważnie w magazynach dotyczących myślistwa i rekreacji.W końcu poddała się temu, co nieuniknione.- W porządku, Irene - mruknęła po jakichś czterdziestu pięciu minutach tej zabawy.- A może po prostu poprosisz ten komputer o to, na czym ci zależy?Wklepała: Newark + Arkansas + Frankel/ 1-1-80 do 8-21-83.W głębi serca miała nadzieję, że na ekranie pojawi się sygnał błędnego polecenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]