[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie byli dostatecznie przerażeni, by od tego uciec.Moje wrony z łopotem skrzydeł pognały za nim, a po chwili dołączyły do nich tysiące innych, które pojawiły się, bogowie jedni wiedzą skąd.Braterstwo śmierci polatujące nad tymi, którzy zostali już skazani.Piękny akcent, stary pniaku.Ale i to nie wystarczyło, by wrogowie uciekli.Moje dwie wrony wróciły i usiadły z powrotem na moich ramionach.Czułem się jak posąg.Miałem nadzieję, iż wrony mają lepsze maniery niż gołębie.Murgenowi najwyraźniej nie wystarczyła pierwsza przejażdżka, więc zawrócił i jechał w przeciwnym kierunku, głośno krzycząc.Dostrzegłem poruszenie w szeregach przeciwnika; ruszyli naprzód.Ktoś lub coś, siedzący w pozycji lotosu, ubrany całkowicie w czerń, płynął pięć stóp nad powierzchnią ziemi, aby zatrzymać się kilkanaście jardów przed frontem armii przeciwnika.Władca Cienia? Z pewnością to był on.Dostawałem gęsiej skórki tylko od patrzenia nań.Stałem tak naprzeciwko niego w moim wspaniałym, ale przecież całkowicie opartym na oszustwie, stroju.Szyderstwa Murgena wreszcie kogoś zdenerwowały.Garstka jeźdźców, a wkrótce cała grupa, pognały za nim.Odwrócił się w siodle i krzyczał na nich.Oczywiście nie było sposobu, by mogli go złapać.Nie wówczas, gdy jechał na takim koniu.Kaszlnąłem.Brak dyscypliny nie był tak znaczny jak chciałem.Murgen zwalniał, pozwalając im podjechać bliżej i bliżej - potem pognał, gdy znajdowali się jedynie w odległości kilkunastu jardów.Ścigali go prosto w labirynt potykaczy, które kazałem zainstalować w trawie zeszłej nocy.Ludzie wraz z końmi zwalili się na ziemię.Kolejne konie wpadały na uprzednio powalone zwierzęta.Moi łucznicy wypuścili strzały, które spadły prosto na nich, zabijając większość ludzi i koni.Wyciągnąłem miecz, który płonął i dymił; dałem znak do ataku.Bębny zaczęły wybijać powolny rytm.Żołnierze pierwszego szeregu rozerwali potykacze i dobili rannych.Otto i flankach odpowiedzieli głosami trąb, ale nie ruszyli się z miejsc.Jeszcze nie.Moi chłopcy potrafili maszerować w równym rzędzie.Na łatwym, płaskim terenie, trzymali prosty szereg na całej frontu.Z drugiej strony kurczącej się przestrzeni musiał to być widok wywołujący spore wrażenie, zwłaszcza że oni wciąż mieli ludzi, którzy nie potrafili znaleźć sobie miejsca w szeregach.Pokonaliśmy pierwszy z kilku niskich pagórków, którymi upstrzona była równina.Kazałem artylerzystom wprowadzić swoje machiny na to właśnie wzniesienie, stąd mogli prowadzić zmasowany ogień w każde miejsce, gdzie byłby potrzebny.Spodziewałem się, że Cletusowi i jego chłopcom wystarczy zdolności; by zdrowo poharatać Władców Cienia.Jedyną wielką niewiadomą stanowił tamten facet.Miałem nadzieję, że Zmienny jest gdzieś w pobliżu.Cała sprawa mogła zdać się psu na budę, jeżeli było inaczej, a tamten bękart mógłby swobodnie działać.Dwieście jardów.Ich łucznicy wypuścili w moim i Pani kierunku kiepsko wycelowane groty.Zatrzymałem się, dałem kolejny sygnał.Legiony również przystanęły.Bardzo dobrze.Nar byli czujni.Bogowie, było ich tam całe mrowie.A Władca Cienia wciąż unosił się w powietrzu, być może czekając na mnie.Mogłem nieomal zobaczyć wnętrze jego nozdrzy.Ale nie robił nic.Ziemia zadrżała.Szeregi wroga zawrzały.Zobaczyli, jak to nadchodzi, ale było za późno, by cokolwiek zrobić.Przez wolne miejsca w szeregach legionów z grzmotem nadbiegały słonie, z każdą chwilą osiągając coraz większy pęd.Kiedy potwory przebiegały obok mnie, chłopcy z szeregów wroga już darli się wniebogłosy, szukając drogi ucieczki.Salwa grotów, oddana z dwudziestu balist, przeleciała nad naszymi głowami i rozprysnęła się wokół Władcy Cienia.Były dobrze wycelowane.Cztery groty dosięgnęły celu.Napotkały czary ochronne, ale przynajmniej sponiewierały go trochę.Jakiś powolny był ten Władca Cienia.Utrzymanie się przy życiu zdawało się stanowić granicę jego możliwości.Druga salwa uderzyła weń na chwilę przedtem, zanim słonie wbiły się w szeregi jego ludzi.Tym razem balisty ustawiono jeszcze bardziej uważnie.Dałem sygnał i cztery tysiące moich czołowych ludzi oraz kawaleria z wyciem ruszyły naprzód.Pozostali żołnierze uformowali normalny front i też ruszyli naprzód.Rzeź była zupełnie niewiarygodna.Spychaliśmy ich coraz bardziej w tył, i trwało to właściwie bez końca, ale było ich tak wielu, że nie udało nam się naprawdę złamać ich szeregów oraz ducha.Kiedy uciekali, większość podążyła do obozu.Żaden nie wrócił do Stormgardu.Miasto zamknęło przed nimi bramy.Swego niesamowitego Władcę Cienia zabrali ze sobą.Nie przejmowałem się nim więcej.Był bezużyteczny niczym wymiona dzikiej świni.Oczywiście, jeden z grotów drugiej salwy balist przedostał się przez jego osłonę.Przypuszczam, że zbił go trochę z pantałyku.Jego nieskuteczność zaś musiała być rezultatem działań Zmiennego.Zostawili za sobą jakieś pięć tysięcy poległych i rannych.Wojownicza strona mej natury była rozczarowana.Żałowałem, że nie udało mi się dokonać większych zniszczeń.Jednakże nie miałem zamiaru szturmować obozu, aby to osiągnąć.Wycofałem żołnierzy z pola, wysłałem ludzi by oszacowali nasze straty, rozmieściłem kawalerię, by odeprzeć każdy atak z miasta lub obozu, potem zająłem się najważniejszymi sprawami.Rozlokowałem moje prawe skrzydło kilka jardów od drogi, którą przyszliśmy do Stormgardu, dokładnie na strzał z łuku od barbakanu przy bramie, którą wchodziła do miasta.Moje szeregi stały pod kątem prostym do drogi.Pozwoliłem ludziom odpocząć.Budowniczowie grobli zabrali się do roboty, wykorzystując nabyte wcześniej umiejętności.Po przeciwległej stronie drogi zaczęli kopać rów.Zaczynał się w odległości lotu strzały od murów i zmierzał w stronę podstawy wzgórz.Będzie głęboki, dostatecznie szeroki, a nadto osłoni moją flankę.Robotnicy nosili ziemię na drogę, zaczęli budować rampę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]