[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzwonienie w uszach Tessy przeszło w ciche buczenie.– To tutaj, siostro – rzekł brat Llathro, zatrzymując się przy drzwiach położonych na samym końcu długiego, pustego korytarza.– To twoja cela na noc.– Otworzył drzwi i wszedł do środka, a tuż za nim Tessa.Od świecy stojącej na tacy mnich zapalił knot świecy w pomieszczeniu, poczekał, aż stopi się i spłynie wierzchnia warstwa wosku, po czym ustawił ją na podłodze.W malutkiej celi panowało przenikliwe zimno i dokuczały przeciągi.Okiennice przysłaniające jedyne okno grzechotały na wietrze.Wyglądało na to, że burza się wzmaga.– Odpoczywaj z Bogiem, siostro.Obejrzała się za siebie, ale brat Llathro już zamykał drzwi.Tacę położył na ziemi, tuż obok płonącej świecy.Zupa w misce mąciła się przy każdym porywie wiatru.Tessa wzięła głęboki oddech i przesunęła dłońmi po skroniach.Była tak wyczerpana, że nie miała sił myśleć.Jutro.Jutro zdecyduje, jakie kroki przedsięwziąć.W celi znajdował się tylko jeden przedmiot, wełniany pled przykryty cienkim kocem, i Tessa opadła nań, rozpinając płaszcz i rozpuszczając włosy.Przyciągnęła tacę i odłamała kawałek chleba.W ustach tak jej zaschło, że z trudem przełknęła pierwszy kęs.Odłożyła chleb i sięgnęła po miskę.Wtem odezwał się dzwon.Uderzył osiem razy, wydając długie, głuche dźwięki, które zdawały się jeszcze przez pewien czas płynąć w powietrzu.A więc to był ósmy dzwon.“Kiedy umilknie, nikomu nie wolno jeść, mówić głośno i wychodzić z celi”.Odłożyła miskę.Wolała nie kusić losu.Położyła się na pledzie i naciągnęła pod szyję kocyk.Wzory.Na tynku i belkach powały ciągnęły się ich długie nici.Nazbyt zmęczona, aby zastanawiać się nad szczegółami, zamknęła oczy i zaczęła pogrążać się we śnie.Wspominała jak przez mgłę słowa opata, zgodnie z którymi po ósmym dzwonie gasną ostatnie światła.Tylko w jej celi nadal tliła się świeca, ale zanim zdążyła ją zdmuchnąć, zapadła w kamienny sen.Izgard wyciągnął rękę i wodził palcami wzdłuż konturów rzucanego przez skrybę cienia.Płótno namiotu było szorstkie i pocętkowane zaschniętym błotem, mimo to odurzało go odbierane wrażenie.Poruszała się tylko niewielka część cienia – przedstawiająca prawe ramię skryby.Ederius ślęczał w swoim namiocie nad wzorem przedstawiającym Wieniec.Dokonywał ostatnich retuszy.Izgard pragnął wejść do środka, usiąść cicho i obserwować starca przy pracy, podobnie jak to czynił, zanim został królem.Z żałosnym westchnieniem oderwał się od płótna i ruszył przez obóz.Nie mógł ryzykować, że przeszkodzi Ederiusowi.Wzór, nad którym pracował, miał szczególną wagę, aczkolwiek dopiero w ciemności przedświtu rozpocznie się prawdziwie wielkie, iluminatorskie dzieło.W obozie panował niezwykły spokój.Żołnierze zebrani wokół tlących się ognisk starali się zasnąć lub udawali sen.Nikt nie śpiewał, nie ostrzył noża osełką, nie podstawiał kubka pod beczkę.Wszystko było dopięte na ostatni guzik.Armia Garizonu gotowała się do boju.Nazajutrz o świcie rozpocznie się pierwsza bitwa.Suzeren Raize na czele swych wojsk spotka się z oddziałami Garizonu na południowych stokach wzgórz.Izgard starannie wybrał czas i miejsce; wiedział w głębi serca i czuł w kościach, że to jemu przypadnie zwycięstwo.Potrzebował tylko jednej bitwy.Jednej krwawej, rozstrzygającej bitwy, żeby stać się głównym aktorem w tej wojnie.Odważni, acz zuchwali raizyjscy rycerze zejdą do doliny, która stanie się wnet ich cmentarzem.Armie Garizonu otoczą ich niczym zwoje Kolczastego Wieńca: będą rozdzierać, nabijać na pale i rzucać krwistoczerwone cienie.Sandor, powodowany wyniosłą dumą, z pewnością nie zaplanował drogi odwrotu.Ta duma pozwoliła mu myśleć wyłącznie o walce, ograniczyć wspomnienia do Wiernej Góry.Sandor nie przekonał się jeszcze, do czego zdolny jest waleczny król Garizonu.Ostrzegano go, ale się jeszcze nie przekonał.On, jego wojsko i kraj, za który walczy, jutro dostaną lekcję i dowiedzą się, czym grozi zapominalstwo.Pięćdziesiąt lat temu raizyjscy rycerze spalili doszczętnie Weizach, a chociaż w pożodze nie polało się wiele krwi, za wyrządzone krzywdy najeźdźcy zapłacą głową.Kolczasty Wieniec popadł w zapomnienie i zniknął ze sceny na pół wieku, który to czas teraz musi sobie powetować.Ileż to lat tkwił, niczym zamachowiec, schowany w najciemniejszym i najgłębszym lochu w Sirabayus! Jakże zacne zakonnice pragnęły pozbyć się tego brzemienia, który – jak utrzymywały – mącił im spokój ducha i wypełniał sny koszmarami!Izgard zatrzymał się na błotnistej ścieżce i zastanowił, czy nie obejść rozstawionych straży, nie porozmawiać ze zwiadowcami, którzy dopiero co powrócili z obozu wojsk suzerena i nie sprawdzić, czy wszystko przebiega zgodnie z planem.Powziął jednak inne postanowienie; skręcił i udał się do swego namiotu.Nie musiał instruować żołnierzy, żeby w takiej chwili zachowali szczególne środki ostrożności.Jako wódz oddawał im tym samym honor.Wszystko było gotowe.Pułapka została zastawiona.Harrarzy, których zawezwie wzór Wieńca, zostali wybrani osobiście przez Izgarda.Okrągły tysiąc.Z nastaniem świtu dwudziesta część wszystkich żołnierzy Garizonu, którzy obecnie grzali się przy ogniskach, ruszy w bój jako bezlitosna, niszczycielska siła.Ederius, wsparty swymi iluminacjami, wszystkiego dopilnuje.Zwierzęcy skowyt przerwał nocną ciszę.Jękliwe, przejmujące wycie rozdarło noc, podobnie jak złamana kość przebija się przez skórę.Mimo że Izgard przywykł do podobnych odgłosów, nie mógł powstrzymać drżenia.Dźwięk ów oznaczał, że kolejny harrar będzie musiał zginąć.Kolczasty Wieniec za swoje usługi wystawiał słone rachunki.Jedna trzecia harrarów posłanych do Doliny Popękanych Kamieni, gdzie walczyli z Ravisem z Burano i Camronem z Thornu, pożegnała się już z życiem.Musieli ponieść śmierć dla dobra reszty.Iluminacje uzyskały ostateczną formę, farba dawno wyschła, lecz nie wszyscy wyzwolili się spod władzy wzorów zawartych w Wieńcu i poskromili żądzę krwi.Ich wygląd przypominał raz ludzi, a raz bestie.Kości się rozrastały, apetyty wyostrzały, a szpony zakrzywiały i wpijały w ciało.Medycy woleli nie dochodzić przyczyn strasznych boleści harrarów, które kazały im wyć przeraźliwie, ale Izgard przestał się dziwić z chwilą, kiedy przyjrzał się ich paznokciom i szczękom.Pierwszej ofierze rozcięto brzuch [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •