[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jedziesz do Richarda Nixona, co? - powtórnie spytał chłopak.-Tak.- Naprawdę sądzisz, że pozwolą nam się do niego zbliżyć?- Załatwię to - odparł Siggy.I wtedy po raz pierwszy przyszło mu do głowy, że dobre wróżki mogą spełniać życzenia w nieprzyjemny sposób.Wyrażę pragnienie, żeby umarł? Zażyczę sobie śmierci Nixona, a ten chłopiec pójdzie do więzienia na resztę życia za to, że go zabił? Uważaj, dobra wróżko, ostrzegł ją w myśli.Nie pozwolę ci się oszukać.Mam pewien plan i nie pozwolę wyprowadzić się w pole, by skrzywdzić mojego towarzysza podróży.- Jesteś głodny, synu? - spytał Siggy.- A może wytrzymasz aż do Denver?- Wytrzymam - odrzekł autostopowicz.- Ale nie nazywaj mnie synem.W Los Angeles było gorąco, ale w miarę jak Siggy zbliżał się do morza, wiatr stawał się coraz chłodniejszy.Taksówkarz czuł się już zmęczony.Wprawdzie przyzwyczaił się do prowadzenia samochodu, nigdy jednak nie jechał tak długo i tak daleko.Autostrady na swój sposób pozwalały odpocząć kierowcy - nie było ożywionego ruchu, nie musiał zgadywać, gdzie za kilka minut skręci jadący z prawej samochód.Ludzie rzeczywiście zwracali uwagę na linie między pasami.Ale autostrady niezmordowanie biegły wciąż do przodu, kilometr za kilometrem, aż w końcu Siggy'emu wydawało się, że on sam stoi w miejscu, a droga i otoczenie mkną szybko obok niego i pod nim.Wreszcie sprowadziły do niego Los Angeles, tam zaś otoczenie zatrzyma się i pozwoli mu działać.San Clemente.Rezydencja Richarda Nixona.Odnalazł ją łatwo, jakby zawsze znał do niej drogę.Chłopiec, który spał przez ostatnich kilkaset kilometrów, obudził się, kiedy Siggy zatrzymał samochód.- Co takiego? - spytał sennie pasażer.- Pośpij jeszcze - odrzekł Siggy, wysiadając z taksówki.Lecz chłopiec również wysiadł.- To właśnie tu?- Tak - rzucił przez ramię Siggy, idąc w stronę wejścia.- Muszę zrobić siusiu - oświadczył autostopowicz.Siggy wszakże zignorował go i szedł dalej.Chłopak ruszył za nim, podbiegł kawałek, dogonił go i powiedział cicho: - Do diaska, nie możesz poczekać nawet minutę?Oczywiście ludzie ze służb specjalnych byli wszędzie, ale teraz Siggy już zupełnie oszalał.Wiedział, że nie mogą go zatrzymać.Miał spotkać się z Richardem Nixonem, więc się spotka.Zaparkował nieopodal pałacyku i po prostu tam wszedł.Chłopiec kroczył tuż za nim.Siggy nie wdrapywał się na płot ani nie robił niczego nadzwyczajnego.Po prostu wszedł na podjazd, okrążył dom i ruszył na plażę.Nikt go nie zobaczył.Nikt do niego nie zawołał.Ochroniarze ze służb specjalnych ciągle byli odwróceni do niego plecami lub mieli jakąś nie cierpiącą zwłoki sprawę gdzie indziej.Spotka się z Richardem Nixonem.Wypowie swoje życzenie.Zatrzymał się w miejscu, gdzie woda lizała piasek, nigdy nie sięgając do poprzedniego miejsca, w miarę jak trwał odpływ.Chłopak stanął obok niego.Siggy przyglądał się rezydencji, natomiast autostopowicz obserwował jego samego.- Myślałem, że nas złapią - powiedział.- Nie mogę uwierzyć, że tu dotarliśmy.- Cicho - odszepnął Siggy.- Cicho.Siggy czuł się tak zdenerwowany, jak dziewica na swoim weselu; bardziej obawiał się, niż tęsknił za tym, co miało nadejść.A co, jeśli Nixon uzna mnie za durnia? - pomyślał.Nie musiał się niepokoić.Kiedy tak stał na piasku, Nixon wyszedł z domu, zszedł na plażę, zatrzymał się na linii wody i wpatrzył w morze.Był sam.Siggy wziął głęboki oddech i ruszył w jego stronę.Ślizgał się na mokrym podłożu, miał więc wrażenie, że każdy krok próbuje zawrócić go z obranej drogi.Nie ugiął się jednak i stanął obok Richarda Nixona.Ujrzał tę twarz i charakterystyczny nos, jednocześnie ponurą, złą twarz z karykatur Herblocka i wyraziste, otwarte oblicze człowieka, na którego trzykrotnie głosował.- Panie Nixon - odezwał się Siggy.Nixon początkowo się nie odwrócił.Powiedział tylko:- Jak się pan tu dostał?- Musiałem się z panem zobaczyć - Siggy wzruszył ramionami.Wtedy Nixon odwrócił się do niego, uśmiechnięty.Siggy widział, jak oczy byłego prezydenta napotkały jego wzrok.Potem zaś zerknął przez ramię na autostopowicza, który podszedł i zatrzymał się tuż za nim.- Przybyliśmy tu, żeby pana zabić - powiedział chłopak i sięgnął do kieszeni, w której ukrył swój rewolwer.Siggy na moment wpadł w panikę, ale głos dobrej wróżki zadźwięczał w jego uchu: -,Nie martw się - powiedziała.- Masz dość czasu.Dlatego Siggy, patrząc na chłopca, potrząsnął przecząco głową.Ten ściągnął brwi, lecz nie strzelił.Wtedy Siggy znów odwrócił się do Nixona.Eksprezydent nadal się uśmiechał i choć zmrużył oczy, nie okazywał strachu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]