[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Julia powoli przeniosła wzrok naEmersona i z powrotem na mebel.Rozbił krzesło.Połamał metalowekrzesło.Emerson otworzył oczy i Julia dostrzegła w ich bezdennymbłękicie przerażający spokój.Gabriel był niczym przyczajony smok, aona nie miała miecza ani zbroi.– Gdyby to był ktokolwiek inny, wyrzuciłbym go ze studiów.Zatrzęsła się na dźwięk jego głosu, zwodniczo spokojnego,gładkiego niczym jedwab prześlizgujący się po nagiej skórze.Podpowierzchnią jednak czaiła się zimna stal.– To był najobrzydliwszy pokaz dziecinady, jakiegokiedykolwiek byłem świadkiem.Twój brak szacunku jest absolutnie niedo zaakceptowania.Pomijam już to, co powiedziałaś na temat Pauliny.Nie mam słów, żeby opisać gniew, jaki to we mnie wywołało.Nigdywięcej nie wolno ci o niej wspominać, nawet jednym słowem.Rozumiemy się?Julia przełknęła głośno ślinę, zbyt zdenerwowana, żebyodpowiedzieć.– Pytałem, czy się rozumiemy? – warknął Emerson.– Tak.– Moje zdolności panowania nad sobą są dość nikłe.Lepiej bybyło dla ciebie, gdybyś mnie nie prowokowała.Poza tym oczekuję, żebędziesz doprowadzała swoje własne walki do końca, a niewykorzystywała naiwną dobroć Paula, żeby wybawiał cię od twojejwłasnej głupoty.On ma swoje problemy.Julia wbiła wzrok w dywan, uciekając przed spojrzeniemprofesora, którego błękitne oczy wydawały się świecić w ciemności.– Zdaje się, że chciałaś, bym stracił panowanie, wściekł się iurządził ci scenę.Liczyłaś pewnie, że w ten sposób zdobędzieszusprawiedliwienie dla swojej ucieczki.Chciałaś, żebym zachował sięjak każdy agresywny dupek, któremu dawałaś się dotychczasponiewierać.Cóż, przykro mi, ale nie trafiłaś.Nie zamierzam spełnićtwojej zachcianki.Julia zerknęła na powyginane fragmenty krzesła – bardzo miłegoszwedzkiego krzesła, które nie zrobiło nikomu żadnej krzywdy – apotem na profesora.Nie odpowiedziała.Emerson oblizał wargi.– Uważasz, że to zabawa? Hm? Decydująca rozgrywka międzymną a Paulem? Intryga rodem z Prokofiewa? On jest Piotrusiem, jajestem Wilkiem, co pozostaje tobie… rola Kaczki?Potrząsnęła głową.– To, co zdarzyło się dzisiaj na seminarium, nigdy się więcej niepowtórzy.Zrozumiałaś?– Tak, panie profesorze.– Chwyciła za klamkę.Drzwi byłyzamknięte na klucz.– Przeproszę całą grupę.– Żeby sprowokować dalsze plotki? Niczego takiego nie zrobisz.Dlaczego nie chciałaś ze mną porozmawiać? Jeden telefon, jednospotkanie, nawet przez drzwi, to wszystko.Zamiast tego uznałaś, żelepiej będzie odbyć konwersację w środku mojego seminariummagisterskiego?– Włożyłeś stanik do mojej przegródki na listy… ja…– Rusz głową! – warknął.– Gdybym wysłał ci go pocztą,zostałaby po tym dokumentacja, a to niebezpieczne dla nas obojga.Poza tym miałem położyć twojego iPoda na ganku, przed wejściem naklatkę schodową, w środku cholernej burzy?Julia poczuła się zdezorientowana tym dziwnym non sequitur[51],ale postanowiła nie dopytywać się o szczegóły.– Fakt, to ja zacząłem tę awanturę, zmieniając temat wykładu, aleto ty niewątpliwie doprowadziłaś ją do finałowego wybuchu o mocybomby wodorowej, Julianno.Zostaniesz do końca na moich zajęciach,zrozumiano? Nie zrezygnujesz z fakultetu.Będziemy się zachowywać,jakby nigdy nic się nie stało, w nadziei, że pozostali studenci są zbytzajęci swoim własnym życiem, aby cokolwiek zauważyć.– Gabrielpopatrzył na nią beznamiętnie.– Podejdź tu.– Wskazał na wolnemiejsce na dywanie.Julia zrobiła kilka kroków.– Zwróciłaś już stypendium?– Jeszcze nie.Dziekan italianistyki ma świńską grypę.– Ale umówiłaś się na spotkanie.– Tak.– Ach, więc umówiłaś się na rozmowę z dziekanem, ale nieznalazłaś w sobie na tyle uprzejmości, żeby wysłać do mnie jedenkrótki tekst, kiedy się o ciebie martwiłem? – warknął.Julia zamrugała.– Odwołasz to spotkanie.– Ale ja nie chcę tych pieniędzy i…– Odwołasz spotkanie, weźmiesz pieniądze i będziesz trzymałagębę na kłódkę.Nabałaganiłaś, teraz musisz posprzątać.– Spojrzał nanią ponuro.– Zrozumiano?Julia wstrzymała oddech i niechętnie skinęła głową.– E-mail, który do mnie wysłałaś, był haniebny.Prawdziwypoliczek po tych wszystkich wiadomościach, które ci zostawiłem.Czyty w ogóle słuchałaś moich nagrań, czy od razu je wyrzucałaś?– Słuchałam.– Ach, więc wysłuchałaś ich, ale nie uwierzyłaś.Bo z całąpewnością nie odpowiedziałaś.W swoim e-mailu użyłaś słowa„molestowanie”.Co, do cholery, chciałaś w ten sposób osiągnąć?– Em… nie wiem.Gabriel podszedł do niej, bardzo blisko.Za blisko.– Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ktoś już wyłapał twójlist.Nawet jeżeli wyrzucę go ze skrzynki, co zresztą zrobiłem, i takktoś go skądś wygrzebie.E-maile są wieczne, Julianno.Masz więcejjuż do mnie nie pisać, zrozumiano?– Tak.– Wygląda na to, że jesteś jedyną osobą, która potrafi tak igrać zmoimi emocjami.Ze wszystkimi emocjami.Julia spojrzała na drzwi.Żałowała, że nie może ich otworzyć iuciec.– Spójrz na mnie – wydyszał Emerson.– Muszę teraz posprzątaćten bałagan – podjął, kiedy utkwiła w nim wzrok.– Przed chwilązałatwiłem sprawę z Christą, ale dzięki tobie został jeszcze Paul.Christa to zmora, ale Paul był dobrym asystentem.Był dobrym asystentem?– Proszę nie zwalniać Paula – wyszeptała błagalnie.– To mojawina, że tutaj przyszedł.Zajmę się tym.On nic nie powie.– Czy tego właśnie chcesz? – spytał Gabriel lodowatym tonem.–Paula?Julia nerwowo bawiła się paskiem od plecaka.– Odpowiedz mi.– Próbowałam.– I?– I nic.– Nie wyglądało to na „nic”, kiedy obejmował cię przy szafce zpocztą.Nie wyglądało to na „nic”, kiedy zapukał do moich drzwi jakjakiś cholerny rycerz, gotowy walczyć ze mną w twojej obronie.Dlaczego nie potrafisz mi powiedzieć, czego naprawdę chcesz,Julianno? A może reagujesz teraz wyłącznie na „Króliczka”? – głosGabriela ociekał sarkazmem.Oczy Julii rozszerzyły się ze zdumienia, ale nic nieodpowiedziała.– Dobrze, poddaję się.– Machnął pogardliwie ręką w kierunkudrzwi.– Paul może cię sobie zatrzymać.Minęła długa chwila, zanim mózg Julii zdołał wreszcie zmusić jejstopy do ruchu.W końcu jednak się udało.Powlokła się w kierunkudrzwi, zgarbiona, z pochyloną głową, jak motyl, któremu ktoś właśnieoberwał skrzydła.Zachowała jednak miejsce na fakultecie i nie zostaławyrzucona ze studiów.Małe pocieszenie po tym, co właśnie przeszła.Gabriel stał nieruchomo, przyglądając się, jak Julia mocuje się zdrzwiami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]