[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy siostra Michela zjawiła się z wieczorną zupą, Roland dochodził akurat do siebie po szaleństwie serca i mięśni wywołanym przez drugą główkę brunatnej trzciny.Michela spojrzała na jego zarumienioną twarz z niejakim niepokojem, ale przyjęła zapewnienia, że na pewno nie gorączkuje.Sama nie mogła dotknąć skóry rewolwerowca, aby sprawdzić, jak jest naprawdę - powstrzymywał ją medalion.Razem z zupą dostał pieróg i chociaż ciasto było gliniaste, a mięso w środku twarde, pochłonął go łakomie jak gdyby nigdy nic.Siostra patrzyła na to z pełnym zadowolenia uśmiechem; ręce założyła na piersiach i co pewien czas potakiwała.Gdy skończył zupę, wzięła miskę na tyle ostrożnie, żeby ich palce na pewno się nie spotkały.- Zdrowiejesz - powiedziała.- Niedługo już nas opuścisz, a my zachowamy cię w dobrej pamięci, Jimmy.- Naprawdę? - spytał cicho.Spojrzała tylko na niego, dotknęła językiem górnej wargi, zachichotała i odeszła.Roland zamknął oczy i legł nieruchomo.Czuł, jak zbliża się kolejny letarg.Te jej niespokojne oczy.ten wysunięty język.Widywał już kobiety, które patrzyły tak na pieczonego kurczaka lub na kawał baraniny, czekając, aż danie będzie gotowe.Jego ciało strasznie domagało się snu, lecz Roland wytrzymał jeszcze jakąś godzinę, a następnie spod poduszki wydobył kolejną główkę, co po dawce leku obezwładniającego wymagało ogromnego wysiłku.Przez chwilę myślał nawet, że mu się nie uda, ostatecznie jednak oddzielił trzcinę od wiązki.Jenna napisała, że przyjdzie następnej nocy.Oby nie z zamiarem nakłonienia go do ucieczki.Obecny stan kwalifikował go tylko do pozostania w łóżku, i to do końca stulecia.Rozgryzł główkę.Nowe siły wstąpiły w jego ciało, poganiając serce i wiążąc mięśnie w supły, lecz pierwsza fala ożywienia minęła niemal równie szybko, jak się pojawiła, pokonana przez silniejsze medykamenty podane w zupie.Została mu jedynie nadzieja.i sen.Obudził się w ciemności i stwierdził, że może niemal normalnie poruszać rękami i nogami.Wyciągnął spod poduszki kolejną trzcinę i nadgryzł ją ostrożnie.Jenna zostawiła mu ich pół tuzina, a zużył jużprawie dwie.Schował ogryzek pod poduszkę.Trząsł się niczym mokry pies podczas ulewy.Za wiele wziąłem, pomyślał.Będę miał szczęście, jeśli nie dostanę konwulsji.Serce łomotało mu niczym maszyna parowa, a co gorsza, po chwili na drugim końcu pomieszczenia zobaczył blask świec.Minął jeszcze moment i rewolwerowiec usłyszał szelest habitów i pantofli.Bogowie, czemu teraz? Zobaczą, jak mną telepie, i wszystko się wyda.- pomyślał.Spiął się w sobie, zamknął oczy i skoncentrował na uspokajaniu drżących kończyn.Gdyby tylko leżał w normalnym łóżku, a nie wisiał na tych przeklętych pasach, które zdawały się reagować na każdy dreszcz!Siostrzyczki były coraz bliżej.Blask ich świec zakwitł czerwienią pod zamkniętymi powiekami.Dziś nie chichotały, nie szeptały nawet między sobą.Kiedy stanęły już prawie obok niego, Roland zorientował się, że tym razem przyprowadziły kogoś obcego - osobnika z zapchanym nosem, który pociągał głośno przy każdym oddechu.Roland leżał już spokojnie, w pełni panując nad sobą, chociaż mięśnie boleśnie twardniały mu jeszcze pod skórą.Gdyby ktoś spojrzał nań uważnie, z pewnością natychmiast zorientowałby się, że coś jest nie tak.Serce buntowało się jak chłostany rumak, przecież na mile chyba było to widać.Jednak to nie na niego patrzyły.Przynajmniej nie w tamtej chwili.- Ściągnij mi to - powiedziała Mary w prostackiej odmianie potocznego języka, którą Roland ledwie rozumiał.- I temu drugiemu też.Dalej, Ralph.- A dostanę whiksky? - spytał bełkotliwy głos.Jego dialekt jeszcze trudniej było zrozumieć.- I dymu?- Tak, tak, masę whisky i palenia, ile zechcesz, ale dopiero wtedy,gdy zdejmiesz te paskudztwa! - padła odpowiedź wypowiedziana tonem znamionującym zniecierpliwienie, a zapewne i sporo lęku.Roland obrócił ostrożnie głowę w lewo i uchylił nieznacznie powieki.Pięć z sześciu siostrzyczek z Elurii zgromadziło się po drugiej stronie łóżka Johna Normana.Blask świecy wydobywał z mroku nie tylko sylwetkę śpiącego, lecz także twarze sióstr, upiorne lica rodem ze snu zdolnego przerazić najodważniejszego nawet mężczyznę.Teraz, w środku nocy i bez masek złudnego piękna, nie były nikim innym jak tylko wiekowymi trupami odzianymi w przepyszne habity.Siostra Mary trzymała w dłoni jeden z rewolwerów Rolanda.Zobaczywszy to, rewolwerowiec poczuł nagły przypływ nienawiści i obiecał sobie, że babsztyl zapłaci jeszcze za tę zuchwałość.W porównaniu z siostrami stojące w nogach łóżka dziwowisko wyglądało niemal jak człowiek, chociaż należało do zielonego ludu.Roland od razu rozpoznał Ralpha.Był to zapamiętany przez niego z walki w mieście właściciel melonika.Zielony obszedł z wolna Normana od strony Rolanda, zasłaniając mu tym samym siostry.Po chwili zbliżył się jednak do głów łóżka i rewolwerowiec znów mógł coś widzieć.Medalion leżał na koszuli - widać w jakiejś chwili chłopak przebudził się na tyle, by wyłożyć go na wierzch w nadziei, że w ten sposób ochrona będzie skuteczniejsza.Ralph ujął kawałek złota w zdeformowane, jakby częściowo stopniałe palce.Siostry obserwowały pilnie, jak napina łańcuszek.i pozwala mu opaść.Miny im się wydłużyły.- Co mnie to obchodzi - zabulgotał.- Chcę whiksky! Chcę dymu!- Dostaniesz! - powiedziała siostra Mary.- Starczy dla ciebie i całego twego robaczywego klanu.Ale najpierw musisz zdjąć mu to szkaradztwo.Obu.Rozumiesz? I nie będziesz się z nami drażnił!- Albo co? - spytał Ralph i roześmiał się.Rzęził przy tym jak ktoś umierający na poważną chorobę gardła czy płuc, jednak Roland i tak wolał to niż chichoty sióstr.- Albo, siostrzyczko Mary, wypijesz mi juchę? Załatwi cię na miejscu i jeszcze zaczniesz świecić w ciemności.Mary uniosła rewolwer i wymierzyła w Ralpha.- Zdejmuj tę przebrzydłą rzecz albo zginiesz na miejscu.- Jak to zrobię, to też najpewniej zginę.Siostra Mary nie odpowiedziała.Pozostałe też tylko wbijały w zielonego swe czarne oczy.Ralph opuścił głowę, jakby się namyślał.Roland podejrzewał, żeMelonik zapewne jest zdolny do myślenia.Siostra Mary i jej podwładne mogły być innego zdania, lecz skoro Ralph przetrwał tyle czasu, to musiał umieć kombinować.Tyle że idąc tutaj, nie spodziewał sięujrzeć broni Rolanda.- Łomiarz źle zrobił, dając wam te gnaty - powiedział w końcu.-Dał i nic mi nie powiedział.Dostał za to whiksky? Dostał dymu?- To nie twoja sprawa - odparła siostra Mary.- Albo zaraz zdejmiesz chłopakowi, co trzeba, albo wpakuję kulę prosto w te resztki mózgu, które ci jeszcze zostały.- Dobra - zabulgotał Ralph.- Jak sobie życzysz, sai.Znowu wziął medalion w niekształtną dłoń.Bardzo powoli.Naraz jednak szarpnął gwałtownie, zrywając łańcuszek i ciskając medalion daleko w ciemność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]