[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obraz rozmył się, raz jeszcze przypominając gorzką prawdę, że zarówno Rikki, jak i Martin już wieki temu obrócili się w proch.Wróciwszy na stosowny pułap, ujrzał w oddali ciemną kreskę Wielkiego Kanionu.Namyślał się właśnie, czy tam lecieć, bo czuł już niejakie zmęczenie, gdy ktoś jeszcze pojawił się na nieboskłonie.Z pewnością nie skrzydlaty człowiek.Obiekt znajdował się jeszcze daleko, ale ze względu na rozmiary widać go było bardzo wyraźnie.Cóż, pomyślał Poole, pterodaktyl to zjawisko normalne i powszednie.Mam nadzieję, że to przyjazny osobnik.Albo że nie lata tak szybko jak j a.Och, nie!Nadlatujące stworzenie miało wielkie skórzaste skrzydła.Pracowało nimi powoli, jak na szanującego się smoka z krainy bajek przystało.Na dodatek na jego grzbiecie siedziała całkiem piękna kobieta.W zasadzie Poole uznał ją za piękną na kredyt, gdyż prócz tradycyjnych szat jeźdźców smoków nosiła kryjące znaczną część twarzy lotnicze gogle, rekwizyt jak z filmu o asach dwupłatów z pierwszej wojny światowej.Poole zawisł w miejscu i poczekał, aż stwór podleci naprawdę blisko.Usłyszał łopotanie olbrzymich skrzydeł, ale nawet z odległości dwudziestu metrów nie potrafił orzec, czy latający obiekt jest maszyną czy żywym organizmem.Najpewniej jednym i drugimA potem zapomniał o smoku, ponieważ dosiadająca potwora kobieta zdjęła gogle.Pewien filozof wspomniał kiedyś, zapewne z ziewnięciem, że największy kłopot z wyświechtanymi, obiegowymi powiedzonkami polega na tym, że są, niestety, aż do;znudzenia prawdziwe.Poole przekonał się właśnie, że z tą nudą różnie bywa.Szczególnie, gdy chodzi o “miłość od pierwszego wejrzenia".Danii nie potrafił mu nic powiedzieć, jak zwykle zresztą.Był doskonałym przewodnikiem, ale nigdy nie zdałby egzaminu na prawdziwego lokaja.Robił wrażenie dziwnie ograniczonego umysłowo.Znał wieżę na wylot, skrupulatnie wykonywał proste polecenia, sprawnie obsługiwał wszystkie domowe urządzenia, ale to wszystko.Pogadać z nim się nie dawało, na uprzejme pytania o rodzinę reagował zdezorientowanym spojrzeniem.Poole podejrzewał, że to nie człowiek, tylko biorobot.Indra jednak pomogła w mgnieniu oka.- Och, spotkałeś Smoczycę!- Tak ją nazywacie? A jak brzmi prawdziwe nazwisko tej kobiety? Możesz podać mi jej ident? Nie mieliśmy szansy zetknąć się dłońmi.- Jasne, no problemo.- Skąd to znasz? Zmieszała się.- Chyba z jakiegoś starego filmu.Albo z książki.To prawidłowy zwrot?- Owszem, ale pod warunkiem, że nie ukończyło się piętnastu lat.- Spróbuję zapamiętać.A teraz opowiedz mi wszystko, zanim zacznę być zazdrosna.Byli już dobrymi przyjaciółmi, na tyle dobrymi, że mogli pozwolić sobie na całkowitą szczerość wobec siebie.Potrafili nawet się śmiać (z udawaną rozpaczą) z dziwnego braku bardziej romantycznego zainteresowania w ich wzajemnych kontaktach.Indra powiedziała nawet kiedyś: “Gdybyśmy oboje wylądowali na bezludnym asteroidzie bez nadziei na ratunek, to pewnie jakoś byśmy się dogadali."- Dobra, mów, kto to jest?- Nazywa się Aurora McAuley.Robi różne rzeczy, jest między innymi Prezesem Towarzystwa Wspierania Twórczych Anachronizmów.Jeśli ten jej smok zrobił na tobie wrażenie, powinieneś zobaczyć inne ich, hm, twory.Na przykład Moby Dicka albo dinotaury, jakich matka natura nigdy nie wymyśliła.Nie ma tak dobrze, pomyślał Poole.Obecnie to ja jestem największym anachronizmem tej planety.12 - FRUSTRACJAAż do tej chwili Frank nie wracał pamięcią do rozmowy z psychologiem Agencji.Spotkali się przed lotem.- Znikasz z Ziemi może nawet i na trzy lata.Jeśli chcesz, wszy - jemy ci coś na zmniejszenie popędu.Dobry środek, bez skutków ubocznych.Obiecuję, że po powrocie szybko to usuniemy.- Nie, dziękuję - odparł Poole starając się zachować poważną minę.- Chyba sobie z tym poradzę.Niemniej po kilku tygodniach lotu nabrał niejakich podejrzeń.Podobnie jak Bowman.- Założę się, że łapiduchy dodały nam coś do żarcia - stwierdził Dave.Dodali czy nie, rzecz dotyczyła zamierzchłej przeszłości i z pewnością nie miała prawa działać po tak długim śnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]