[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie, nie rzekł jakby do siebie. Nie.Zapewne wiesz, że twoja paplanina,jakobym rzekomo był świętym, zrobiła na mnie pewne wrażenie; dostatecznie duże,bym zapragnął opowiedzieć ci kilka historii wartych zapamiętania i przekazania innym.Problem w tym, że to nie była prawdziwa opowieść, tylko ciąg luzno powiązanychzdarzeń: najpierw to, potem tamto, następnie owo i tak w nieskończoność.Nie jestemświętym.Nawet gdybym nim był, nie poradziłbym ci, co masz robić.Skoro nie jestemwybrańcem, nie wolno mi tego czynić.Przypomniałem sobie, co powiedział Siedmioręki, gdy poszliśmy oglądać Drogę: Jeżeli się gdzieś wybierasz, musisz wierzyć, że prędzej czy pózniej znajdziesz sposób,by tam dotrzeć.Rozmyślałem o Wykończonym i Bezksiężycowej; mieszkali w domkunad rzeką, lecz nadal byli mocno przywiązani do starego gniazda.Przyszła mi także namyśl Jednodniówka.Podjąłem decyzję.Ciągnęło mnie do Małego Domostwa, ale niemogłem tam wrócić.Jeszcze nie teraz.210 Blasku, mówiąc o czterech nieboszczykach, wspomniałeś, że gdybym chciał do-wiedzieć się o nich czegoś więcej, powinienem zapytać Drogę Przymierza lub aniołów. Oni przeminęli. Rejestr doktor Boots to dziecię Przymierza.Zachowali dawną wiedzę. Tak o sobie mówią. A zatem odparłem, wzdychając głęboko pójdę tam i zapytam.Siedział w milczeniu i mrugał powiekami, jakby dopiero teraz ujrzał mnie na klęcz-kach tuż obok siebie, i zachodził w głowę, skąd się wziąłem. Może nie jest mi pi-sane zostać świętym, lecz bez wątpienia istnieje wiele opowieści godnych wysłuchaniai przekazania innym. Wyciągnąłem palec i zrobiłem nim w trawie ścieżkę dla mrów-ki, która stanęła jak wryta, zapominając o mozolnej wędrówce.Z obawą myślałem, żelada chwila się rozpłaczę.Bardzo pragnąłem zostać świętym. Znam drogę do Rejestru stwierdził Blask. To znaczy dawniej wiedziałem,jak tam dojść. Podniosłem wzrok.Ogorzała skóra marszczyła się w uśmiechu.Blasknie chciał mi wprawdzie doradzić, co powinienem uczynić, odniosłem jednak wrażenie,211że dokonał za mnie wyboru. Wątpię, czy usłyszysz od nich odpowiedzi na swojepytania. Jest pewna dziewczyna dodałem. Z linii Szeptu.Przed laty opuściła MałeDomostwo i zamieszkała wśród ludzi z Rejestru.Gdy ją odnajdę, powie mi wszystko. Czyżby?Pytanie zostało bez odpowiedzi.Skąd miałem wiedzieć? Uważaj mruknął Blask. Słuchaj pilnie.Powiem ci, jak iść do Rejestru.Najważniejsze, byś tam dotarł.Nie byłem w stanie myśleć jednocześnie o Małym Domostwie i Jednodniówce, a za-razem słuchać topograficznych wskazówek świętego.Uniosłem rękę obróconą dłoniąku Blaskowi, jak zwykły czynić to gawędziarki na początku opowieści, i czekałem, ażmój umysł upodobni się do pustej misy.Blask opisał mi trasę wędrówki do siedzibyRejestru; tak modulował głos, że trudno było nie zapamiętać.Nic dziwnego, w pewnymsensie był świętym, był nim dla mnie.Wstaliśmy.Ręka w rękę poszliśmy ku zalanej słońcem łące porośniętej wiosennymikwiatami.Bliznięta wyszły naprzeciw świętemu, który klepał chłopców po ramionach212i cichutko chichotał; znów wyglądał jak znajomy staruszek.Usiedliśmy, by porozma-wiać.Blask unosił co chwila krzaczaste brwi i małymi dłońmi klepał się po kolanach.Bliznięta przyniosły trochę nowin z Małego Domostwa; niewiele tego było.Stary słu-chał i ziewał raz po raz, zmęczony upałem; w końcu położył się na zarośniętej trawąpochyłości, ze stopami zadartymi w górę. Wszystko układa się wedle określonego porządku.%7ładnych nowości, a gdybysię nawet pojawiły, nic byście o tym nie wiedzieli.Tak.Najpierw to, potem to, na-stępnie owo.Znów mamy wiosnę, zwykle robi się gorąco.Wszystko zmienia się takszybko. Zasnął z rękoma pod głową.Oddychał głęboko, a nad łąką wiał lekkipołudniowy wiatr.Odeszliśmy cichutko.Zabrałem swój tobołek, ale zostawiłem Blaskowi mój pięknyhamak ze sznurka; taki mały podarek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]