[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niektórzy ludzie traktują życie poważniej, niż wy potraficie sobie wyobrazić.Nastąpiło milczenie.I June spytała nieśmiało i naiwnie.- Ona cię kochała?Zawahałem się.- Próbowałem postąpić uczciwie.Mo­że w rezultacie zbyt uczciwie.- Gdybyście nie wyjechały na weekend, wyjaśniłbym jej sytuację listownie.Więc kiedy się spotkaliśmy, uzna­łem za swój obowiązek powiedzieć jej.- wzruszyłem ra­mionami.- Powiedziałeś jej o Julie?W jej głosie zabrzmiał autentyczny popłoch.- Nie macie się czego obawiać.Prochy nic nikomu nie powtórzą.- Nie chodzi mi o to.- Znów spuściła wzrok - Bardzo się tym przejęła?- Pozornie nie.Gdybym mógł przypuścić.Próbowa­łem zachować się uczciwie.Nie chciałem, żeby na mnie czekała.Znów milczenie, a patem June powiedziała cicho: - Jeśli to prawda, to nie rozumiem, jak mogłeś.pozwolić nam brnąć dalej.- Bo byłem nieprzytomnie zakochany w twojej siostrze.- Przecież Maurice ostrzegał cię.- Czyż on kiedykolwiek mówił prawdę?Znów milczała zastanawiając się.Jej zachowanie ule­gło zmianie, przestała udawać, że przeszła na moją stroną.Spojrzała mi w oczy.- Nicholas, to bardzo ważne.Mówisz prawdę?- Mogę ci tego dowieść.Chcesz?- Proszę cię - powiedziała przepraszającym tonem.- W porządku.Za dwie minuty czekam na ciebie przy bramie.Przyjdziesz, dobrze, nie przyjdziesz, jeszcze lepiej.Jeśli chodzi o mnie, to możecie wszyscy iść do diabła.Odwróciłem się i odszedłem, zanim zdążyła odpowie­dzieć.Umyślnie nie oglądałem się czy za mną idzie.Ale kiedy otwierałem furtkę, zobaczyłem ją o jakieś sto jar­dów ode mnie w świetle błyskawicy.Kiedy w dwie minuty później wróciłem z listem Ann Taylor i wycinkami z prasy, zobaczyłem, że jeszcze stoi z drugiej strony drogi, naprzeciw bramy.W oświetlonych drzwiach pojawił się Barba Vassili, ale udałem, że go nie widzę.June podeszła do mnie i wzięła kopertę, którą mil­cząco wcisnąłem jej do ręki.Nie umiała ukryć zdener­wowania, wyjmując z koperty list upuściła go i musia­ła się po niego schylić.Potem odwróciła się, by padające z portierni światło umożliwiło jej czytanie.Najpierw prze­czytała list Ann Taylor, przez chwilę patrzyła w ciem­ność, potem rzuciła okiem na wycinki.Nagle zamknęła oczy i schyliła głowę, jakby się modliła.Bardzo powoli włożyła wszystko z powrotem do koperty i podała mi ją.Wciąż miała schyloną głowę.- Strasznie mi przykro.Sama nie wiem, co powiedzieć.- Nareszcie.- Przysięgam, że nie wiedzieliśmy.- Teraz wiecie.- Powinieneś był nam powiedzieć.- Żeby Maurice poinformował mnie, że to właśnie jest komedia życia.To ją zabolało.- Gdybyś wiedział.Nie, Nichoias, to nie było fair.- Gdybym wiedział co?Spojrzała na mnie poważnym wzrokiem i spuściła oczy.- Naprawdę nie wiem, co powiedzieć.To musiało być.- Niewłaściwy czas.- Tak, ja.strasznie mi przykro.- Nie ty tu jesteś winna.Potrząsnęła przecząc głową.- Owszem.W pewien sposób ja.Ale nie wyjaśniła, dlaczego.Przez chwilę staliśmy jak dwoje obcych sobie ludzi nad czyimś grobem.Znów się błysnęło i to jakby pomogło jej w podjęciu decyzji.Na jej twarzy pojawił się cień współczującego uśmiechu i do­tknęła mego rękawa.- Poczekaj chwilę.Odwróciła się, weszła furtką i podeszła do Barby Vassiliego, który leniwie nam się przyglądał stojąc w drzwiach.- Barba Vassili.- usłyszałem, że mówi coś po grec­ku, bardzo szybko, dużo płynniej ode mnie.Zresztą po pierwszych paru słowach mówiła zbyt cicho, żebym mógł zrozumieć.Zobaczyłem, że stary kiwa głową raz, potem drugi, tak jakby słuchał instrukcji.Potem June wróciła do bramy, zatrzymała się o jakieś sześć stóp ode mnie i spojrzała na mnie skruszonym wzrokiem.- Chodź.- Dokąd?- Do domu.Czeka na ciebie Julie.- To co u diabła znaczyło to wszystko.- Nieważne.- Spojrzała ha chmury.- Mecz został przerwany.- Jakoś szybko nauczyłaś się po grecku.- Spędzam tu trzecie lato.Uśmiechnęła się łagodnie, żeby rozbroić mój gniew, potem podeszła do mnie i wzięła mnie za ręce tak, że­bym musiał spojrzeć jej w oczy.- Proszę cię, zapomnij o wszystkim, co ci dziś naopo­wiadałam.Nazywam się June Holmes.A ona ma na imię Julie.I mamy zwariowaną na naszym punkcie matkę, choć nie mieszka ona w Cerne Abbas.- Nie poddawa­łem się.A ona mówiła dalej: - Matka pisze takie właśnie listy.Ale ten wymyśliłyśmy my.- A co z Joem?- Julie.bardzo go lubi.- Oczy jej nabrały oschło­ści.- Ale mogę cię zapewnić, że z nim nie sypia.- Zaczęła się niecierpliwić, nie wiedziała, jak mnie ułagogodzić i przekonać.Podniosła błagalnie rękę.- Nicholas.Błagam cię, zaufaj mi.Na tych parę minut, aż znajdzie­my się w domu.Przysięgam ci na Boga, że nic nie wie­działyśmy o twojej przyjaciółce.Gdybyśmy wiedziały, na­tychmiast przestałybyśmy cię dręczyć.Musisz w to uwie­rzyć.- Mówiła z przekonaniem, wydawała się inną oso­bą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •