[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby groziło mu zwyczajne mordobicie, stawiłby czoło niebezpieczeństwu, ale perturbacje natury moralnej, niepewność, wyrzuty sumienia i obawy przed konsekwencjami popełnionych czynów, były dla niego nie do zniesienia.Musiał uciec od tego wszystkiego na inny kontynent i ta ucieczka wreszcie mu się powiodła.Antoinette nie wpadła ani w bezdenną rozpacz, ani w dziką furię tylko dzięki temu, że pocieszyciel był pod ręką.Stanowił sobą rzadki zbieg okoliczności.***Florek niepokoił się o Justynę bardziej niż jej rodzona babka.Znał jaśnie panienkę i doskonale wiedział, że jest zdolna do wybryków, wobec których wpadanie do błotnistych stawów stanowi drobiazg, niegodzien wzmianki.Odjechała do tej Anglii sama, bez żywej duszy przy sobie, Bóg raczy wiedzieć co ją tam mogło spotkać! Uparł się dostarczyć jej opieki.Już pięć lat wcześniej ściągnął do Francji swojego młodszego brata.Polska wieś nie płynęła mlekiem ł miodem do tego stopnia, żeby chłopak z wielodzietnej rodziny wzdragał się ją porzucić.Całe rodzeństwo Florka opływało wprawdzie w dostatki z racji zasług najstarszego brata, ale gruntu im przez to nie przybyło i kolejna gęba, bogacąca się gdzieś w świecie, stanowiła samą korzyść.Edukacja młodzieży, dzięki państwu Przyleskim, stała na wysokim poziomie, młodszy brat Florka szkoły ukończył i nawet języków obcych poduczył się nieco, bo wysyłany bywał do Gdańska, gdzie państwo likwidowali dawne interesy.Przenosili je do Anglii i ówże Marcinek, brat Florka, już po kilku wojażach w charakterze gońca różne angielskie słowa zapamiętał.Francuskie znał nieźle, bo za przykładem brata u państwa się uczył.Klementyna na przyjazd kolejnego wiernego sługi chętnie się zgodziła, a Marcinek nadawał się do wszystkiego i po pięciu latach prawie mógł już zastąpić jej francuskiego plenipotenta.Wyrósł przy tym na pięknego chłopaka, za którym dziewczyny ostro latały, w nim jednakże cechy narodowe trwały i rozpusta mu nie była w głowie.Jeszcze pomocnik jubilera pętał się po trasie z Havru do Paryża, kiedy już Marcinek wysiadał z pociągu w Calais.Zatroskany Florek wysłał go do ostatniego miejsca pobytu panienki z zaleceniem podążenia za nią dalej, do Anglii, gdyby zaszła taka potrzeba.Odnalezienie Justyny w Londynie nie przedstawiało sobą wielkich trudności, bo pan Broomster, plenipotent rodziny, stanowił niejako skrzynkę kontaktową.Zorientowany w sytuacji ogólnej nie gorzej niż Klementyna, Marcinek zaczął od wizyty u narzeczonej pomocnika jubilera, pełen nadziei, że dowie się więcej.Skoro pokojówka czekała tyle czasu, musiała tam panienka jakąś rozmowę prowadzić i w ogóle coś robić.Mogło to stanowić wskazówkę.Jeszcze zgnębiona i zdenerwowana Antoinette ujrzała nagle w progu swego domu młodzieńca, któremu pomocnik jubilera urodą do pięt nie sięgał.Sama Antoinette zresztą też była nie od macochy, ponadto miała kolosalny wdzięk.Marcinek spojrzał w ogromne piwne oczy, zasnute mgiełką melancholii, i widok za serce go chwycił.Trzymał się jako tako aż do trzeciej kolejnej wizyty.Do Anglii wcale nie pojechał, bo telegramy od brata zawierały treść uspokajającą, panienka dawała sobie radę i wyglądało na to, że nawet łapie męża, za to jakoś dziwnie ugruntowało się w nim przekonanie, że tu, w Calais, jest mnóstwo spraw do wyjaśnienia i nijak bez tego wyjaśnienia nie może stąd odjechać.Tajemnicza siła wmówiła w niego, a nieco później i we Florka, że tu właśnie powinien na powrót panienki czekać.Trzecia wizyta u młodej damy zbiegła się z otrzymaniem przez nią korespondencji o tej upiornej Ameryce i Marcinek pękł.Z zapałem przystąpił do osuszania łez mniej rozpaczy, a więcej gniewu, bo przecież wyraźnie mówiła, że do żadnej Ameryki nie jedzie! Wystawiono ją rufą do wiatru i będzie musiała się utopić, a brzeg morski blisko! Nie wierzy już w nic i nikomu, a w szczególności mężczyznom.!Jasną jest rzeczą, że takie poglądy wymagały skorygowania.Marcinek postarał się z całej siły i dzięki temu, kiedy przyszła wieść o ucieczce byłego narzeczonego, Antoinette mogła już znieść ją spokojnie.Sakwojażyk niewiernego nadal tkwił w szufladzie.Kontakty z nowym wielbicielem nie weszły jeszcze w fazę, wymagającą wystrzałowej nocnej koszuli i peniuaru, Antoinette zatem w ogóle o nim nie pamiętała.Rysowała się przed nią interesująca przyszłość, którą należało się zająć.Ten drugi narzeczony był jeszcze lepszy niż pierwszy i z pewnością przewyższał wszystkich kandydatów miejscowych, nie wspominając nawet przybyszów z obcych stron.Marynarz, który większą część życia spędza na morzu, rybak, ustawicznie narażony na kaprysy oceanu, uzależniony od fanaberii ryb, to było do niczego, nie podobało się jej, wolała stałego męża na lądzie.I w końcu mogła przecież opuścić Calais, mogła nawet opuścić Francję, byle tylko pozostać w Europie.Żadnych obcych kontynentów, do których trzeba płynąć po niezmierzonej wodzie! Antoinette bała się wody.Ten narzeczony do Ameryki się nie pchał, miał wysoko postawionych protektorów, w dwóch krajach nawet, tyle że też odjeżdżał, mieszkał w pewnym oddaleniu i należało go do siebie porządnie przywiązać.Chciała, żeby ją stąd zabrał po ślubie.Chęć wyjazdu z Calais zalęgła się w niej niedawno i stopniowo nabierała rumieńców, jej ojciec bowiem, mężczyzna w sile wieku, owdowiały przed czterema laty, nabierał wyraźnej ochoty na ponowny ożenek, Antoinette zaś przywykła już do panowania w domu.Znała wybrankę.Stanowczo wolała wyjść za mąż wcześniej niż ojciec ją tu wprowadzi, i zainkasować swój posag, zanim energiczna dama położy rączkę na mężowskich funduszach.Pomocnik jubilera byłby ją zabrał do Paryża, ale okazał się półgłówkiem, jego następca, ten piękny Marcin, mógł ją zabrać jeszcze dalej.Byle nie zwlekać zbyt długo.Marcinek twardo czekał na pannę Justynę i grzązł coraz głębiej, niespokojny trochę, jak starszy brat i pani hrabina potraktują jego zamiary matrymonialne.Samodzielności się nie bał, czymś tam własnym już dysponował, interesy różne umiał załatwiać, chciał tylko uniknąć zadrażnień uczuciowych, bo lubił spokój i przyjaźń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]