[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była też ślepa.Obaj Wickanie umilkli.Jeden marszczył brwi, a drugi spoglądał spode łba.Stojący z boku Kulp wydał odgłos, który brzmiał jak zdławione chrząknięcie.Duiker uniósł powoli brwi.– Przykro mi, Bult – odparł.– Choć brałem udział w tej bitwie, nie przypominam sobie ani Coltaine’a, ani ciebie.Zresztą nie widzę, byś poniósł jakiś szczególny uszczerbek na urodzie.Weteran skinął głową.– Faktycznie, trzeba się przyjrzeć uważnie.– Być może nadszedł już czas, by skończyć z tą zabawną wymianą uprzejmości i rozpocząć obrady – odezwał się Mallick Rel.– Kiedy będę gotowy – rzucił od niechcenia Coltaine, nadal spoglądając na Duikera.Bult chrząknął.– Powiedz mi, historyku, co ci przyszło do głowy, że przyłączyłeś się do bitwy, nie mając broni?– Być może straciłem ją w zamieszaniu.– Tak nie było.Nie miałeś pasa, pochwy ani tarczy.Duiker wzruszył ramionami.– Jeśli mam spisywać historię tego imperium, muszę być tam, gdzie się ona dokonuje.– Czy zapisując kroniki oddziałów Coltaine’a, wykażesz się równie lekkomyślnym zapałem?– Zapałem? Och tak, z pewnością.Jeśli jednak chodzi o lekkomyślność – Duiker westchnął – to, niestety, nie jestem już tak odważny jak ongiś.W dzisiejszych czasach nie wybieram się na bitwę bez zbroi, krótkiego miecza i tarczy.A także hełmu.Do tego otaczają mnie strażnicy i staram się trzymać w odległości kilku mil od ognia walki.– Wiek dodał ci mądrości – zauważył Bult.– Obawiam się, że w niektórych sprawach niezbyt wiele.– Zwrócił się w stronę Coltaine’a.– Ośmielę się służyć ci radą, pięści.– Budzi to twoje obawy, gdyż usłyszę od ciebie rzeczy, które mi nie przypadną do gustu – stwierdził Coltaine, przenosząc spojrzenie na Mallicka Rela.– I być może, usłyszawszy je, rozkażę Bultowi, by tym razem uśmiercił cię na dobre.To wiele mi mówi o sytuacji w Arenie – dokończył.– Nie wiem o niej za dużo – przyznał Duiker, czując, jak pod bluzą ścieka mu pot.– Ale o tobie wiem jeszcze mniej, pięści.Twarz Coltaine’a nie zmieniła wyrazu.Pięść przypominał Duikerowi kobrę, która prostuje się przed nim powoli, przeszywając go zimnym, nieruchomym spojrzeniem.– Mam pytanie – odezwał się Mallick Rel.– Czy rada już się rozpoczęła?– Jeszcze nie – odpowiedział powoli Coltaine.– Czekamy na mojego czarnoksiężnika.Kapłan Maela zaczerpnął raptownie tchu.Stojący z boku Kulp postąpił krok naprzód.Duikerowi zaschło nagle w gardle.Odchrząknął.– Czy to nie na rozkaz cesarzowej, w pierwszym roku jej panowania, wszystkich wickańskich czarnoksiężników, hmm, wyłapano? Czy potem nie doszło do masowej egzekucji? Przypominam sobie, że widziałem na zewnętrznych murach Unty.– Konali wiele dni – odezwał się Bult.– Wisieli na żelaznych szpikulcach, dopóki wrony nie przyleciały po ich dusze.Prowadziliśmy na mury miejskie nasze dzieci, żeby zobaczyły starszyznę plemienną, której odbierano życie na rozkaz krótkowłosej kobiety.Naznaczyliśmy je bliznami pamięci, żeby prawda żyła dalej.– To była ta sama cesarzowa, której teraz służycie – zauważył Duiker, patrząc Coltaine’owi prosto w twarz.– Krótkowłosa kobieta nic nie wie o wickańskich zwyczajach – wyjaśnił Bult.– Wrony, które nosiły w sobie dusze największych czarnoksiężników, wróciły do naszego ludu, by dać im możliwość powtórnych narodzin.W ten sposób odzyskaliśmy moc naszej starszyzny.Wtem otworzyły się boczne drzwi, których Duiker dotąd nie zauważył.Do pokoju weszła wysoka, krzywonoga postać.Jej twarz ukrywał kaptur o kształcie koziej głowy, który teraz zdjęła, odsłaniając gładką twarz najwyżej dziesięcioletniego chłopca.Jego ciemne oczy spojrzały w oczy historyka.– To jest Sormo E’nath – przedstawił go Coltaine.– Sormo E’nath był starcem i stracono go w Uncie – warknął Kulp.– Był najpotężniejszym z czarnoksiężników i cesarzowa upewniła się, że nie uciekł.Powiadają, że umierał na murze jedenaście dni.To nie jest Sormo E’nath.To tylko chłopiec.– Jedenaście dni – mruknął Bult.– Jego duszy nie mogła pomieścić jedna wrona.Codziennie przylatywał nowy ptak, aż zabrały ją całą.Jedenaście dni, jedenaście wron.Taka była moc Sorma, jego wola życia i w taki sposób zaszczyciły go czarnoskrzydłe duchy.Przyleciało po niego jedenaście.Jedenaście.– Pradawne czary – wyszeptał Mallick Rel.– Wzmianki o podobnych sprawach można znaleźć w najbardziej starożytnych zwojach.Ten chłopiec nazywa się Sormo E’nath
[ Pobierz całość w formacie PDF ]