[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Ty, ojciec Metona! Ty również walczyłeś pod Pistorią wraz z Wybawcą.Kiedy Cezar powróci, by zająć Massilię, ty będziesz świadkiem chwili, w której obejmie w posiadanie orli sztandar.Widzisz, jak bogowie prowadzą wszystko ku kulminacji? Nici, które przędą z naszych śmiertelnych żywotów, układają się w deseń widoczny tylko z niebios.My tu, na ziemi, możemy się go tylko domyślać.– Pokręcił głową z uśmiechem zadziwienia nad tym splotem wydarzeń.Wąskie pomieszczenie wydało mi się nagle duszne i ciasne, a rozrzucone bezładnie skarby równie jarmarczne jak ciżba posągów w komnatach nad naszymi głowami.Sam orli sztandar, któremu przez chwilę szczery entuzjazm obu akolitów przydał magicznego uroku, był w końcu też tylko przedmiotem, pięknym i drogocennym, ale wykonanym ludzką ręką dla jakże ludzkich celów, a teraz zepchniętym do roli kolejnego wśród tysięcy eksponatów w posiadaniu bezwstydnego chciwca.Pokręciłem głową.– A co mnie to wszystko obchodzi? Mój syn nie żyje.Publicjusz i Minucjusz wymienili znaczące spojrzenia.Publicjusz odchrząknął i rzekł:– Otóż w tym się mylisz, Gordianusie.Twój syn nie zginął.Wlepiłem w niego nagle otępiały wzrok.Kątem oka zobaczyłem, że orzeł jakby się poruszył; złudzenie wywołane grą światła.– Co powiedziałeś?– Meto żyje.Och, wszyscy.poza nami.myślą, że zginął.Tylko my wiemy, że tak się nie stało.My go widzieliśmy.– Widzieliście Metona? Żywego? Gdzie? Kiedy?!– Niejeden raz od chwili, kiedy to rzekomo utonął.– Minucjusz wzruszył ramionami.– Przychodzi, kiedy się tego najmniej spodziewamy.Częścią jego zadania jest przygotowanie drogi Cezarowi, a do tego celu oczywiście srebrny orzeł musi być gotowy.– Do Hadesu ze srebrnym orłem! – krzyknąłem, przerywając mu.Dawus złapał mnie za ramię.– Do Hadesu z Cezarem! Może się tam spotkać z Katyliną, nie dbam o to! Gdzie jest Meto? Kiedy mogę go zobaczyć?Cofnęli się obydwaj jak przed ciosem, spojrzeli na sztandar, po czym spuścili oczy, jak gdyby wstydzili się, że przyprowadzili tu bluźniercę.– Wiele wycierpiałeś, Gordianusie – wycedził Publicjusz przez zaciśnięte zęby.– Doceniamy twoje poświęcenie.Mimo to nie może ono usprawiedliwiać bezbożności.– Bezbożności? Przywiodłeś mnie do tego.do takiego.– Nie mogłem znaleźć odpowiednich słów, by opisać dom Werresa.– I ty mnie oskarżasz o bezbożność? Chcę się, widzieć z moim synem.Gdzie on jest?– Nie wiemy – odrzekł potulnie Minucjusz.– Przychodzi do nas w wybranym tylko przez siebie czasie i miejscu.Podobnie jak Katylina.– Co?– O tak, na ulicach Massilii całkiem często widujemy Katylinę.– Minucjusz pokręcił głową.– Mówisz, że on jest w Hadesie, ale się mylisz.Jego lemur nigdy nie spoczął, nigdy nie opuścił ziemi od bitwy pod Pistorią.Wybawca chciał tu przybyć za życia, więc jego lemur zjawił się tu po śmierci.Przybiera czasami postać wróżbity, skrywając się pod opończą i kapturem, aby nikt nie widział jego twarzy ani rany po uciętej głowie.Przypomniał mi się wieszczek nazwany przez żołnierzy Rabidusem, który nie wiedzieć skąd zjawił się w świątyni z xoanon Artemidy i jechał z nami aż po zniszczony las nieopodal Massilii.Zakapturzona postać powiedziała mi: „Nic w tej okolicy nie jest tym, czym się wydaje”, a nieco później do eskortujących nas żołnierzy: „Wiem, po co ten Rzymianin tu przyjechał.On przybył szukać syna.Powiedz Rzymianinowi, żeby wracał do domu.Nie ma tu żadnego interesu.W żaden sposób nie może pomóc swemu synowi”.Skarbiec wydał mi się nagle zimny jak grobowiec.Zadrżałem i zacisnąłem mocno zęby.– A więc Meto przychodzi do was.– Gardło jakby mi nagle spuchło, słowa z trudem wydobywały się z krtani.– Meto przychodzi do was jako lemur.Tak jak Katylina?Publicjusz wzruszył ramionami.W jego głosie nie było już gniewu.– Kto to wie? Czy zresztą ma to znaczenie? Meto odegrał swą rolę w historii orlego sztandaru, tak jak wcześniej Katylina.Tak jak może i ty odegrasz swoją, Gordianusie.Po co inaczej bogowie przywiedliby cię do Massilii?– No właśnie, po co? – mruknąłem.Czułem wewnętrzną pustkę, podobnie jak w najgorszych chwilach w domu Ofiarowanego.Opuściły mnie resztki gniewu, nadziei, a nawet pogardy, jaką żywiłem dla tych minoderyjnych wyznawców dziwnego kultu.Spojrzałem na Werresa, który patrzył na mnie z ironią, ledwo wstrzymując śmiech.Zabrakło mi energii nawet na to, by czuć doń odrazę.Nie pozostały we mnie żadne uczucia.– Zabierz mnie stąd, Dawusie – szepnąłem.– Muszę wyjść na powietrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]