[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uwalniając demonicę, stracili Deluma, a to słowa Bairotha doprowadziły do tego nieszczęsnego wydarzenia.Karsa słabo rozumiał podobne uczucia, tę potrzebę ukarania samego siebie.To Delum popełnił błąd, wyciągając miecz przeciw demonicy.Obolałe żebra Karsy świadczyły o tym, że kobieta była mistrzynią sztuki walki.Zaatakowała z niewiarygodną szybkością.Karsa nigdy w życiu nie widział tak szybkiej istoty, nie wspominając już o walce z nią.Trzej Teblorzy byli wobec niej jak dzieci.Delum powinien był natychmiast to zrozumieć i powstrzymać się, tak jak Bairoth.Postąpił głupio i teraz czołgał się z psami.Twarze w Skale nie miały litości dla głupich wojowników.Dlaczego Karsa Orlong miałby być inny? Bairoth Gild folgował sobie, robił z żalu, litości i wyrzutów słodki nektar, od którego błąkał się na oślep niczym udręczony pijak.Cierpliwość Karsy szybko się wyczerpywała.Muszą wznowić podróż.Jeśli cokolwiek pozwoli Delumowi Thordowi wrócić do siebie, to tylko bitwa, krwawy szał, który brutalnie budzi duszę.W górze ścieżki rozległy się kroki.Kąsacz odwrócił głowę, lecz tylko na chwilę.Pojawił się Bairoth Gild, dźwigający na ramieniu upolowaną kozicę.Zatrzymał się, by przyjrzeć się Delumowi Thordowi, wypuścił zdobycz, która spadła na ziemię z głośnym łoskotem i stukiem kopyt, po czym wyciągnął rzeźnicki nóż i uklęknął obok niej.– Straciliśmy kolejny dzień – zauważył Karsa.– Trudno tu znaleźć zwierzynę – wyjaśnił Bairoth, otwierając brzuch kozicy.Zniecierpliwione psy otoczyły go półkolem.Delum podążył za ich przykładem.Bairoth wycinał ociekające krwią narządy i rzucał je zwierzętom, lecz żadne z nich się nie poruszyło.Karsa trącił Kąsacza w bok.Przewodnik stada wstał i ruszył w stronę Bairotha.Trójnoga suka kuśtykała za nim.Kąsacz obwąchał kolejno wszystkie kąski i zdecydował się na wątrobę, natomiast jego towarzyszka wybrała serce.Oba psy oddaliły się truchtem, a pozostałe rzuciły się na resztę, warcząc i szczerząc kły.Delum wyrwał jednemu z nich płuca z paszczy, odsłaniając groźnie zęby, po czym odczołgał się na bok ze swym łupem.Kąsacz wstał i potruchtał do rannego wojownika, który zaskomlał, wypuścił płuca z zębów i przykucnął ze zwieszoną głową.Pies lizał przez chwilę zbierającą się wokół narządu krew, po czym wrócił do swego posiłku.Karsa chrząknął.– Sfora Kąsacza zdobyła nowego członka – oznajmił.Nie słysząc odpowiedzi, spojrzał na Bairotha, który gapił się na Deluma z przerażoną miną.– Widzisz jego uśmiech, Bairothu Gild? Delum Thord znalazł szczęście, a to świadczy, że już do nas nie wróci.Po cóż miałby to robić?Bairoth spojrzał na swe okrwawione dłonie, na nóż lśniący czerwono w blasku zachodu.– Czy nie czujesz żałoby, wodzu wojenny?– Nie.On żyje.– Lepiej, żeby nie żył! – warknął Bairoth.– To go zabij.W oczach Bairotha rozbłysła nienawiść.– Karso Orlong, co ona ci powiedziała?Karsa zmarszczył brwi, słysząc to niespodziewane pytanie, po czym wzruszył ramionami.– Przeklęła mnie za moją niewiedzę.Jej słowa nie mogły mnie zranić, bo wszystko, co mówiła, było mi obojętne.Bairoth przymrużył powieki.– Chcesz to, co się wydarzyło, obrócić w żart? Wodzu wojenny, nie uznaję już twego zwierzchnictwa.Nie będę strzegł twego boku w tej twojej przeklętej wojnie.Straciliśmy zbyt wiele.– Jest w tobie słabość, Bairothu Gild.Wiedziałem o tym od dawna.Już od lat.Nie różnisz się od tego, czym się stał Delum Thord.To właśnie ta prawda tak cię dręczy.Czy naprawdę sądziłeś, że wszyscy wrócimy z tej wyprawy bez szwanku? Czy wierzyłeś, że jesteśmy odporni na ciosy wrogów?– Wydaje ci się.Karsa wybuchnął okrutnym śmiechem.– Jesteś głupcem, Bairothu Gild.W jaki sposób udało się nam dotrzeć tak daleko? Przedostać się przez ziemie Rathydów i Sunydów? Wyjść cało ze stoczonych bitew? Nasz triumf nie był darem Siedmiu.Sukces zawdzięczamy umiejętności władania mieczem oraz mojemu przywództwu.Ty jednak widziałeś we mnie jedynie brawurę godną młodzieńca, który dopiero niedawno wstąpił na ścieżkę wojownika.Oszukiwałeś samego siebie i znajdowałeś w tym pocieszenie.Nie jesteś ode mnie lepszy, Bairothu Gild.W niczym.Bairoth Gild wytrzeszczył oczy.Jego karmazynowe dłonie drżały.– A teraz słuchaj – warknął Karsa.– Jeśli chcesz wrócić żywy z tej podróży, ocaleć przed moim gniewem, radzę, byś ponownie nauczył się wartości posłuszeństwa.Twoje życie jest w rękach wodza.Idź za mną do zwycięstwa, Bairothu Gild, albo padnij po drodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]