[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Narvane powitał mnie ruchem oczu.Shoen kiwnął głową, Kij uniósł dłoń,Zwietlik zaś oznajmił: Dobrze pana widzieć, szefie, bo już zacząłem myśleć, że jest pan mitem. Skoro zacząłeś myśleć, to już jest olbrzymi postęp.Idziemy, panowie!Tym razem Loiosh nie musiał się domagać, by mógł jako pierwszy znalezć sięza drzwiami.Za nim wyszli Narvane i Zwietlik, potem ja, a na końcu pozostałychdwóch.Tym razem Kragar został w biurze.Skręciliśmy w lewo i skierowaliśmy się ku Malak Circle.Pozdrowiłem kilkuklientów, których znałem osobiście, i kilka osób pracujących dla mnie.I miałemwrażenie, że okolica przestała być aż tak ospała jak ostatnim razem, co sprawiłomi dużą ulgę.Nie oznaczało to naturalnie, że przestało się wyczuwać napięcie, zato zdecydowanie mniej było apatii.Dotarliśmy do tawerny Fountain , a potem do znajomych drzwi z lewej stro-ny.Odezwałem się pierwszy raz od wyjścia z biura: Kij. Hm? Tu się zaczęły kłopoty.Laris otworzył na piętrze salon gry, nie pytając mnieo zgodę. Mhm. Z tego co wiem, nadal działa.Zwietlik i Shoen poczekają tu ze mną. Jasne.I bez dalszego zbędnego gadania ruszył ku drzwiom.Narvane poszedł za nim, w ogóle się nie odzywając.Oparłem się o ścianęi czekałem.Po obu stronach i nieco z przodu miałem Zwietlika i Shoena gotowychdo akcji. Pilnuj od góry, Loiosh poleciłem. Już to robię, szefie.Czekanie nie trwało długo.Najpierw na górze z prawej coś łomotnęło, a mo-ment pózniej rozleciało się z trzaskiem i brzękiem.Wraz z resztkami okna wy-leciał ktoś z piętra i znieruchomiał o dziesięć stóp ode mnie.Może minutę póz-niej pojawili się Narvane i Kij.Ten ostatni trzymał coś w zaciśniętej lewej dłoni.Dzierżoną w prawej pałką wyrysował przede mną kilka kwadratów, czemu przy-glądałem się z rosnącym zaskoczeniem, ale nim zdążyłem się odezwać, zauwa-żyłem, że wokół zaczyna gromadzić się tłumek ciekawskich, więc uśmiechnąłemsię promiennie i czekałem.Kij skończył i otworzył lewą pięść, wysypując na kwadraty kilkanaście czar-nych i białych kamieni. Małą partyjkę, szefie? zaproponował.118 Dzięki.Nie gram.Pokiwał głową ze zrozumieniem. Brak perspektyw burknął.Ruszyliśmy w dalszą drogę.* * *Kiedy wróciłem do biura, mogłem z zadowoleniem poinformować Kragara,że w tym tygodniu spodziewam się zwiększonych wpływów.Burknął coś pod nosem. Możesz coś dla mnie zrobić? spytałem. Co? Odwiedz tego gościa, który dał nam cynk o zamachu, i sprawdz, czy niewywiedział się czegoś więcej. Osobiście? Właśnie.Twarzą w twarz, że się tak wyrażę. Dlaczego? Nie wiem.Chodzi mi o twoją opinię o nim.czy jest wyjątkiem, czymożemy liczyć na innych podobnych.mam dziwne przeczucie, że ta wizyta sięopłaci.Kragar wzruszył ramionami, ale nie protestował. Dobra.A nie narazimy go w ten sposób? Nie, bo i tak nikt cię nie zauważy. Dobra burknął. Kiedy? Na przykład zaraz.Westchnął, co było miłą odmianą, i wyszedł. I co dalej, Loiosh? spytałem. Dobre pytanie.Może by odszukać Larisa? Z dziką rozkoszą.Tylko powiedz mi jak? Gdyby się ścierwo nie zabezpieczyłprzed czarami, zaryzykowałbym załatwienie go z marszu bez rozpoznania. Gdybyśmy nie byli zabezpieczeni przed magią, zrobiłby z nami to samo! Fakt.Tyle że niczego nie zmienia.Loiosh. No?! Mam takie wrażenie, jakbym cię ostatnio zaniedbywał.wiesz, od chwilipoznania Cawti.przepraszam, stary.Polizał mnie po uchu. Nie ma sprawy, szefie.Rozumiem: w końcu też pewnie kogoś sobie znajdę. Mam nadzieję.Chyba.Powiedz mi, czy ostatnio zachowuję się normalnie?Chodzi mi o to, czy przez Cawti nie jestem bardziej roztargniony albo coś.czy119nie zaniedbuję interesów? Może trochę, ale nie ma się co martwić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]