[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zcałej siły przycisnął krążek do twarzy mężczyzny.Urządzenie wydało kilka cichych dzwięków.Na policzkach nieznajomego zakwitłyrumieńce.Pilot jęknął, a jego oczy skupiły się na twarzy Calrissiana.Nie czekając, ażkoniec lufy blastera ostygnie, hazardzista przycisnął go do lewego kolana żołnierza.- No, dobrze, asie.Teraz powiesz mi, co masz do powiedzenia, ale postaraj się, żeby niezajęło ci to dużo czasu.A przede wszystkim, nie wykonuj żadnych nagłych ruchów.Zradością skorzystam z każdej okazji, aby po kolei rozwalać twoje stawy.Opuszka wskazującego palca hazardzisty zbielała, przyciśnięta do guzika spustowegoblastera.Nieznajomy pilot nie mógł tego nie zauważyć.- Nazywam się Klyn Shanga - zaczął i westchnął.- Powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć,ale obiecaj mi, że kiedy skończę, zrobisz użytek z tego blastera.Jeden skuteczny, celnystrzał i życie steranego wojaka dobiegnie końca.Co ty na to, kolego?Lando był tak zaskoczony, że skierował lufę blastera ku płytom podłogi.- Odpowiem ci, kiedy usłyszę, co masz do powiedzenia - odparł, kiedy trochę oprzytomniał.- Klyn Shanga.Co to za nazwisko?Przykucnął na podłodze obok nieznajomego, ale nie przestał zerkać jednym okiem namałego androida.Vuffi Raa leżał nieruchomo.Shanga pokręcił głową i westchnął po raz drugi.Zapewne usiłował pogodzić się z porażką.Całkiem możliwe, że miał w tym dużą wprawę.- To nazwisko nieżywego mężczyzny, przyjacielu.Nazwisko martwego człowieka.A kim104 @ Lando Calrissian i Ogniowicher Oseonaty jesteś, na Wielkie Imię, i dlaczego walczysz przeciwko podobnym do siebie ludziom,mając taką pokrakę za wspólnika?- Nazywam się Lando Calrissian i jestem kapitanem  Sokoła Milenium - odparł rzeczowohazardzista.- A ta  pokraka jest moim androidem- pilotem i przyjacielem, przyjacielu.Nazywa się Vuffi Raa i jeszcze nigdy nie skrzywdził najmarniejszego owada.Nie pozwalamu na to oprogramowanie.Pilot zamrugał.- Android? Sam ci to powiedział? To wyjaśniałoby zagadkę chromowanej powłoki, dziękiktórej tylko z trudem go poznałem.Ale jednak poznałem! Nie zapomina się pokraki,która unicestwiła twoją cywilizację!Lando podrapał się po głowie.- Bądz rozsądny, człowieku.Jakim cudem mógłby mały android.a poza tym, tak czyowak, powiedziałem ci prawdę.Vuffi Raa jest automatem.Sam widziałem, jak dzieliłsię na części.Posłuchaj uważnie.Jeżeli został całkowicie zniszczony.A przy okazji,czy wiesz, dlaczego zwinął się w kłębek i sprawia wrażenie wyłączonego? Dlatego, żeokoliczności zmusiły go do zaatakowania i obezwładnienia innej inteligentnej istoty.Musiał to zrobić, ponieważ chciał obronić siebie i mnie przed tobą.Shanga rozluznił mięśnie i przez kilka chwil leżał nieruchomo.Pózniej obrócił głowę icicho jęknął.- Na Wielkie Imię, nie mam najmniejszego pojęcia, o co w tym wszystkim może chodzić!Rozdzielił się na części? Oprogramowanie zabrania mu atakowania istot obdarzonychinteligencją? Czy nie zechciałbyś poczęstować mnie papierosem, kolego?Na twarzy Calrissiana zagościł ponury uśmiech.- Właśnie miałem poprosić cię o to samo, Klynie Shango.- Klynie Shango? - odezwał się cichutko ktoś, leżący w kącie pomieszczenia.- Czyrzeczywiście tak brzmi twoje nazwisko? Mistrzu, wydaje mi się, że potrafiłbym uchylićrąbka tej tajemnicy.I to zaraz.- Vuffi Raa! - wykrzyknął uradowany hazardzista.Tymczasem nieznajomy pilot ponownienapiął wszystkie mięśnie.- Nie znasz mnie, dziwna istoto, ale ja znam ciebie doskonale! - warknął.- Pamiętasz, cosię wydarzyło w systemie Renatazji?Robot rozprostował macki, dzięki czemu przestał przypominać srebrzystą kulę.Powoli,jakby z wrodzonym wdziękiem, podszedł do obu mężczyzn, a potem ułożył tors napodłodze i wyciągnął manipulatory.Lando uświadomił sobie, że niemal nigdy niewidział, kiedy robot odpoczywa.Prawdę mówiąc, niezwykle rzadko zmuszały go do tegookoliczności.- Mylisz się, Klynie Shango  powiedział. Pamiętam wszystko doskonale.I odczuwamwiększy żal i wstyd, niż jestem zdolny wyrazić.Mistrzu, jeżeli chcesz wiedzieć, Renatazjabyła kiedyś strasznie zacofanym, prymitywnym światem.Nikt nie pamięta ani nie wie,w jak zamierzchłych czasach osiedlili się tam pierwsi koloniści.Z pewnością miało tomiejsce na długo przed utworzeniem się Republiki.Na długo przedtem, zanim jakikolwiekhistoryk byłby gotów przyznać, że odbywano pierwsze międzygwiezdne loty.Niemniejjednak kolonia istniała, całkowicie odizolowana od reszty cywilizowanych światów.Anione nie wiedziały nic o niej, ani ona o nich.Zapewne przypominasz sobie, mistrzu - ciągnął mały android - że mój poprzedniwłaściciel, od którego wygrałeś mnie, kiedy zawitałeś do systemu Rafy, był antropologiemi rządowym szpiegiem.No cóż, należałem do niego wiele lat - i zapewniam cię, że obajbyliśmy tym równie skrępowani i zażenowani.Pewnego razu, zapewne przez przypadek, odwiedził Renata- zję niezależny dostawca105 @ Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona- trochę podobny do ciebie, mistrzu.Mój były pan otrzymał polecenie skontaktowaniasię z owym człowiekiem i zapoznania z tym, czego się dowiedział.Miał pózniej złożyćszczegółowy raport swoim przełożonym.Liczył na to, że otrzyma nagrodę, ponieważ naogół hojnie nagradzano tych, którzy dokonywali ciekawych odkryć.Wybacz mi, obywatelu Shango.och, jest pan pułkownikiem, nieprawdaż? No cóż, zechcepan mi wybaczyć, pułkowniku, ale pod względem technicznym Renatazja zaliczała siędo światów okropnie zacofanych.Mój pan doszedł do przekonania, że widocznie pierwsikoloniści, zaraz po rym, jak na niej wylądowali, stracili albo zerwali wszelki kontakt zmacierzystym światem.Pomyślał, że w ciągu następnych kilkunastu pokoleń cofnęli się wrozwoju i przemienili w barbarzyńców, a może nawet w istoty jeszcze bardziej zacofane.W rzeczywistości, jak się pózniej okazało, rozwinęli się tak bardzo, że udoskonalili sztukęmiędzygwiezdnych lotów.Wystarczało im jednak, że rozwijając handel, kontaktowali siętylko z planetami należącymi do własnego systemu.Nigdy nie opanowali umiejętnościlatania z prędkościami nadświetlnymi.I właśnie to przyczyniło się do ich zguby.Nasze władze zaliczyły Renatazję do światówupośledzonych pod względem społecznym, a zatem nadających się do przymusowejresocjalizacji.Pod pojęciem tym rozumiano wszechstronną terapię, która w rzeczywistościniemal niczym nie różniła się od bezwzględnego wyzysku.System Renatazji, który niepotrafił się obronić, miał zostać wykorzystany  gdyby okazało się pożądane - do końcawyeksploatowany.Wcześniej jednak trzeba było zbadać, czy nie sprawi jakichś niespodzianek.Mój były właściciel uważał, że najskuteczniejszym oszustwem jest powiedzenie prawdy,oczywiście, odpowiednio spreparowanej i podanej.Rozkazał więc, aby moją błyszczącąmetalową powierzchnię pokryto warstwą latoprenu, do złudzenia przypominającegosubstancję organiczną.Ubrał mnie w strój, odpowiadający moim niekonwencjonalnymkształtom, i towarzyszył w wyprawie na Renatazję Trzy, jedną z planet systemu.Samo lądowanie nie miało w sobie niczego tajemniczego ani podejrzanego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •