[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Clive nie pofatygował się pośpieszyć z informacją, żepisał już do wszystkich gazet w kraju, prosząc o posadękorespondenta wojennego, niestety wszędzie dostawałodpowiedz odmowną.Był za młody i za mało doświadczony,tak mu mówiono - podobnie zresztą, jak mu to wypomniałapanna Kellaway.Potrzebowali starszych i bardziej twardychmężczyzn niż on.Nie wspomniał o tym ojcu, bo nieobchodziło go, co on na ten temat sądzi.Ojciec zawrócił z powrotem na górę, niewątpliwie po to,by uniknąć widoku swego tchórzliwego syna.Clive wszedł dogabinetu i nalał sobie dużą porcję whisky.Był zadowolony, żejego brat Guy, obecnie dziewiętnastoletni, studiuje fizykę wOksfordzie, daleki od dziwacznych żądań ojca, który by wolałwidzieć swojego syna nieżywym, albo rannym, byle się tymmóc pochwalić w swoim beznadziejnym klubie.Poskończeniu państwowej szkoły Clive preferował raczejpraktyczną naukę dziennikarstwa, niż stratę czasu nauniwersytecie.Jego siostra Veronika, która miała dopieroczternaście lat i była w szkole z internatem, twierdziła taksamo: miała zamiar zostać aktorką na londyńskiej scenie.Niewątpliwie czekały ją podobne walki z ojcem, kiedynadejdzie czas.Do pokoju weszła matka Clive'a, Berenice.Pocałowałamiękko syna w policzek.Była już gotowa na spotkanie zpaństwem Guthrie, w sukni z bladoszarego szyfonu iwyszukanych dżetowych kolczykach.- Witaj, kochanie.Miałeś dobry dzień? Opowiedział jej oJoem i o swoim artykule.- Zawiozę go osobiście do Blackpool do EdgaraHendersona, zaraz jutro rano.- Biedny chłopiec.Zaledwie czternastoletni! Założę się,że matka naprawdę jest o to wściekła.- Najbardziej jest wściekła na gościa, który go wciągnąłdo wojska: sierżant policji, wyobraz sobie tylko!Aż zadygotała. - Ohydny człowiek! Och, a propos, Clive, jadłam dziśpodwieczorek z Hester Gainsborough: powiedziała, że chybawkrótce będzie następny pobór.Co zrobisz, jeżeli będzieszmusiał walczyć w tej okropnej wojnie?- Odmówię, jako człowiek odmawiający pójścia dowojska z uwagi na przekonania.- Clive podjął topostanowienie, kiedy tylko pierwszy raz usłyszał słowo pobór".Poszedłby wtedy do pracy w kopalni, alboprowadziłby ambulans na terenach walk, tam, gdzieprzydzielano takich ludzi.- Co ty na to?Matka się roześmiała.- Wszystko mi jedno, kochanie.Lubię myśleć, że mamtrójkę dzieci indywidualistów: dziennikarza, obiecującąaktorkę i fizyka, cokolwiek to znaczy.Znowu się roześmiała.- Biedny ten twój ojciec.W każdym razie zawsze możemnie potępić za to, że mu dałam takie rozczarowującepotomstwo!* * *Około ósmej wieczorem, wkrótce po rozmowie Clive'aDextera z matką w ich wytwornej rezydencji - w zupełnieinnej części Liverpoolu Marta Rossi siedziała w okniemieszkania przy King's Court.Dwoje młodszych dzieci jużspało w drugim pokoju, ona zaś słuchała, jak chłopczykTeresy Mahon szlocha, że aż się serce kraje, a Teresa gouspokaja, wrzeszcząc: - Zamknij się, ty mały gnoju!Słychać też było inne dzwięki.Na schodachprowadzących do kilku domów przewalali się pijani, nainnych mężczyzni grali w karty; pół tuzina chłopców kopałopiłkę, już niemal rozdartą na pół, uderzając nią o ścianę domu.Ale nie było słychać ani tego, co wołali, ani co wyśpiewywali,bo wszystko zagłuszały krzyki dziecka i wrzask jego matki.Przez te dwadzieścia cztery godziny, które upłynęły odwizyty w szpitalu, bandaż małego Tommy'ego Mahona jużzniknął z jego główki.Na szczęście szwy trzymały mocno.Bandaż się w końcu znalazł i został ponownie zawiązany nagłówce małego.Od tej chwili dzieciak niemal nie przestawałpłakać - płakał przez cały dzień, jak powiedziano Marcie.Miała nadzieję, że rana nie została zakażona.Chciała jakośpomóc, ale się bała, że Teresa, która była drażliwa igwałtowna, każe jej iść do diabła.Co prawda posłuchałaprzedtem Kate, ale tylko dlatego, że jej zaimponował strójmłodej kobiety, samochód, pewność siebie i to, że naprawdęsię przejęła losem jej synka.Sama Teresa regularnie tłukłaswojego małego chłopczyka, ale nie chciałaby, żeby umarł.Opiekuj się swoimi maluchami, Tess, dopóki możesz,chciała jej powiedzieć Marta.Ani się obejrzysz, a one jużbędą duże, a wtedy kto wie, jakie okropności mogą spotkać naswojej drodze.Nie mogła przestać myśleć o Joem.Wydawało jej się, żewieki już upłynęły od jego ostatniego listu, w którym mówił,że go mają wysłać za granicę, chociaż to było zaledwie parędni temu.No nie, nie mam ochoty wychodzić dziś wieczór naśpiewanie, pomyślała Marta, kiedy grający w karty zaczęlibójkę na pięści.Bywało, że - zwłaszcza latem - King's Courtstawało się niebezpiecznym miejscem, przyciągałowłóczęgów, szukających jakiegokolwiek kąta, gdzie moglibysię przespać, a także pijaków, kryminalistów i szulerów.Wszyscy oni wiedzieli, że tam nie spotkają gliniarzy, którzynie kwapili się tu przychodzić, chyba że ich specjalniewezwano.Policjanci uważali ludzi tam mieszkających zaniewartych ochrony.A kiedy cala ta łobuzeria siedziała cicho inie wchodziła im w drogę, nie dokuczała też szacownymmieszkańcom pobliskich, porządnych ulic.Marta ażpodskoczyła, kiedy drzwi frontowe się otworzyły.- Frank! - krzyknęła z ulgą na widok najstarszego syna.We frontowych drzwiach była zasuwa, zamykana, kiedyrodzina już szła spać.Frank zasunął ją teraz i położył palec naustach.- Gdyby ktoś mnie szukał, mamo, to nie wiesz, gdziejestem.- A dlaczego? Co takiego zrobiłeś? - spytała z gniewem.-Znowu ten lichwiarz cię ściga, ten.jak mu tam, MiloO'Connor? Przychodził tutaj parę tygodni temu.- Winien jestem parę szylingów jego mamie - przyznałFrank.Próbował się uśmiechnąć, ale na próżno: wyglądał nawystraszonego.- A ile jesteś mu.jej winien? - Maggie O'Connor byłatwardą starą dziwką.Marta wolałaby umrzeć z głodu, niżpożyczyć od niej choćby pensa.Frank się skrzywił.- Tylko jakieś pięć funciaków.- Tylko pięć funtów? - wykrzyknęła Marta.- Jezus Maria,Frank! A niby skąd mielibyśmy wziąć takie pieniądze?- Ty nie musisz ich znikąd brać, mamo.- Wypiął pierś.-Ja je muszę wziąć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]