[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słyszałem jednak, że jeśli ktoś, kogo poddano działaniu gazu, dopiero co przeżył jakiś wstrząs, albo coś mu wyraźnie ciąży na sumieniu, wtedy budzi się natychmiast z chwilą, gdy gaz przestaje działać.- Jak na żołnierza masz zadziwiające wiadomości - odezwał się Carlos.- Bo ja jestem zadziwiającym żołnierzem.Alex, chwyć się za pistolet, a ja się rozejrzę.- Rozejrzysz się? - zdziwił się Carlos i sam rozejrzał się po kajucie.Było tam raptem pięć płóciennych koi, nic więcej.Nie stała w niej nawet szafka na ubranie.- Tu się nie ma co rozglądać.Petersen nie fatygował się nawet, by mu odpowiedzieć.Ściągnął koce z koi i rzucił na podłogę.Niczego nie znalazł.Podniósł jeden z pięciu plecaków i bezceremonialnie wysypał zawartość na koję.Nie natrafił na nic podejrzanego.Ot, ubrania, przybory toaletowe, znaczna ilość amunicji - część luzem, część w magazynkach - ale wydawało mu się to całkiem niewinne, nie spodziewał się bowiem niczego innego.Zawartość drugiego plecaka wyglądała tak samo.Trzeci zamknięty był na kłódkę.Petersen spojrzał na Alessandra siedzącego na podłodze.Alessandro miał znieruchomiałą twarz, twarz kompletnie pozbawioną wyrazu, co dawało efekt tak mrożący krew w żyłach, że gdyby choć odrobina zła wykwitła na jego obliczu, owa odrobinka byłaby znacznie milsza od tej całkowicie zastygłej pustki.Na Petersenie jednak czyjeś miny, bądź ich brak nigdy nie robiły większego wrażenia.- No, Alessandro i co teraz? Nie popisałeś się, co? Jak się chce coś schować, należy to robić tak, żeby się nie rzucało w oczy.A trudno nie zauważyć kłódki.Dawaj klucz.Alessandro splunął na podłogę i dalej milczał.- Pluje.Nieładnie.To dobre dla prymitywnych rzezimieszków.Alex!- Przeszukać go?- Po co? Daj nóż.Jak należało się spodziewać, nóż Alexa był ostry jak brzytwa i wszedł w twardy materiał plecaka jak w masło.Petersen zajrzał do środka.- Rzeczywiście, powinieneś mieć wyrzuty sumienia.Carlos.- Wyciągnął maleńki palnik butanowy i równie niewielki czajniczek.Czajnik nie miał pokrywki, za to jego dziobek zamknięty był nakrętką.Petersen potrząsnął naczynkiem i usłyszeli chlupotanie wody.- Nie świadczy to chyba najlepiej o gościnności "Colombo", skoro pasażerowie muszą wozić z sobą cały sprzęt do gotowania kawy czy herbaty, prawda?Kapitan wyraźnie się zdumiał.- Wszyscy goście tego statku mogą liczyć na każdą ilość kawy, herbaty i.- Nagle twarz mu się rozjaśniła.- Aha! Do użytku na lądzie!- A jakże.- Petersen rozrzucił zawartość plecaka na koi, chwilę tam grzebał i wyprostował się.- A jakże, tyle tylko, że trudno jest wyobrazić sobie te odświeżające napoje bez ziaren kawy czy liści herbaty.Znalazłem to, co chciałem, chociaż i tak wszystko było jasne od samego początku.- Zainteresował się czwartym plecakiem.- Skoro już wszystko wiesz, po co szperać dalej?- Ludzka ciekawość, no i jeszcze fakt, że Alessandro nie budzi mojego zaufania.Kto wie, może znajdziemy tu gniazdo żmij?Nie znalazł żadnych żmij, za to jeszcze dwa granaty gazowe i jednego walthera z dokręconym tłumikiem.- No proszę, do tego wszystkiego skrytobójca.Zawsze marzyłem o takim cacku.- wyznał i włożywszy walthera do kieszeni, zabrał się za ostatni plecak.Znalazł w nim tylko małą metalową skrzyneczkę wielkości połowy pudełka od butów.- Wiesz, co jest w środku? - zapytał pierwszego z brzegu; wypadło na Franco.Franco milczał.Petersen westchnął, przystawił mu lufę lugera do kolana i spytał:- Kapitanie Tremino, czy on będzie jeszcze kiedyś chodził, jak nacisnę spust?- O Boże! Kapitanowi nieobca była wojna, ale nie taka.- Może będzie chodził, ale do końca życia zostanie kaleką.Petersen cofnął się o dwa kroki.Franco wpatrywał się w Alessandra, ale ten nie odwzajemniał spojrzenia.Spojrzał więc znów na Petersena i na lufę lugera.- Wiem - zdecydował się.- Otwieraj.Franco zwolnił dwie mosiężne zapinki i wieczko odskoczyło.- Ani wybuchu, ani gazu.- Dlaczego sam nie otworzyłeś? - zainteresował się Carlos.- Bo świat pełen jest krętaczy, mój drogi.Namnożyło się ostatnio sporo takich zabawek-pułapek.Jeśli nie wie się, który guziczek i kiedy nacisnąć, można się łatwo nawdychać jakiegoś paskudnego gazu.Wiele zamków wyposaża się od pewnego czasu w takie właśnie urządzenia.- Wziął pudełko do ręki i obejrzał.Miało uformowane, wyścielane aksamitem wnętrze i zawierało szklane ampułki, dwa okrągłe puzderka i dwie nieduże strzykawki.Wyjął jedno z puzderek i potrząsnął nim; w środku coś zagrzechotało.Wręczył je Carlosowi.- Zapewne zainteresuje medyka.Przypuszczam, że są rozmaite płyny i tabletki, którymi można pozbawić świadomości na trochę, albo na zawsze.Mamy tu jeszcze siedem ampułek: jedną zieloną, trzy niebieskie i trzy różowe.Będę strzelał - ta zielona to skopolamina, środek na wzmocnienie szwankującej pamięci.Jeśli zaś idzie o różnicę w kolorze pozostałych sześciu, można ją wytłumaczyć tylko w jeden, jedyny sposób: trzy z nich zawierają dawkę śmiertelną, trzy nie.Co ty na to, kapitanie?- Całkiem możliwe.- Najwyraźniej nie był to najweselszy wieczór dla Carlosa i Petersen przestał się już dziwić jego minie oraz lękowi, z jakim przyjął na pokład Alessandra.- Oczywiście, nie da się stwierdzić, które są które.- Nie byłbym tego taki pewny - odparł Petersen i zagadnął wchodzącego George'a: - Wszystko w porządku?- Drobne nieporozumienie z młodą damą.Dość krewko protestowała przeciw konfiskacie radia.- Wcale jej się nie dziwię.Na szczęście jesteś większy od niej.- Nie napawa mnie to szczególną dumą.Cały sprzęt jest już u kapitana - zameldował i rozejrzał się po kajucie, która wyglądała tak, jakby nawiedziło ją tornado.- No popatrz, co za banda flejtuchów, no.- Odrobinę im w tym pomogłem.- Petersen zabrał Carlosowi pudełko i wręczył je George'owi.- Co o tym sądzisz?Trudno jest sobie wyobrazić, by pyzata, pogodna, cherubinowata twarz mogła w ułamku sekundy zastygnąć w kamiennej powadze, ale taką właśnie metamorfozę przeszła twarz George'a.- To jest.śmierć.- Wiem.- Alessandro?- Tak.George przyglądał się skrytobójcy przez chwilę, kiwnął głową i odwrócił się do Petersena.- Odnoszę wrażenie, że powinniśmy z nim zamienić kilka słów.- Robicie błąd.Nie znacie się na ludziach tak jak ja.Jestem w końcu lekarzem.Alessandro nie powie ani słowa - odezwał się Carlos trochę zbyt mocno drżącym głosem.George odwrócił się w jego stronę, ani na jotę nie zmieniając wyrazu twarzy.Carlos cofnął się.- Cicho bądź, mały człowieczku.Pięć minut sam na sam ze mną, no, góra dziesięć, i nie ma na świecie takiego faceta, który nie nabrałby chęci na rozmowę.Jemu wystarczy pięć.- Możliwe, że do tego dojdzie, całkiem możliwe.zgodził się Petersen.- Ale wszystko po kolei.Oprócz ampułek znaleźliśmy jeszcze kilka ciekawych rzeczy.Ot, choćby ten pistolet z tłumikiem.- Pokazał George'owi walthera.- Dwa granaty gazowe, palnik butanowy, czajniczek i ze dwieście sztuk naboi.Jak myślisz, po co ten czajnik?- Jest tylko jedno wytłumaczenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]